• Statystyczne auto sprowadzane do Polski ma 12 lat i zazwyczaj jest to jakiś model Volkswagena, Opla lub Forda wyprodukowany w latach 2006-2008
  • Polacy szukają głównie ekonomicznych diesli sprzed 2011 r., kiedy to zaczęła obowiązywać norma Euro 5 wymuszająca stosowanie filtrów cząstek stałych
  • Używany model średniej klasy w bardzo dobrym stanie można kupić za 15-25 tys. zł, podobnej klasy nowe auto kosztuje przynajmniej 100 tys. zł
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Nie od dziś wiadomo, że Polacy przy zakupie auta zazwyczaj wybierają starsze egzemplarze i, niestety, zdaniem ekspertów rynku motoryzacyjnego średni wiek pojazdu w Polsce wciąż rośnie. Głównym powodem są oczywiście nasze niskie zarobki, ale agencja Proautomotive, która od dziesięciu lat analizuje motoryzacyjny rynek samochodów używanych, w swoim raporcie wskazuje także na inne kluczowe czynniki. Należą do nich m.in. coraz bardziej skomplikowane systemy oczyszczania spalin, które wraz z upływem lat mogą przełożyć się na wysokie koszty użytkowania pojazdu.

Najchętniej wybieramy Volkswageny, Ople i Fordy z 2006, 2007 i 2008 r.

Jak wynika z przedstawionego przez SAMAR podsumowania ubiegłego roku, dotyczącego średniego wieku pojazdów sprowadzanych do Polski, statystyczne auto ma 12 lat. Nasi rodacy najchętniej wybierają auta Volskwagena, Opla i Forda wyprodukowane w latach 2006-2008. Biorąc pod uwagę fakt, że dużą popularnością cieszą się VW Golf, Opel Astra, ale i Audi A4, można wysnuć wniosek, że największe zainteresowanie budzą modele o prostej konstrukcji, w przypadku których łatwo znaleźć części zamienne i które są łatwe w naprawie.

Na zakup samochodu z rynku wtórnego przede wszystkim decydują się osoby, które mają ograniczony budżet lub po prostu nie chcą płacić wygórowanej kwoty za nowszy egzemplarz. Podczas podejmowania decyzji o zakupie pod uwagę brana jest nie tylko cena zakupu (choć ta jest kluczowa), lecz także koszt eksploatacji. A ten rośnie wraz z poziomem zaawansowania i skomplikowania konstrukcji samochodu. Downsizing przekładający się na wysilenie jednostek napędowych, stosowanie bezpośredniego wtrysku benzyny, a przede wszystkim układy, które mają pozwolić spełnić wyśrubowane normy czystości spalin, potrafią skutecznie odstraszyć potencjalnych klientów.

Graniczna norma Euro 5

Niekończące się podwyżki cen paliw skłaniają Polaków do wciąż przychylnego spoglądania w stronę ekonomicznych diesli. Niestety, czasy prostych silników wysokoprężnych już dawno minęły i obecnie praktycznie każdy kierowca jest świadom tego, jak droga może okazać się eksploatacja aut z filtrami cząstek stałych. Sposobem na ich uniknięcie jest... zakup samochodu bez takiego filtra, czyli wyprodukowanego przed wprowadzeniem normy Euro 5 w 2011 r.

Powyższe fakty pozwalają przypuszczać, że w przyszłości do Polski będą trafiały coraz starsze egzemplarze, w których nie było obowiązku montowania filtra DPF/FAP. Bez wątpienia wielu użytkowników przymknie oko na fakt, że będą musieli zdecydować się na samochód starszy o rok lub dwa lata, ważne, żeby ograniczyć ryzyko pojawienia się wysokich kosztów naprawy. W tej sytuacji nowe samochody nie stanowią żadnej alternatywy - model średniej klasy w bardzo dobrym stanie można kupić już za 15-25 tys. zł, gdy tymczasem podobnej klasy nowe egzemplarze kosztują od ok. 100 tys. zł wzwyż.

Wyższa norma czystości spalin = droższa eksploatacja

Coraz bardziej restrykcyjne normy spalin wymusiły na producentach aut stosowanie skomplikowanych rozwiązań, które przełożyły się na wyższe ceny samochodów i wywindowały ogólne koszty eksploatacji. Jak podaje w swoim raporcie Proautomotive jeszcze do normy Euro 4 konstrukcja silników benzynowych i Diesla była stosunkowo prosta, a mimo to udawało się poprawić osiągi i jednocześnie ograniczyć zużycie paliwa. Do dzisiaj kierowcy chętnie sięgają po auta z silnikami z 16-zaworowymi głowicami oraz wtryskiem jednopunktowym lub wielopunktowym sekwencyjnym.

Całkowita zmiana nastąpiła w 2011 r. i dlatego pod względem kosztów eksploatacji Polacy chętniej wybierają modele z 2009 r. zamiast egzemplarze młodsze o dwa lata. Zasada ta działa również dla roczników sprzed kilku lat - bezpieczniejszym pod względem użytkowania będzie auto z 2014 r. niż z 2016 r.

Warto przypomnieć, że wyższe koszty eksploatacji to nie tylko efekt stosowania samego filtra cząstek stałych, chociaż jego regeneracja lub wymiana może pochłonąć od tysiąca do nawet kilku tysięcy złotych. Koszty wywindować może również regeneracja układu wtryskowego lub doładowania, ponieważ zapychanie się filtra może być efektem ich niesprawności. Z kolei eksploatacja auta z niedrożnymi filtrem cząstek stałych znacząco pogarsza osiągi i prowadzi do zacierania się panewek. Niestety, najwięcej problemów sprawiają auta z początkowego okresu obowiązywania normy Euro 5. Nowsze są lepiej dopracowane, ale znacznie droższe w zakupie.

Ładowanie formularza...