- Niemiecki eksport ograniczony przez wojnę na Ukrainie, spowolnienie gospodarcze w Chinach i rosnącą konkurencję chińskich producentów samochodów elektrycznych spowodowana elektryfikacją parku samochodów - to najważniejsze przyczyny zwolnień w całej Europie, które nie ominęły też Polski
- Chińscy producenci samochodów elektrycznych wywołują niepokój wśród tradycyjnych graczy na europejskim rynku motoryzacyjnym
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Rynek motoryzacyjny w Europie Zachodniej przeżywa okres stagnacji. Wzrost PKB strefy euro oscyluje w granicach zaledwie 0,6–0,9 proc. rocznie. Niemcy, będące proeksportową lokomotywą europejskiej gospodarki, zmagają się z widmem recesji. W takich warunkach konsumenci zacieśniają pasa i ograniczają wydatki, co bezpośrednio przekłada się na spadek popytu na nowe samochody. Reperkusje tego stanu rzeczy dotykają również polskich dostawców komponentów i producentów, którzy zmuszeni są do redukcji zatrudnienia.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoFala zwolnień w polskich fabrykach to pokłosie tego, co dzieje się w Niemczech
Jak konstatuje "Rzeczpospolita", główny partner handlowy Polski, Niemcy, stoi przed poważnymi wyzwaniami ekonomicznymi. Przyczyną obecnego kryzysu jest utrata dotychczasowego modelu biznesowego. Do czasu konfliktu na Ukrainie, niskie ceny rosyjskiego gazu gwarantowały konkurencyjność niemieckiego przemysłu.
Wojna w Ukrainie i odcięcie od taniej energii, a także spowolnienie gospodarcze w Chinach, które realizują politykę "Niemiec zrobił swoje, Niemiec może odejść", znacząco ograniczyły niemiecki eksport. Dodatkowo, chińscy producenci, po opanowaniu i udoskonaleniu technologii samochodowych, zaczęli wyprzedzać niemiecko-francusko-włoski motooligopol, zwłaszcza w segmencie pojazdów na baterie.
Chińczycy zadomowili się w Europie
Chińscy producenci samochodów elektrycznych wkroczyli na europejski rynek, wywołując niepokój wśród tradycyjnych graczy. Zastosowanie innowacyjnych technologii i agresywna polityka ekspansji sprawiają, że chińskie e-auta zyskują coraz większe uznanie wśród europejskich konsumentów.
Tym samym europejscy producenci stoją przed wyzwaniem dostosowania się do zmieniających się realiów rynkowych i konkurencji ze Wschodu, co może mieć dalekosiężne konsekwencje dla całego przemysłu, w tym również dla polskich fabryk motoryzacyjnych. Pozostanie konkurencyjnym względem Chińczyków wymaga natychmiastowych cięć kosztów produkcji, a te najłatwiej osiągnąć tnąc koszty pracownicze. Na to wszystko nakłada się automatyzacja produkcji, która skutecznie redukuje jej koszty, ale wiąże się ze zwolnieniami. Samo przejście na auta elektryczne również powoduje zwolnienia w branży automotive, bo silniki elektryczne wymagają znacznie mniejszej liczby komponentów niż spalinowe. To szczególnie bolesne dla polskich firm, które są potęgą w produkcji części do silników spalinowych.
Dość powiedzieć, że w ostatnich pięciu latach w UE, jak wynika z danych Stowarzyszenia Dystrybutorów i Części Motoryzacyjnych, zlikwidowano 118 tys. miejsc pracy przy produkcji części, a w to miejsce powstało tylko 55 tys. nowych.
Najgorsze dopiero przed nami
Chińczycy będą coraz bardziej obecni w Europie i będą wywierać coraz większą presję na producentów z Europy. Nałożone w ostatnich tygodniach nowe unijne cła na chińskich producentów tego nie zmienią. Dlaczego? Bo Chińczycy borykają się z poważnymi wewnętrznymi problemami. Ich rynek przestał być wystarczająco chłonny dla ich przemysłu - konsumpcja w Chinach osiągnęła swój szczyt, a centralnie planowany model rozwoju jest uzależniony od skrajnie wysokiego popytu i nowych inwestycji. Te mogą byś zagwarantowane tylko przez nowe rynki zbytu. To stąd wzięła się tak nagła ekspansja na europejskie rynki. I dlatego Chińczycy nie odpuszczą, bo inaczej ich gospodarka przestanie się rozwijać, a na to rząd centralny pozwolić sobie nie może. Im większa presja - głównie cenowa - na europejskich producentów, tym więcej wolnień w fabrykach, również tych w Polsce.