Na pierwszy rzut oka nie widać, że nowy CL mierzy ponad 5 metrów długości i że waży 2,2 tony. Na parkingu zupełnie się nie wyróżnia. Może dlatego, że obok stoją jeszcze dwa takie same Mercedesy, a dalej jeszcze CLK 63 AMG Cabrio... ale to nieważne. Stoję przed samochodem, w którym, tradycyjnie dla marki ze Stuttgartu, znalazło się kilka innowacji technicznych - na przykład pięciofunkcyjny system reflektorów (Intelligent Light System) czy system samoczynnego prewencyjnego hamowania Pre-Safe Brake. Ten ostatni, posługując się radarem tempomatu Distronic, ocenia, czy występuje groźba zderzenia z tyłem poprzedzającego bądź nieruchomego pojazdu i w razie potrzeby inicjuje samodzielne hamowanie (tylko 40% pełnej siły hamowania - z powodów prawnych). Jeżeli nawet zderzeniu nie uda się zapobiec, to przynajmniej nastapi ono przy zredukowanej prędkości. Ale dzisiaj z tej "pomocy naukowej" i z supernowoczesnych biksenonów nie mam zamiaru korzystać.

Przednie fotele w aucie, którym mam jeździć, czyli CL 600 (jest jeszcze CL 500 i CL 63 AMG) wyglądają inaczej niż w normalnej klasie S (mają zintegrowane pasy i składają się ich oparcia), ale każdy, kto jeździł W221 i poznał działanie nowego systemu COMAND, szybko tak ustawi sobie fotel, w tej wersji z wentylacją i masażem, by czuć się idealnie. Elementy tablicy przyrządów także są identyczne do tych w aktualnej klasie S i to nie jest żadna wada. Wnętrze wygląda luksusowo i wyjątkowo, a subtelna automatyczna klimatyzacja oraz zestaw audio LOGIC7 zdabają o to, by główne zajęcie współczesnego kierowcy, czyli nudzenie się w ulicznych korkach, stało się milszym przeżyciem.

Silnik w tym samochodzie to V12 biturbo o pojemności 5,5 litra, mocy 517 KM i maksymalnym momencie obrotowym 830 Nm. Silnik ten napędza tylne koła modelu CL za pośrednictwem 5-stopniowej przekładni automatycznej, rozpędzając ciężkie auto do setki we wzbudzające szacunek 4,6 sekundy. Prędkość maksymalna, ograniczona elektronicznie, wynosi 250 km/h. Gdy tylko udaje mi się wydostać na pozbawiony ograniczeń prędkości odcinek autostrady numer 8 pomiędzy Stuttgartem i Monachium, natychmiast sprawdzam, czy rzeczywiście CL 600 tak piorunująco przyspiesza. I to wszystko prawda, ale największe wrażenie może zrobić przyspieszenie w górnym zakresie prędkości - od 60 do 120 km/h potężny Mercedes rozpędza się w 4,8 sekundy. Żadne, absolutnie żadne wyprzedzanie nie stanowi problemu.

Czyżby więc kolejny przykład tego, co złośliwi inżynierowie z Monachium nazywają "zwinnością wzdłużną"? Otóż nie. Układ Active Body Control (ABC) dba o aktywną redukcje przechyłów nadwozia na zakrętach i, choć w seriach ciasnych serpentyn czuje się masę auta, pozostaje ono posłuszne i niemęczące. Owszem, szybka jazda w górach czasem przypomina manewrowanie lotniskowcem w porcie rybackim, ale CL na szczęście odziedziczył też zwinność nowej klasy S, z którą dzieli większość istotnych mechanizmów. Przy znieczulonym ESP można sobie nawet pozwolić na krótki, acz efektowny drift - ale większość nabywców tych aut nigdy się o tym nie dowie. Na trasie traktowanie przez ten samochód kierowcy i pasażerów graniczy z geniuszem - podróżuje się nim bez zmęczenia. Cicho, łagodnie i spokojnie, przy akompaniamencie muzyki brzmiącej o niebo lepiej niż u mnie w domu (uwaga: jazz i muzyka klasyczna brzmi szczególnie soczyście). Choć przejechałem nim tylko kilkaset kilometrów, jestem niemal pewny, że po autostradach cywilizowanej Europy można nim pokonać cały kontynent, wysiąść, otrzepać się i iść się bawić. Na dłuższą metę nie męczy jak SLR, a wygląda się w nim młodziej i mniej poważnie niż w S-klasie... chociaż sam nie wiem. Dla wielu osób będzie miał podstawową cechę - to znowu prawdziwy Mercedes.