- Zakup dobrego samochodu z rynku wtórnego może wymagać – oprócz wiedzy – refleksu oraz porządnych zdolności negocjacyjnych
- Coraz większą rolę w sprzedaży aut używanych odgrywają portale społecznościowe – przede wszystkim Facebook
- ważna kwestia to numer VIN, bo na jego podstawie da się dziś często ustalić wiele ciekawych faktów z historii danego samochodu
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Gdyby ktoś przespał ostatnie kilkanaście miesięcy i właśnie obudził się z zamiarem kupienia samochodu – czy to z salonu, czy to używanego – ten mógłby pomyśleć, że nadal śni. No bo tak: fabryki – przynajmniej niektóre – miały (lub nadal mają) problem z ciągłością pracy, gdyż brakowało (i niekiedy nadal brakuje) kluczowych surowców. Na przykład tych niezbędnych do produkcji elektroniki. Poza tym w 2020 i 2021 r. wpływ na obniżenie produkcji nowych samochodów także w Europie, miały m.in. twarde lockdowny wprowadzone przez kilka krajów będących liderami w branży motoryzacyjnej.
I choć niektóre salony i marki działają już względnie normalnie, a rekordy sprzedaży biją modele drogie, szybkie i ekskluzywne (m.in. Ferrari, Porsche, Lamborghini), to nadal są takie salony, które nie bardzo mają co sprzedawać. Są też i takie, które co prawda dostały jakieś auta, ale albo trzeba na nie długo czekać, albo zapłacić więcej, niż wynikałoby to z pierwotnej umowy. Część kupujących – z braku innego wyjścia – skłania się więc ku autom używanym, dlatego popyt na takie pojazdy rośnie. A to z kolei oznacza wzrost cen.
Mamy więc efekt domina: na rynku wtórnym liczba ofert spada, natomiast ceny wywoławcze (i transakcyjne!) coraz częściej rosną. Dotyczy to głównie młodszych aut, ale nie tylko – sytuację dostrzegli też już ubezpieczyciele, którzy adekwatnie podnoszą wartość nawet leciwych aut. Dobre samochody znikają w okamgnieniu, tak samo, jak i te za kilka-kilkanaście tysięcy złotych. Nawet gdy ich stan techniczny nie jest wybitny. Do tego szaleje inflacja, wartość nabywcza pieniądza spada.
Według ostrożnych szacunków sytuacja na rynku nowych aut ma się zacząć stabilizować dopiero na początku 2023 r., a może nieco później. Wraz z nią zmianie (czyli w teorii poprawie) powinna ulec też sytuacja na rynku wtórnym. Ale to dopiero za jakiś czas. Na razie jednak jest jak jest i zakup dobrego samochodu z rynku wtórnego może wymagać – oprócz zwyczajowej wiedzy dotyczącej m.in. oględzin, negocjacji i formalności, których należy dopełnić po zakupie – refleksu oraz porządnych zdolności negocjacyjnych. Jak bowiem szacują eksperci OLX i otomoto.pl, średnia cena wywoławcza samochodu używanego wzrosła – w porównaniu z sytuacją sprzed pandemii – o niemal 50 proc. I choć ceny transakcyjne w części przypadków aż tak mocno nie wystrzeliły, to tendencję potwierdzają także firmy zajmujące się wyceną samochodów – jak mówi Dariusz Wołoszka z Info-Ekspert: W najbliższym czasie na rynku wtórnym sytuacja nie ulegnie poprawie i samochody używane również będą drożały.
