Przygody Fardiego Kazemiego opisywaliśmy już nieraz. Najpierw sympatyczny Irańczyk w 2019 r. utknął w Polsce na jednej z dróg pod Częstochową, po tym jak jego trzydziestoletnia ciężarówka kompletnie się rozsypała. Okazało się, że awaria była na tyle poważna, że naprawa amerykańskiego pojazdu International z 1988 r. była zbyt skomplikowana i całkowicie nieopłacalna. Z poważnego kłopotu wybawili go ludzie, którzy zorganizowali zbiórkę pieniędzy na zakup innej ciężarówki, którą kierowca z Bliskiego Wschodu mógłby wrócić do kraju i dalej zarabiać na utrzymanie rodziny.

Dzięki temu słynny już na całą Polskę Fardi Kazami (sprawę nagłośniły także polskie media) mógł w lutym 2020 r. ruszyć z powrotem do swojego rodzinnego kraju. Tam jednak zaczęły się kolejne problemy. Okazało się, że procedury związane ze sprowadzaniem samochodu do Iranu, który jest objęty embargo, to istne pole minowe. W Iranie jest długa lista marek samochodów, których nie można sprowadzić, a same procedury celne trwają miesiącami.

Biurokraci zatrzymali samochód Fardiego Kazemiego na ponad rok w urzędzie celnym. Po interwencji Polaków, którzy zorganizowali zbiórkę, oraz polskiego MSZ, scanię wraz z naczepą udało się w marcu zalegalizować i zarejestrować.

Irańczyk po tych przygodach nie zrezygnował z transgranicznych podróży i poinformował właśnie, że szykuje się już do kursu do Polski swoim nowym samochodem, oczywiście z naczepą pełną rodzynek.