Standard kodu VIN – 17 znaków wspólny dla wszystkich światowych producentów samochodów powstał na początku lat 80. Wcześniej każdy producent w inny sposób znakował dwoje wyroby, jednak obecnie to już niemożliwe. Tak naprawdę standardy są dwa: europejski i amerykański, jednak różnice dotyczą jedynie wykorzystania 17 pól. Wspólna jest ich liczba (17), a także zasada, że nie stosuje się liter I, O oraz Q. Jest to uzasadnione podobieństwem wymienionych znaków do cyfr, np. I-1, O – 0, co mogłoby sprawiać kłopot podczas odczytywania kodu z pola numerowego starszego auta, które może być stalową wytłoczką podlegającą korozji.

Co zawiera numer VIN?

Trzy pierwsze znaki to kod producenta, kolejne sześć pozwala określić rodzaj nadwozia, wersję silnikową, rodzaj skrzyni biegów samochodu itp. bazowe informacje o aucie. 10. pole jest kodem roku produkcji, jedenaste najczęściej określa fabrykę, pola od dwunastego do siedemnastego określają numer fabryczny modelu. W standardzie amerykańskim trzy pierwsze pola to także kod producenta, potem jednak mniej znaków (5) określa cechy pojazdu, za to pozostaje miejsce na cyfrę kontrolną. Ostatnie 6 znaków to numer seryjny samochodu.

W praktyce oznacza to, że nawet bez pomocy producenta, mając powszechnie dostępną tabelę kodów , z VIN-u można odczytać podstawowe informacje o samochodzie, w tym markę, model, rodzaj nadwozia, rocznik. Producent zaś na podstawie 6 ostatnich cyfr VIN-u może powiedzieć konkretnie: jaki auto ma kolor, jaka to wersja, jakie dodatkowe wyposażenie zabudowano do niego w fabryce, itp. Część informacji równolegle „eksportuje się” do tabliczki znamionowej lub innych kodów umieszczonych na pojeździe: to np. kod koloru nadwozia, który może być pomocny podczas napraw blacharskich. Warto wiedzieć, że kod VIN może być umieszczony na kilku elementach samochodu: „dla oka” może to być naklejka na słupku albo tabliczka widoczna przez „okienko” w przedniej szybie, a dla dodatkowej ochrony antykradzieżowej wytłoczone znaki na przegrodzie czołowej plus na innych trudno dostępnych miejscach, których modyfikacja wymaga większego nakładu pracy.

Dwie Toyoty – jeden numer VIN

Tymczasem dziennikarze Polsat News dotarli do przypadku „sklonowanego” numeru VIN: pewien handlarz ze Stargardu sprowadził do Polski starą Toyotę Avensis. Znalazł klienta, który gotów był ją kupić, ale panowie pojechali razem na stację diagnostyczną, aby auto przeszło przegląd. Do przeglądu nie doszło, ponieważ diagnosta, gdy tylko wpisał numer vin auta do bazy, dowiedział się, że w Polsce jest już jeden taki samochód. Też Toyota, też model Avensis, z tym samym VIN-em i... zarejestrowana 11 lat temu. Nie da się zarejestrować drugiego auta o tym samym numerze VIN. Nie da się wpisać do systemu przeglądu takiego pojazdu. Nic nie można zrobić.

Nie pomogła też policyjna ekipa zajmująca się mechanoskopią: panowie przebadali świeżo sprowadzony samochód i okazało się, że – ich zdaniem – nikt nie majstrował przy jego polu numerowym. Również tabliczka znamionowa nie nosi śladów modyfikacji.

Dwa auta z identycznym numerem VIN - jak to możliwe?

Jeśli nie było przestępstwa, jest to w zasadzie niemożliwe. Najczęstszym przypadkiem „kombinacji” przy numerze VIN jest tzw. „przeszczep”: jeśli przestępcy mają samochód całkowicie zniszczony, ale z „dobrymi” dokumentami, pozyskują podobny pojazd, wycinają z niego pole numerowe i wspawują to, które wycięli wcześniej z wraku. Teraz następuje podmiana tabliczki znamionowej (tabliczkę znamionową o dowolnym wzorze i treści można zamówić nawet przez Internet) – i już mamy samochód gotowy do rejestracji. Taka operacja może mieć miejsce, gdy przestępcy kupują na aukcji ubezpieczyciela np. spalony wrak młodego BMW – rzecz nie do naprawy, jedyną wartością wraku są dokumenty i pole numerowe. Wystarczy jednak pozyskać z ulicy egzemplarz tego samego modelu w zbliżonym kolorze i z podobnym napędem, aby złożyć z dwóch pojazdów jeden „dobry”. Prawie dobry, bo gdy fachowiec zacznie szukać, zawsze znajdzie ślady „przeszczepu”. Ale korygowanie numerów istniejącego samochodu, podrabianie dokumentów... no cóż, dziś takie rzeczy to absolutny margines, 11 lat temu było to bardziej prawdopodobne.

Dość powiedzieć, że pechowy importer przeprowadził własne śledztwo i już wie, że w drugiej Toyocie, która jeździ po Polsce na zasadzie „byłam tu pierwsza”, popełniono błędy przy tworzeniu tabliczki znamionowej (m.in. chodzi o niepoprawny kod koloru). Nie zmienia to jednak faktu: dopóki tamten samochód jest zarejestrowany, drugi pojazd z identycznym numerem VIN zarejestrowany nie będzie.

Dwa auta z identycznym numerem VIN - co robić?

Właściciel od pół roku nie może zarejestrować sprowadzonego samochodu, a organy ścigania nie wiedzą, jak mu pomóc. Rada? Trzeba zastanowić się, kto zawinił. Starosta, który zarejestrował „lewy” samochód? Trudno udowodnić zaniedbanie urzędnikom, oni nie są policją, by wykrywać „lewe” samochody. Stację diagnostyczną, która tamten samochód dopuściła do ruchu? Będzie trudno. Może... Skarb Państwa? W końcu to państwowa baza CEPiK ma u siebie „lewy” samochód, i to jej zawartość uniemożliwia zarejestrowanie pojazdu, który – według organów ścigania – nie ma wady prawnej. Tzn. ma – w postaci „klona”, który jeździ od 11 lat, być może nawet zarejestrowany został przez obecnego właściciela w dobrej wierze. Być może pozew przeciwko Skarbowi Państwa jest jakimś rozwiązaniem, niemniej może się okazać, że dla sprowadzonej niedawno Toyoty Avensis nie ma już ratunku: zanim przemielą młyny sprawiedliwości, będzie już gotowa na złom.