Wyszukujemy oferty — portale ogłoszeniowe, aukcyjne i społecznościowe, fora
Niemal cały handel samochodami używanymi już dawno przeniósł się do internetu. Giełdy w zasadzie wymarły, czasem można jeszcze spotkać tu i ówdzie samochód z kartką "sprzedam" przyklejoną do szyby, ale jeśli szukasz auta używanego i nie masz żadnych wieści o interesującym egzemplarzu przez pocztę pantoflową, zostaje ci w zasadzie jedno wyjście – internet. Największe portale ogłoszeniowe to dziś m.in. OtoMoto, OLX, Sprzedajemy, Gumtree i Gratka, natomiast rola Allegro wydaje się znacznie mniejsza niż kiedyś (choć nadal to popularne miejsce dla osób szukających części). Warto też z pewnością zajrzeć na fora poświęcone danej marce – trafiają się tam zarówno auta od prawdziwych miłośników, którzy wkładają dużo serca i pieniędzy w swoje pojazdy, ale można też spotkać fantastów żądających absurdalnych sum za samochody w przeciętnym stanie.
Coraz większą rolę w sprzedaży aut używanych odgrywają też portale społecznościowe – przede wszystkim Facebook. W tzw. grupach poświęconych danej marce (modelowi) trafiają się samochody, których właściciel nie wystawił jeszcze na żadnym z portali, ale też i oferty od handlarzy, którzy dołączają do danej grupy po to, by zwiększyć zasięg swojej oferty.
Czego szukać w ogłoszeniu? Przede wszystkim konkretów (np. historia napraw i eksploatacji) i zdjęć pokazujących auto z każdej strony. Jeśli sprzedający uporczywie nie pokazuje samochodu z którejś perspektywy, a wstawia po kilka zdjęć z innej, to albo jest amatorem, albo wie, czego nie ujawniać w ogłoszeniu. W razie wątpliwości można też spróbować poprosić o dosłanie zdjęć interesujących nas detali – odmowa może oznaczać coś złego albo np. zwykłe lenistwo. Ważne: niektóre samochody i odcienie lakieru wychodzą na zdjęciach inaczej niż w rzeczywistości, co może prowadzić np. do błędnego założenia, że dany element był malowany.
Dość ważna kwestia to numer VIN, bo na jego podstawie da się dziś często ustalić wiele ciekawych faktów z historii danego samochodu. I tak np. OtoMoto wymaga, by wpisać go w każdym wystawianym ogłoszeniu (wyjątki to auta nowe i te sprzed 1981 r.). I choć wielu sprzedających tak robi, to są i tacy, którzy wpisują fikcyjny ciąg znaków, możliwy do wyłapania już na pierwszy rzut oka (np. XXXXX). Są jednak i tacy, którzy "mylą się" o jeden znak lub wpisują numer z innego, acz podobnego samochodu. I liczą na to, że mało kto się zorientuje. Szkoły są różne – jedna mówi, by takie ogłoszenie odpuścić, inna z kolei utrzymuje, że każdy może się pomylić. Zwłaszcza gdy ten ktoś jest handlarzem obracającym dużą liczbą aut naraz. Gorzej, gdy sprzedający przez telefon nie chce podać numeru VIN.
VIN — czego się dzięki niemu dowiem? Czy ustalę coś za darmo?
Jeśli w ogłoszeniu numeru nie ma, to często warto poprosić sprzedającego o przekazanie go. A lepiej to zrobić, bo dziś – w czasach internetu – VIN daje dość szerokie pole do manewru, jeśli chodzi o weryfikację historii danego samochodu. Możliwości masz co najmniej kilka.
