Ten samochód to kameleon. Zaspokoi potrzeby i snoba, i kogoś, kto o jeździe samochodem naprawdę ma pojęcie. Bliski krewny pickupa Navara, ma pięciodrzwiowe nadwozie i poszukiwane przez wszystkich atrybuty luksusu: system nawigacyjny, automatyczną klimatyzację, ESP. I choć skóra foteli w testowanym egzemplarzu miała typowo japoński plastikowy wygląd, dla typowych miejskich użytkowników takiego samochodu ważniejsze będzie położenie "auto" selektora trybów pracy przeniesienia napędu - dzięki niemu akurat tego aspektu jazdy terenowej uczyć się nie trzeba.

Patrząc zza kierownicy, Pathfinder na drodze zachowuje się prawie tak samo jak pickup Navara, ale reakcje na skręt kierownicy są bardziej ociężałe, zaś przy tylnym napędzie i wyłączonym ESP nadsterowność pojawia się później i łagodniej (mocniej dociążona tylna oś). W porównaniu do pickupa zyskał też komfort jazdy - wzdłużne kołysanie nieobciążonego samochodu na nierównościach (tzw. galopowanie) praktycznie nie występuje.

Przeszło dwutonowy, kanciasty Pathfinder, napędzany turbodieslem o pojemności 2,5 litra i mocy 174 KM, przyspiesza na tyle żwawo, że w dolnym zakresie prędkości potrafi zaskoczyć kierowców samochodów osobowych. Sprint do setki zajmuje mu 12,3 sekundy, zaś prędkość maksymalna wynosi 175 km/h. Przy próbach szybkiej jazdy trzeba pamiętać, że fizyki nie da się oszukać i zestrojony "na podsterownosć" Nissan ma często ochotę wyjechać z zakrętu przodem. Można wtedy liczyć na interwencję ESP albo próbować zbalansować samochód gazem. Skuteczne - jak na samochód terenowy - hamulce wzbudzają zaufanie.

Nissan Pathfinder może być bulwarową terenówką, jeśli ktoś koniecznie takowej potrzebuje, ale w rękach wprawnego kierowcy to auto o samonośnym nadwoziu nie boi się wyprawy w głęboki piach i błoto. To dobrze, bo za dużo już produkuje się samochodów terenowych, dla których wyjazd z pokrytego śniegiem parkingu może stanowić problem.