• Projekt ustawy ma na celu m.in. utrudnienie wykonywania przeglądów "bez oglądania samochodu", co jest praktyką we współpracy nieuczciwych stacji diagnostycznych z warsztatami albo komisami samochodowymi
  • Stacja kontroli pojazdów ma w każdym przypadku dokumentować obecność samochodu na przeglądzie, robiąc mu zdjęcia. Ma je przechowywać przez pięć lat
  • Kierowcy, którzy spóźnią się z wykonaniem przeglądu auta o więcej niż 30 dni, zapłacą za przegląd dwa razy
  • Dodatkowe pieniądze nie będą jednak przychodem SKP – państwo chce te pieniądze przejąć w całości
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Projekt ustawy przygotowywany przez Ministerstwo Sprawiedliwości ma walczyć z patologią, jaka od lat – w powszechnej opinii – wiąże się z obowiązkowymi badaniami technicznymi pojazdów. Niektórzy diagności czekają na nowe przepisy z nadzieją, że sąsiad, który "każdemu wbija pieczątkę" przestanie być konkurencyjny, jednak wielu otwarcie przyznaje, że nie zmieni się nic bądź niewiele. "Biznesmeni nie po to wykładają bańkę na budowę stacji kontroli pojazdów, żeby ich pracownicy wykonywali badania techniczne zgodnie z prawem. Klienci z kolei przyzwyczajeni są, że zapłacenie za badania techniczne zapewni oczekiwany stempelek w dowodzie rejestracyjnym" – można przeczytać na forum diagnostów.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Patologia pierwsza: jest badanie, choć nie ma samochodu

To zjawisko niewątpliwie rzadziej spotykane niż kiedyś – obecnie "uczciwość" diagnosty współpracującego z warsztatem czy komisem samochodowym wymaga, by samochód przynajmniej pojawił się na stanowisku diagnostycznym, zanim zostanie uznany za sprawny. Niemniej okazuje się, że wielu diagnostów skarży się na konkurencję, która nie wymaga obecności samochodu podczas badania technicznego! Rozwiązanie, które przewiduje projekt ustawy, to obowiązek fotografowania samochodu na przeglądzie:

Diagności cieszą się, że mając w ręku aparat fotograficzny czy telefon, będą przy okazji fotografować uszkodzone elementy, będące podstawą niedopuszczenia pojazdu do ruchu – na wypadek reklamacji klienta.

Patologia druga: nie ma przeglądu – i co z tego?

Kolejna rzecz to przegapianie terminów badań technicznych przez właścicieli aut albo wręcz ignorowanie obowiązku wykonywania badań technicznych. Od 1 stycznia 2021 r. za jazdę samochodem bez przeglądu można wprawdzie dostać grzywnę do 1,5 tys. zł, ale projekt ustawy, o którym mowa, idzie dalej: w przypadku, gdy na przegląd stawimy się nieco wcześniej (ale nie wcześniej niż 30 dni przed datą wynikającą ze starej pieczątki w dowodzie rejestracyjnym) badanie będzie ważne nieco dłużej niż rok – tak, jakbyśmy stawili się dokładnie w terminie. Natomiast w przypadku spóźnienia powyżej 30 dni właściciel auta zapłaci za przegląd podwójnie – spóźnienie ma się nie opłacać. Dodatkowa opłata miałaby być przychodem Transportowego Dozoru Technicznego, a zatem właściciel SKP musiałby ją oddawać.

Ten punkt jest przyczyną licznych uwag do projektu – właściciele SKP chcieliby, aby państwo podzieliło się tymi pieniędzmi, by oddawało przedsiębiorcy prowadzącemu stację chociaż 10-20 proc. z tej sumy. Ministerstwo Infrastruktury twierdzi jednak, że wprowadzenie "dodatkowego beneficjenta" do systemu wprowadzi chaos w rozliczeniach. Mówiąc inaczej: nie chce się dzielić, gdyż już zaplanowało, jak te pieniądze wyda.

Patologia trzecia: odebrany dowód to nie problem

W 2021 r. na badanie dodatkowe (to m.in. badania, na które właściciela samochodu skierował policjant podejrzewający lub wręcz widzący usterkę samochodu) skierowano 517 252 samochodów. Tego badania nie zaliczyło zaledwie… 3384 aut, czyli mniej niż 0,7 proc. Mniej niż co setne! Pomysł sprzed kilku lat mówił o stworzeniu "państwowej" sieci stacji kontroli pojazdów zajmującej się m.in. takimi przypadkami, ale plan został zarzucony. Każdy może pojechać na przegląd tam, gdzie jego samochód zostanie potraktowany tak, jak sobie życzy właściciel – czyli "przepuszczony".

Patologia czwarta: szef zarabia, diagnosta musi

Nie jest tajemnicą, że diagności muszą dopuszczać do ruchu jak największy odsetek pojazdów, a na prawidłową reakcję mogą pozwolić sobie jedynie w skrajnych, oczywistych przypadkach. To dlatego, że stacja, na której pracuje "surowy" diagnosta, ma mniej klientów niż taka, gdzie każde auto dopuszczane jest do ruchu. A przecież wielu usterek można bezpiecznie nie zauważyć – np. stłuczonej czy wycieku oleju – taka usterka może pojawić się w każdej chwili po wyjeździe ze stacji. Inna rzecz to np. dziury w karoserii i progach spowodowane korozją nie pojawiają się z dnia na dzień – dopuszczenie do ruchu takiego samochodu to ryzyko, bo korozja perforacyjna nie pojawia się z dnia na dzień. O tych rozterkach diagnostów wie dobrze Ministerstwo Infrastruktury, dlatego projekt mówi:

Zdaniem diagnostów to czysta teoria: dziś, nawet jeśli pensja diagnosty nie zależy od wyników, to już samo jego zatrudnienie – oczywiście tak! I tego ustawą nie da się zmienić.

Patologia piąta: brak podwyżek od 17 lat

Nikt nie chce płacić więcej za obsługę samochodu i to jest zrozumiałe, niemniej fakt, iż ostatnia podwyżka urzędowo regulowanych cen przeglądów miała miejsce 17 lat temu, mówi wiele: zazwyczaj nie opłaca się prowadzić stacji kontroli pojazdów bez kombinowania. A tymczasem… pomimo iż na zdrowy rozum ten biznes się nie opłaca, nie tylko nie spada liczka SKP, ale wręcz rośnie: w 2020 r. działało w Polsce 5379 stacji, a w 2021 – już 5443!

Na razie państwo kombinuje, jak zarobić na przeglądach (tych wykonywanych po terminie), nie podwyższając cen przeglądów, co z oczywistych względów kierowcom nie będzie się podobać, a budżetu państwa nie wzbogaci. Czy słusznie? A może w sytuacji, jaka ma miejsce, coroczne obowiązkowe przeglądy samochodów w ogóle nie mają sensu i szkoda na nie czasu?