Darmowa baza CEP (Centralna Ewidencja Pojazdów), https://historiapojazdu.gov.pl
Znajdziesz tu dane o przebiegach pojazdów (dane z polskich przeglądów rejestracyjnych gromadzone są od 2014 r.), ale także m.in. informację o tym, czy dany pojazd ma ważną polisę OC oraz ilu było właścicieli (oficjalnych, tzn. tych, którzy zarejestrowali samochód na siebie; dane obejmują zarówno osoby fizyczne, jak i firmy). Coraz częściej w bazie CEP można znaleźć dane na temat ewentualnej wypadkowości oraz tego (informacje o szkodzie istotnej gromadzone się od 1 marca 2020 r.), czy interesujący nas pojazd nie został wcześniej wycofany z ruchu. Obecnie w bazie coraz częściej można też trafić na dane z zagranicy, dostarczane przez firmy zewnętrzne (Carfax, AutoDNA). Aby uzyskać dostęp do informacji o danym aucie, będziesz potrzebował – oprócz VIN-u – także aktualny numer rejestracyjny (polski, co jasne) oraz datę pierwszej rejestracji danego auta (rubryka "B" w dowodzie rejestracyjnym);
Samochody niezarejestrowane w Polsce
Można je sprawdzić bezpośrednio u komercyjnych dostawców, takich jak wspomniane wyżej Carfax, AutoDNA czy Autobaza. Nie ma, niestety, reguły na to, jak szczegółowy będzie raport, ale jest tak, że im wyższa cena, tym większa szansa na dużą liczbę danych (w zależności od dostawcy raportu – np. zdjęcia ze starych ogłoszeń, przebiegi, historia ubezpieczeniowa, dostęp do bazy serwisowej danej marki itp.). Raport szczególnie warto wykupić w przypadku pojazdów z USA/Kanady, które zazwyczaj mają na koncie mniejsze lub większe uszkodzenia, a czasem też status (tzw. title), który może mocno utrudnić zarejestrowanie takiego auta w Polsce. Uwaga: czasem w bazach zdarzają się błędy, więc nie zaszkodzi zweryfikować kilku różnych źródeł.
Dobrymi bazami dysponują także m.in. Belgia (Carpass), Dania, Holandia (NAP), Szwecja i Wielka Brytania; numer VIN można też spróbować po prostu wpisać w internetowej wyszukiwarce, bo przy odrobinie szczęścia trafisz np. na archiwalne ogłoszenia sprzed lat, czasem uda się namierzyć wątek na forum danej marki poświęcony konkretnemu egzemplarzowi (np. ktoś już go kiedyś oglądał i poleca/odradza).
Baza serwisowa ASO
Mając numer VIN, możesz też spróbować skorzystać bezpośrednio z bazy serwisowej danej marki (przebiegi, daty i zakresy przeglądów/napraw). Ale tu kilka ważnych zastrzeżeń: po pierwsze, nie każda marka taką bazę prowadzi, po drugie, nie o każdym aucie uda się znaleźć wystarczająco dużo danych, po trzecie, część producentów ma dane obejmujące tylko polskie serwisy, a jedynie część – również zagraniczne (to o tyle dobrze, że za granicą łatwiej trafić na auto, które również po okresie gwarancyjnym regularnie odwiedza serwis dilerski). No i najważniejsze – danych możesz przez telefon/mejlowo nie uzyskać. Często wymagana jest obecność właściciela danego auta, co znacznie utrudnia skorzystanie z tej formy weryfikacji.
Weryfikacja samochodu na zlecenie — warto?
Jeśli nie czujesz się na siłach albo np. nie masz czasu i nie chcesz jeździć na drugi koniec Polski, by obejrzeć auto, a potem wrócić z kwitkiem (mimo iż sprzedający przez telefon zapewniał, że to najlepsza oferta pod słońcem!), to możesz skorzystać z oferty firmy dokonującej oględzin na zlecenie.
Zazwyczaj wygląda to tak: rzeczoznawca jedzie na miejsce, weryfikuje stan techniczny auta (w zależności od firmy/pakietu usługi podłącza komputer diagnostyczny i/lub wykonuje tzw. ścieżkę zdrowia w stacji kontroli pojazdów), wykonuje pomiar grubości powłoki, weryfikuje szyby, mierzy głębokość bieżnika itd. Raport z oględzin zawiera przeważnie szczegółową dokumentację zdjęciową oraz opinię, czy dane auto nadaje się do zakupu, czy nie. Czasem firmy mają też dostęp do bazy serwisowej danej marki i mogą w raporcie umieścić również dane wyciągnięte stamtąd. Koszt takiej usługi jest dość różny i zależy m.in. od tego, co będzie w niej zawarte. Przeważnie trzeba się szykować na wydatek rzędu kilkuset złotych i pamiętać o tym, że rzeczoznawcy popularnych firm bywają rozchwytywani i mają dość długie terminy.
