A jak jest naprawdę z tym "ognistym" ("ignis" z łac. "ogień") pojazdem? Jeśli chodzi o wyższość Ignisa nad konkurencją, to bez wątpienia udało się to w kategoriach bezwzględnych: nowa "Suzi" jest co prawda krótsza o całe 20 cm i węższa aż o 5 cm od Corsy, za to "przeskakuje" ją wzrostem aż o 10 cm. W połączeniu ze świeżym designersko wyglądem oraz wielkim prześwitem (165 mm) autko wydaje się o wiele większe, niż jest w rzeczywistości. Opinia ta potwierdza się po zajęciu miejsca wewnątrzJest tam wprawdzie mnóstwo przestrzeni na wysokości głowy (i nad nią), ale miejsca do siedzenia nie znajdziemy zbyt wiele.Z tyłu - jak zresztą zwykle w małych autach - jest jeszcze ciaśniej. Jeśli pasażerowie odsuną przednie fotele do końca, na kanapie tylnej zmieszczą się tylko niewysocy gimnastycy. Jeśli jednak kierowca i jego "prawy" zechcą się ograniczyć, tym za nimi może być całkiem wygodnie - a to dzięki wysokim oparciom o regulowanym kącie nachylenia i prawidłowo ukształtowanym siedziskom. Jednakże Suzuki nie wykorzystało szansy na maksymalizację wszechstronności samochodu. Tylko oparcie tylnej kanapy jest dzielone, siedzisko nie. A mierzący 181 l bagażniczek mógłby na tym zyskać. Po złożeniu oparcia mieści bowiem 419 l. Bagażnik Ignisa ma jednak sporo zalet: dzięki płaskiej podłodze i krawędzi załadunkowej na dogodnie niskiej wysokości wygodnie się do niego wstawia pakunki, a pod podłogą kryje się praktyczny i całkiem duży schowek. W dodatku małe Suzuki naprawdę potrafi sporo przewieźć: mając maksymalną ładowność wynoszącą 480 kg bije na głowę nawet większość samochodów kompaktowych. Podobnie ma się rzecz z jego 83-konnym silnikiemNiewielka, bo raptem 1,3-litrowa jednostka, prezentuje się jako motorek bardzo dzielny, elastyczny i uwielbiający wysokie obroty. Owszem, poniżej 2000 obr./min trudno go namówić do jakichś fajerwerków, ale powyżej zachowuje się już bardzo żwawo, a od 3500 obrotów jest gotów do dowolnego szaleństwa. Nie przeszkadza nawet, że ten wykonany w całości z aluminium, 16-zaworowy silnik staje się wręcz hałaśliwy na końcu obrotomierza, jeśli osiągi są po prostu bardzo dobre. Przyspieszenie 11 sekund do 100 km/h to wynik znakomity w tej klasie wielkościowej, biorąc pod uwagę moc i pojemność skokową silnika. Zaskakująco skuteczne wobec temperamentu jednostki napędowej jest także zawieszenieMimo wyłącznie niedogodnych założeń konstrukcyjnych, a więc krótkiego rozstawu osi, wąskiego rozstawu kół i wąziutkich, wręcz kiszkowatych opon - o wysokości auta już nie wspominając - Ignis nawet w "teście łosia" absolutnie bezproblemowo utrzymał zadany tor jazdy.Jednocześnie autko jest zwinne i bardzo zwrotne, w czym wielką pomocą jestprecyzyjny układ kierowniczy z elektrohydraulicznym wspomaganiem. Istnieje, oczywiście, także druga strona medalu. Tak pewna charakterystyka okupiona jest twardymi nastawami resorowania. Ignis pokonuje nierówności jezdni podskakując, a cienko obite fotele niespecjalnie pomagają kręgosłupom pasażerów w znoszeniu tych niedogodności. Tym samym Suzuki idzie niejako pod prąd światowych trendów, jako że małe samochody stają się coraz bardziej komfortowe. Ale Japończykom w przypadku Ignisa na tym nie zależy, bo inaczej nie oferowaliby tego trzy- lub pięciodrzwiowego samochodziku na życzenie z napędem na cztery koła. A przyznać trzeba, że w takim wydaniu Suzuki staje się naprawdę wyjątkową ofertą. W Polsce Ignis będzie dostępny od połowy 2001 roku, a jego cena jeszcze nie jest znanaW Niemczech kosztuje 22 400 DEM, dopłata za napęd na cztery koła wynosi 1900 DEM. Nawet przy bezpośrednim przeliczeniu wydaje się to bardzo atrakcyjną propozycją.
Suzuki Ignis 1.3 - Ognista bestyjka
Za pomocą Ignisa Suzuki chce iść do góry. To nie miało być - i nie jest - zwykłe mini, tylko skrzyżowanie auta terenowego, sportowego i kompaktowego vana.