Współczesny samochód jest tak skomplikowanym produktem, a proces jego wytwarzania tak złożony, że wszelkie przełomowe zmiany nie biorą się „z powietrza”.
Nawet jeśli wydaje nam się, iż następują momentalnie, to technologia, która je umożliwiła, musiała zostać wcześniej opracowana. Skonstruowanie nowego rodzaju napędu nie trwa ani pięć minut, ani nawet pięć miesięcy. Sprawienie, by cała gama modelowa spełniała najostrzejsze wymogi bezpieczeństwa, oceniane pięcioma gwiazdkami w crashteście Euro NCAP, zajmuje długie lata, wymaga setek badań, tysięcy godzin pracy.
Podobnie jest z dzisiejszym pędem do bycia „eko”. Nie żebyśmy polemizowali z jego słusznością, ale ktoś to musiał wcześniej zaplanować i przygotować technologie, byśmy mogli z nich skorzystać, gdy nagle zapragniemy mniej szkodzić środowisku.
Ekologiczne podejście do biznesu ma pewną cechę wspólną z portalami internetowymi: trzeba najpierw dużo zainwestować, a potem długo czekać, by w konsekwencji wyjść na plus. Przykład? Kiedy pojawiła się pierwsza generacja Toyoty Prius, motoryzacyjny świat patrzył na to auto bardziej z zaciekawieniem, niż brał na serio jego wielkoseryjne ambicje. Dziś na drogi wyjeżdża trzecie już pokolenie tego samochodu – i co się okazuje? Prius jak w układance idealnie wpasowuje się w obecne trendy rekuperacji energii i obniżenia poziomu emisji gazów cieplarnianych.
A stało się tak dlatego, że planiści Toyoty odważnie patrzyli w przyszłość i rozwijali technologię, która w konsekwencji znalazła na świecie grubo ponad milion nabywców. Płynie stąd wniosek, że to, co będzie powszechne za kilka lat, już dziś powinno się gdzieś pojawić, żeby można było zbadać reakcję potencjalnych klientów. Producenci, zanim zainwestują miliony w prace nad nowymi ekotechnologiami, muszą sprawdzić, czy jesteśmy na nie gotowi. Poszukajmy więc zwiastunów nadchodzącej ekorewolucji.
Ale nie tylko w odniesieniu do samego samochodu, lecz także do jego produkcji, sprzedaży oraz eksploatacji – przecież auto trzeba wytworzyć, a ten proces zużywa energię, surowce i obfituje w odpady, w tym również w tak popularny dwutlenek węgla. Czy producenci dbają o czystość tego, co opuszcza kominy ich fabryk, i troszczą się o matkę ziemię? Na pewno taka świadomość nie jest obca pracownikom w fabryce Toyoty – Tsutsumi Eco. Promocja inicjatyw proekologicznych doprowadziła tam do redukcji emisji dwutlenku węgla przez cały zakład o ponad połowę, a w przeliczeniu na jeden pojazd – nawet o 65 proc.
To ogromny postęp, bo czy ktoś z nas nie chciałby, by zużywające 10 l/100 km auto zaczęło palić 3,5 litra na „setkę”? W ujęciu procentowym taką poprawę uzyskała fabryka Tsutsumi, ale nie myślcie, że było to proste. Prace, które pozwoliły osiągnąć taki wynik, trwały kilkanaście lat! A nie mówiliśmy, że z ekologią jest jak z rentownością portali internetowych? „Zainwestuj, uwierz w sukces i bądź cierpliwy...”.
Skoro jesteśmy przy marce Toyota, to wypada wspomnieć o zapowiedzi nowego, cennego trendu wśród stacji dilerskich. We francuskiej miejscowości La Rochelle powstał salon, którego właściciel postanowił działać z najmniejszym możliwym uszczerbkiem dla środowiska. Dach porośnięty trawą, ściana z roślinnością neutralizującą część dwutlenku węgla wydalanego przez parkujące samochody, pozyskiwanie wody deszczowej i oświetlenie LED to jedynie ułamek zastosowanych tam technologii, które są nie tylko proekologiczne, lecz także mogą przynieść oszczędności.
Wiemy już, że producent samochodów jest w stanie inwestować w ekotechnologie i uwolnić się od wyrzutów sumienia z powodu zatruwania środowiska. Ale co może zrobić kierowca poza oszczędną jazdą i troską o stan techniczny auta? Może np. skorzystać z programu kompensacji emisji CO2 w niemieckiej sieci stacji Jet i zgodzić się na odprowadzanie ustalonej kwoty na redukcję emisji gazów cieplarnianych.