Zakup auta na odległość — jak działa? Warto?
Zwłaszcza dziś, czyli w dobie pandemii, firmy reklamują możliwość zakupu samochodu na odległość. Wystarczy otworzyć odpowiednią stronę, wybrać samochód, dokonać płatności i… voilà, gotowe. Samochód zostanie dostarczony pod podany adres, a gdyby miał się nabywcy nie spodobać, to przed upływem określonego w umowie terminu (np. 14 dni) można go zwrócić. Oczywiście, ta opcja obwarowana jest kilkoma obostrzeniami, np. auto nie może przejechać więcej, niż określono w umowie (np. 150 km), poza tym musi wrócić do sprzedawcy w takim stanie, w jakim wyjechało. I za transport z powrotem odpowiedzialny jest, co jasne, kupujący. Pewnym ułatwieniem jest w tej sytuacji to, iż takie auta – choć przeważnie odczuwalnie droższe niż w tradycyjnych komisach – często są dość dokładnie sprawdzane przed wystawieniem na sprzedaż, a kupujący otrzymuje do wglądu raport z tych oględzin. Naszym zdaniem – ciekawa, choć nietania alternatywa dla zwykłych komisów, na dodatek taka, która z czasem będzie zyskiwała na znaczeniu.
Ale oględziny i jazda próbna to nie wszystko. Zawsze przypominamy też o tym, żeby nie wydawać na zakup samochodu całego dostępnego budżetu, bo w zdecydowanej większości przypadków po niedługim czasie na jaw wychodzą jakieś kwestie, których podczas oględzin lub jazdy próbnej nie udało się wyłapać. Bezpieczniej będzie więc przyjąć, że w zasadzie każde auto wymaga "na dzień dobry" jakiegoś wkładu, a przypadki, gdy da się po prostu wsiąść i jechać, są jednak, niestety, rzadkie. Chyba że samochód jest bardzo młody i zadbany oraz kosztował fortunę.
Często zdarza się tak, że auto trafia na rynek właśnie wtedy, gdy szykują się jakieś wydatki i sprzedający nie chce już więcej inwestować. W takiej sytuacji powinien o tym poinformować kupującego – jeśli tego nie zrobi, a wada będzie poważna, to nabywca może (a nawet powinien) dochodzić swoich praw np. w ramach rękojmi.
Oględziny samochodu używanego – na co zwrócić uwagę?
Dużo zależy od tego, jakie auto i w jakiej kwocie planujecie oglądać. No bo tak: pojazd za kilka tysięcy złotych powinien przede wszystkim być w znośnym stanie technicznym, natom kwestie związane np. z badaniem grubości powłoki lakierniczej – choć ważne – schodzą w takim wypadku raczej na drugi plan. Trudno bowiem oczekiwać od starego auta, by miało w 100 proc. fabryczny lakier (no, chyba że sprzedający wyraźnie ten fakt podkreśla; w takiej sytuacji, jeśli macie pod ręką miernik, warto jego słowa zweryfikować), ale z drugiej strony – dobrze, by jednocześnie nie było w przeważającej części pokryte szpachlą ani nie zostawiało czterech śladów. Bo nawet samochód za nieprzesadnie duże pieniądze nie powinien stanowić zagrożenia dla niczyjego bezpieczeństwa.
Niedrogie auta wielu kupujących sprawdza na własną rękę, ewentualnie w stacji kontroli pojazdów. Bo jest taniej i szybciej. Natomiast im wyższa wartość danego pojazdu, tym wysiłki związane z dokładnym określeniem jego stanu technicznego – zazwyczaj – są większe. To jest absolutnie zrozumiałe: od droższych samochodów mamy prawo oczekiwać więcej, wielu kupujących, gdy inwestują większe sumy, chce mieć pewność, że ich pieniądze nie pójdą na marne.
