Wersja coupé pokazana rok temu w Detroit, wyróżniona za najlepszy koncept salonu, była autem, które się kochało od pierwszego wejrzenia
Kabriolet, z naturalną dla tego typu aut lekkością, tylko potęguje te uczucia i sprawia, że naprawdę trudno przejśś obok niego obojętnie. Jeszcze kilka lat temu można było śmiało powiedzieć, że Camaro to już niestety jedynie piękna karta w historii motoryzacji. Teraz jednak legenda stworzona przez Chevroleta wraca, i to w podwójnym wcieleniu. Wersja coupé już pod koniec przyszłego roku wejdzie do produkcji seryjnej, a pokazany w Detroit kabriolet z pewnością wzbudzi jeszcze większy apetyt na ten model (debiut wersji seryjnej planowany jest również na 2009 rok). Co jest w nim takiego wyjątkowego? Dobrze się stało, że projektanci GM nie przekombinowali i zmienili coupé tylko w takim stopniu, jaki był niezbędny, żeby cieszyć się jazdą z otwartym dachem. Atletyczna sylwetka i muskularna linia nadwozia zostały zachowane.
Łatwo też dostrzec odwołania do modelu, który produkowany był w szalonych latach 60. I nie chodzi nam jedynie o olbrzymi wlot powietrza do silnika
Pomarańczowa kolorystyka z dwoma charakterystycznymi pasami biegnącymi wzdłuż maski i tylnej klapy podkreśla sportowy i dynamiczny charakter modelu, nawiązując wprost do wersji, która trafiła na rynek w 1969 roku. Na tylnej osi walce zamiast opon Wrażenie agresywności i mocy potęgują potężne koła z 5-ramiennymi alufelgami "obute" w niskoprofilowe opony (przód 275/30 R 21, tył 305/30 R 22!) oraz wloty powietrza na pokrywie silnika (inspirowane Corvettą Z06) i chromowane klamki drzwi. W porównaniu z coupé nie zmieniły się wymiary zewnętrzne. Takie same są:długość (4730 mm), szerokość (2022 mm), a nawet wysokość - 1344 mm. Oczywiście rozstaw osi także pozostał bez zmian - 2806 mm. Niewielkim modyfikacjom uległy tylko przednie słupki z uwagi na konieczność dostosowania ich do mechanizmu zamykania dachu. We wnętrzu znajdziemy doskonałą interpretację pomysłów z ery muscle cars.
Z polerowanego aluminium wykonano pedały i drążek dźwigni zmiany biegów
Profilowane fotele, klasyczne uporządkowanie kokpitu, ale z nowoczesnym trójwymiarowym układem zegarów z białymi tarczami oraz układ przycisków na konsoli środkowej nawiązują wprost do pierwszej generacji Camaro z lat 1967-69. Natomiast akcentem nowoczesności na miarę XXI wieku jest osobny przycisk zapłonu. Po jego wciśnięciu wskazówki prędkościomierza i obrotomierza przesuwają się na pełen zakres skali, po czym wracają na pozycje początkowe. Siedzenia pokryto jasną, skórzaną tapicerką ze wstawkami alcantary - czy można nie lubić tego auta? 400 koni i - uwaga! - manualna skrzynia Pod maskę Camaro cabrio trafił 8-cylindrowy silnik o pojemności 6,0 l i mocy 400 KM znany z wersji coupé. Będzie on współpracował z manualną, 6- biegową przekładnią, która przeniesie moment obrotowy na tylne koła.
Nie zabraknie oczywiście elektroniki wspomagającej kierowcę w sytuacjach ekstremalnych - przy takiej mocy tylny napęd mógłby dla niektórych kierowców okazać się wyzwaniem nie do sprostania
Właśnie dla nich przewidziano odpowiednich elektronicznych stróżów. W konstrukcji niezależnego zawieszenia modelu wykorzystano z przodu kolumny McPhersona, a z tyłu oś wielowahaczową ze sprężynami śrubowymi i amortyzatorami gazowymi. Wszystko to ma gwarantować wspaniałe prowadzenie i odpowiedni komfort jazdy oraz prawdziwie sportowe doznania. Teraz niestety trzeba tylko cierpliwie czekać. General Motors nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, czy samochód w obydwu wersjach będzie sprzedawany oficjalnie na rynku europejskim, ale nie sądzę, żeby było to przeszkodą dla potencjalnych klientów. Taki samochód w pewnych kręgach wypada po prostu mieć, a na pewno nie można go nie pożądać...