Kolejna zapowiedź „zielonej” ery: napęd hybrydowy powoli trafia tam, gdzie teoretycznie nie powinien. W końcu ekologia i sport to w przypadku auta odwieczne przeciwieństwa. A jednak! Oto hybrydowa To-yota Supra HV-R wygrywa 24-godzinny wyścig Tokashi 24. I nie był to test ekojazdy. Cud? Raczej zapowiedź nowej ery, kiedy nawet Ferrari malowane będą wyłącznie na zielono.
Galeria zdjęć
Sportowe auto z ekonapędem? Oto spalinowo-elektryczna Supra HV-R wygrywa 24-godzinny wyścig Tokashi 24. Dzięki „wyczynowym” aplikacjom technologii hybrydowej inżynierowie mają nadzieję odkryć nowe horyzonty w dziedzinie wagi, mocy i wydajności silników elektrycznych oraz systemu odzyskiwania energii hamowania. Toyota wyposażona została w trzy silniki elektryczne: dwa o mocy prawie 14 KM w przednich kołach oraz jeden na tylnej osi, osiągający moc 204 KM. Ponieważ cykle hamowania i przyspieszania są na torze znacznie częstsze i krótsze niż w normalnym, „cywilnym” aucie uczestniczącym w ruchu ulicznym, zamiast zwykłych baterii zastosowano specjalny, szybko ładujący się kondensator. Główne źródło napędu Supry to zmodyfikowany silnik o pojemności prawie 4,5 litra i mocy 480 KM (przy 6800 obr./min), rozwijający maksymalny moment obrotowy 210 Nm przy 5600 obr./min. Supra HV-R powstała na bazie ikony japońskich wyścigów – Toyoty Supry GT. Mimo zaawansowania konstrukcji i dodatkowych elementów układu elektrycznego hybrydowa wyścigówka waży zaledwie 1080 kg!
Widoczne na zdjęciu powyżej ogromne przeszklone powierzchnie to nie szklarnie, lecz dach fabryki Toyoty – Tsutsumi Eco. Zakład korzysta z odnawialnych źródeł energii i to na ogromną skalę, ponieważ panele słoneczne dostarczają aż dwa megawaty prądu, czyli połowę całkowitego zapotrzebowania fabryki. System recyklingu doprowadził do redukcji ilości ścieków odprowadzanych do rzek o połowę. Odpady naziemne wyeliminowano całkowicie, a ilość spalanych „śmieci” zmniejszono o ponad 80 proc. Jeśli na kimś te procenty nie zrobiły wrażenia, oto i bardziej przemawiające do wyobraźni liczby: z ponad 5 400 000 kg odpadów (słownie: pięć milionów czterysta tysięcy kilogramów) obecnie powstaje ich 730 000 kg. To ogromna ulga dla środowiska, a zarazem mniejsze marnotrawstwo, którego w Japonii bardzo nie lubią. Wydaje się, że wraz z modą na ekologię pojawił się nowy, cenny bodziec do racjonalizacji produkcji, dzięki czemu można obniżyć koszty zagospodarowania odpadów, a przy okazji – odciążyć sieć energetyczną.
We francuskiej miejscowości La Rochelle można kupić proekologiczną Toyotę w… ekologicznie neutralnym salonie. Zamontowane na dachach parkingów ogniwa słoneczne są w stanie wytworzyć trzykrotnie więcej energii elektrycznej, niż wynosi zapotrzebowanie całego obiektu. W porównaniu do standardowego salonu podobnej wielkości stacja w La Rochelle zużywa o połowę mniej prądu i o 67 proc. mniej wody. Jakby tego było mało, w pomieszczeniach korzysta się głównie z oświetlenia LED, a cały budynek i większość zainstalowanych w nim odbiorników prądu sterowane są przez centralny system zarządzania energią. Do ogrzewania używa się pompy korzystającej z ciepła geotermalnego, a w upały powietrze – zanim trafi do systemu wentylacji – przepuszczane jest przez zakopaną na głębokości dwóch metrów rurę (o długości ponad półtora kilometra), by dodatkowo je schłodzić. Szokujące? Futurystyczne? Przeciwnie – większość technologii wykorzystanych w tym wspaniałym projekcie stacji dilerskiej jest ogólnie dostępna.
Choć jeszcze nie tak dawno na orędowników ochrony środowiska patrzyliśmy jak na nawiedzonych, to dziś sami zakręcamy wodę podczas mycia zębów, a żarówki wymieniamy na energooszczędne świetlówki. Nikt już nie protestuje, że auta z katalizatorami spalin są droższe, a wtrysk paliwa –bardziej kosztowny od gaźnika