W galerii pokazujemy, jak powinna wyglądać podstawowa weryfikacja samochodu, którą każdy może wykonać na własną rękę. Jeśli czujecie się na siłach, to na jej podstawie możecie podjąć decyzję o zakupie lub odrzuceniu danego egzemplarza, natomiast jeśli macie wątpliwości, możecie wykorzystać tę metodę do tego, by odrzucić ewidentnie nienadające się samochody, a te rokujące na przyszłość sprawdzić dalej – m.in. u mechanika, który dodatkowo podłączy np. komputer diagnostyczny i na podnośniku zweryfikuje stan zawieszenia oraz elementów układu kierowniczego.
Jaki serwis wybrać do ewentualnej dalszej weryfikacji? Tu też dużo zależy od tego, czy będzie to warsztat niezależny, czy ASO. I od tego, jaki zakres usługi wybierzecie – serwisy autoryzowane potrafią cenić swoje usługi nawet na 500-1000 zł za oględziny, tymczasem niezależne firmy przeważnie okazują się odczuwalnie tańsze.
Zacznij od dokumentów
Nie każdy o tym pamięta, bo z emocji czasem pewne sprawy nam umykają, a z kolei niektórzy wcale się takimi sprawami, jak papierologia, nie przejmują. A to błąd – naszym zdaniem oględziny warto zacząć właśnie od sprawdzenia dokumentów i od porównania numeru VIN z tym, co widać na aucie, i tym, co znajduje się w dowodzie rejestracyjnym. Warto zapytać też o ewentualne rachunki z poprzednich napraw i obejrzeć książkę serwisową – jeśli jest. Kiedyś książki były nagminnie podrabiane, natomiast dziś, gdy dostęp do wielu informacji da się uzyskać online, skala problemu wydaje się mniejsza.
Kupiłem auto – jakich formalności muszę dopełnić?
Od 31 stycznia nie trzeba już wymieniać tablic samochodu, który był zarejestrowany w Polsce. Do tej pory taką możliwość mieli ci, którzy kupili samochód z tego samego powiatu lub w ramach Warszawy (niezależnie od dzielnicy – każda ma osobny wyróżnik). Dziś mieszkaniec Podkarpacia, gdy chce zarejestrować auto kupione np. ze Szczecina, nie musi już wymieniać numerów i może jeździć na tych ze stolicy Pomorza Zachodniego – to pewne ułatwienie, poza tym pozwala zaoszczędzić ok. 100 zł. Nie można natomiast zostawić starych tablic w dwóch przypadkach: gdy są to te sprzed marca 2000 r. (czarne) oraz białe, ale z flagą Polski zamiast gwiazdek UE.
1 lipca 2021 r. znów wydłużono termin na zarejestrowanie samochodu sprowadzonego z innego kraju UE oraz zgłoszenie nabycia/zbycia auta z polskimi tablicami – wcześniej w obu przypadkach wynosił on 30 dni, a chwilowo mamy na to 60 dni. Urzędy pracują przeważnie w normalnym trybie, ale zachęcamy do tego, by skorzystać, jeśli się da, z internetowej rejestracji terminu wizyty. To dość proste i wygodne, pozwala zaoszczędzić sporo czasu.
Jakie formalności czekają cię po zakupie auta?
W przypadku auta sprowadzonego z UE jest 60 dni na to, by je zarejestrować; w przypadku auta z polskimi tablicami masz 60 dni na to, by zgłosić jego nabycie; zarejestrowanie, w rozumieniu tego słowa jak w przypadku auta z UE, w teorii konieczne nie jest. Nabycie można zgłosić na różne sposoby: np. osobiście w urzędzie, drogą elektroniczną, listowną lub przez tzw. skrzynkę podawczą wydziału komunikacji.
Uwaga: kara za niedotrzymanie terminu – w obu wspomnianych wypadkach – wynosi od 200 do 1000 zł; jeśli kupisz samochód na podstawie umowy kupna-sprzedaży, masz 14 dni na złożenie deklaracji PCC-3, powinieneś też odprowadzić kwotę w wysokości 2 proc. wartości rynkowej auta na konto właściwego urzędu skarbowego. Deklarację można złożyć osobiście, ale również i drogą elektroniczną oraz listowną (polecony).
