- Niektóre firmy car sharingowe instalują czujniki dymu w pojazdach, aby egzekwować zakaz palenia
- Złamanie zakazu palenia skutkuje karą oraz ewentualnymi kosztami czyszczenia
- Operatorzy podkreślają, że zakaz palenia ma na celu zapewnienie komfortu wszystkim użytkownikom
Korzystając z car sharingu, użytkownicy zobowiązują się do przestrzegania pewnych zasad, takich jak oddanie pojazdu w dobrym stanie, ale też stosowanie się do zakazu palenia wewnątrz auta. Coraz więcej firm korzysta z nowoczesnych rozwiązań, aby egzekwować te zasady. Jednym z nich są np. czujniki rejestrujące ślady dymu papierosowego lub e-papierosowego, które w swoich samochodach montuje Miles. Te pozwalają na skuteczne identyfikowanie naruszeń.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoZapaliła i kilka dni później z jej konta zniknęło 100 euro
Pewna mieszkanka Berlina przekonała się, jak skuteczne są takie czujniki. Kobieta zapaliła papierosa w samochodzie Miles, zakładając, że wietrzenie wystarczy, aby ukryć ślad dymu. Kilka dni później firma automatycznie pobrała z jej konta 100 euro, prezentując dowód w postaci wykresu ukazującego zwiększone stężenie dymu w okresie pięciu minut — czas identyfikowany jako wystarczający na wypalenie papierosa.
"Paliłam" — przyznała obwiniona w rozmowie z serwisem Bild. Przykre doświadczenie skłoniło ją do ostrzeżenia innych użytkowników przed lekceważeniem tej reguły. Kobieta zwraca uwagę na wysoką czułość zamontowanych czujników, które "rejestrują wszystko".
- Przeczytaj także: Co piąty Polak nie potrzebuje auta na własność. Samochód przestaje być symbolem statusu
Czujniki w autach odpowiedzią na apele ze strony klientów
Nowoczesne czujniki, które instaluje firma Miles, informuje serwis t-online.de, dostarczane są przez firmę Bosch. Urządzenia mierzą rozmiar cząstek i porównują dane z typowymi wzorcami pozostawianymi przez dym papierosowy oraz e-papierosowy. System reaguje, jeśli podwyższone wartości utrzymują się przez co najmniej 30 sekund. Czujniki są w stanie zarejestrować, gdzie i kiedy doszło do naruszenia zakazu, z dokładnością do jednej minuty.
Według rzeczniczki Miles, wdrożenie tych technologii to odpowiedź na apele klientów, domagających się skuteczniejszych działań w egzekwowaniu regulaminu dotyczącego czystości i zakazu palenia. Naruszenie zasad wiąże się z karą umowną w wysokości 100 euro, a w razie konieczności dodatkowego czyszczenia pojazdu, koszty te również są przenoszone na użytkownika.
Nie wszyscy stosują czujniki, ale wszyscy zabraniają palenia w autach
Nie wszyscy dostawcy car sharingu wdrażają zaawansowane systemy monitorowania. Na przykład Cambio i Stadtmobil obecnie nie korzystają z czujników rejestrujących dym, choć egzekwują zakaz palenia w tradycyjny sposób, a Stadtmobil dodatkowo zgłasza pewne wykroczenia odpowiednim instytucjom. Flinkster, usługa Deutsche Bahn, w swoich pojazdach również może stosować mechanizmy detekcji dymu, choć szczegóły są niejasne. Natomiast Sixt, chociaż nie stosuje czujników, obciąża użytkowników za profesjonalne czyszczenie, jeśli wykryje ślady palenia.
Pomimo różnic w podejściu, każdy z operatorów jednoznacznie określa w regulaminie, że palenie jest niedozwolone. Złamanie tej zasady może wiązać się z dodatkowymi opłatami lub karami.
Korzystanie z car sharingu, szczególnie w przypadku palenia, bezwzględnie wymaga przestrzegania regulaminu. Operatorzy takie działania uzasadniają troską o komfort innych użytkowników pojazdów, którzy oczekują czystego auta. Sięganie po papierosa może więc nie tylko prowadzić do dodatkowych i niemałych kosztów, ale również wpływać na komfort kolejnych wynajmujących.
- Przeczytaj także: Obowiązkowe kaski na rowerze i hulajnodze. Podali kwotę nowego mandatu