Uwaga: podatek od czynności cywilnoprawnych nie obejmuje pojazdów kupionych na fakturę, a także tych do wartości 1000 zł. Z opłaty zwolnione są ponadto: osoby niepełnosprawne, organizacje pożytku publicznego, jednostki samorządu terytorialnego i Skarb Państwa. Mandat za niezłożenie deklaracji zależy od wysokości pensji minimalnej i w tym roku wynosi od 301 do 6200 zł. W razie przekroczenia terminu, aby uniknąć grzywny, należy niezwłocznie złożyć deklarację PCC-3 wraz z tzw. czynnym żalem. To pismo, w którym wskazuje się powód wystąpienia spóźnienia. Jeżeli jednak spóźnienie będzie na tyle duże, że wykryje je urzędnik, to czynny żal może nie pomóc. Dobra wiadomość jest taka, że ze względu na pandemię wnioski o odroczenie płatności podatku bywają rozpatrywane pozytywnie.
Ubezpieczenie OC zakupionego auta "przechodzi" na kupującego, jednak gdy polisa dobiegnie końca, nie zostanie automatycznie wznowiona – warto o tym pamiętać, bo kary są w tym wypadku wyjątkowo dotkliwe i zależą od liczby dni, w których wystąpiła przerwa w OC. Jeśli chodzi o zgłoszenie zbycia auta pod kątem OC, to ten obowiązek spoczywa właśnie na sprzedającym.
Kupiłem pojazd z wadą ukrytą – co dalej?
Dobra wiadomość jest taka, że każdy sprzedawca jest odpowiedzialny względem kupującego na podstawie rękojmi, jeżeli przedmiot umowy ma wadę (ukrytą) – fizyczną lub prawną (art. 556 kc). Zapis ten dotyczy zarówno sprzedawców prywatnych, jak i firmy i obejmuje towary fabrycznie nowe, lecz także i używane. Zakres i czas obowiązywania rękojmi określają przepisy (2 lata!), jednak za zgodą obu stron ten czas można skrócić (nie bardziej niż do roku; dotyczy rzeczy używanej). Rękojmię można też w określonej sytuacji całkowicie wykluczyć (np. poprzez zapis w umowie kupna – warto wszystko dokładnie czytać), tyle że nawet wtedy konsument nie zostaje całkiem na lodzie. Jeśli bowiem okaże się, że sprzedawca celowo i z rozmysłem zataił wady samochodu, to wówczas zapis o wykluczeniu rękojmi da się anulować. Rękojmi wykluczyć nie może komis, gdy kupującym jest osoba fizyczna.
Z rękojmi można (a nawet należy!) skorzystać w sytuacji, gdy okaże się, że kupiony pojazd używany ma wady fizyczne lub prawne. O wadzie fizycznej mówimy np. wówczas, gdy sprzedający zataił jakąś usterkę, auto ma zaniżony przebieg, zatuszowane naprawy powypadkowe albo nie zgadza się jego rok produkcji. Mówiąc krótko: pojazd nie ma określonych właściwości, o których zapewniał sprzedawca. Z wadą prawną mamy natomiast do czynienia m.in. wtedy, gdy ktoś sprzedał nam samochód, który nie był jego własnością (np. pochodzi z kradzieży), albo prawo do danego auta mają też inne osoby lub podmioty. To także sytuacja, kiedy ze względu na jakieś kwestie formalne zatajone przez sprzedawcę nie możemy z samochodu korzystać, gdyż ten nie ma prawa do rejestracji.
Czego możemy domagać się od sprzedawcy na podstawie rękojmi? Opcje obejmują: obniżenie ceny, odstąpienie od umowy lub wymianę na towar wolny od wad, lub jego naprawę. Ale uwaga: jeżeli sprzedający niezwłocznie wymieni pojazd na wolny od wad lub go naprawi, to zazwyczaj nie ma możliwości odstąpienia od umowy (wyjątek to sytuacja, gdy wcześniej rzecz ta była już przez sprzedawcę wymieniana lub naprawiana). Nie możecie też odstąpić od umowy, jeżeli wada okaże się nieistotna i będzie to np. zarysowana felga albo uszkodzony element wyposażenia.
Oględziny na własną rękę połączone z pomiarem lakieru to – w teorii – prosta sprawa. Ale o kilku ważnych kwestiach trzeba pamiętać. Np. w przypadku sprawdzania grubości powłoki lakierniczej – część osób, gdy ma w ręku miernik lakieru, myśli, że to urządzenie jest tu kluczem do wszystkiego. I owszem, dobry miernik jest bardzo przydatny, ale też trzeba wiedzieć, jak go używać, bo sprytny oszust tak przygotuje powypadkowy samochód, że laik – nawet dysponujący dobrym miernikiem – sam wiele nie wyłapie. Mierzymy analogiczne elementy po obu stronach auta (w tym wnęki drzwi – tu lakier powinien być znacznie cieńszy), sprawdzamy ich spasowanie oraz szukamy ewentualnych śladów demontażu poszczególnych elementów (np. śruby). Sprawdzamy, czy oryginalne naklejki są tam, gdzie powinny być, a także czy wszystkie elementy mają ten sam odcień lakieru. Uwaga: niekiedy przejście między elementem z tworzywa (np. zderzak) a blachą jest widoczne nawet na samochodzie, który nigdy nie był malowany. Ile wynosi fabryczna grubość lakieru? Nie ma na to reguły, ale przeważnie jest to od niecałych 100 do ok. 180 mikronów. Mniejsze wartości to norma w autach japońskich. Lakier o grubości powyżej 200 mikronów to zazwyczaj podwójna warstwa. Od ok. 300-350 wzwyż – już raczej szpachla.
Poziom mierzymy na płaskim, kilka minut po zgaszeniu silnika. „Majonez” na korku to czasem efekt usterki, ale i jazdy na krótkich odcinkach.
Ślady napraw nierzadko widać z przodu (pas, chłodnice, podłużnice itp.). Lampy często mają naklejkę z datą produkcji.
Sprawdzamy ilość płynu w zbiorniczku, na tyle, na ile się da, kontrolujemy stan i szczelność przewodów (nie mogą "puchnąć").
Nawet jeśli dany element ma nominalną grubość powłoki, to mógł zostać wymieniony "w kolor". Wtedy jednak często widać ślady okręcania.
Auta wystawione na sprzedaż często mają zużyte opony, warto też skontrolować stan układu hamulcowego.
Zużycie wnętrza może, ale nie musi świadczyć o przebiegu. Kierownicę da się łatwo wymienić lub dać do obszycia.
Zajrzyj pod wykładzinę. Podłoga nie może nosić śladów napraw i "prostowania". Zwróć uwagę na nietypowe ślady korozji.
Wszelkie stare nalepki serwisowe mogą pomóc ustalić właściwy przebieg – czasem ktoś cofa licznik, ale zapomina usunąć te głębiej schowane dowody. Wyjątkowo perfidni oszuści działają dokładnie na odwrót – preparują naklejki tak, by udawały oryginalne.
Podwozie samemu możesz skontrolować, głównie pod kątem rdzy oraz ewentualnych wycieków. Luzy najłatwiej wyłapać podczas jazdy próbnej.
Nierównomierne zużycie opon może świadczyć np. o problemach z geometrią. Te z kolei mogą wynikać z usterek mechanicznych.
Jazda próbna: skup się na dźwiękach (zawieszenie, silnik, skrzynia), sprawdź, czy auto nie ściąga w którąś stronę.
Sprawdź, czy działa wyposażenie, i nie daj się nabrać na zapewnienia, że klima działa, ale trzeba ją tylko nabić.
Jeśli w aucie są jakieś dokumenty (np. zagraniczne zaświadczenia z przeglądów rejestracyjnych), to sprawdź, czy widoczne na nich przebiegi układają się w logiczny ciąg.