To miał być rutynowy dzień w wykonaniu amsterdamskiej straży pożarnej. Tymczasem w jednym licznych kanałów, jakimi poszatkowana jest stolica Holandii, strażacy odkryli coś, czego chyba nikt się nie spodziewał – nie rower, ani nawet nie zawiniętą w folię paczkę z marihuaną, lecz mocno zniszczone Ferrari Mondial. A w zasadzie nie Ferrari Mondial, a to, co po długim pobycie w wodzie z niego zostało.
Jak widać na załączonych zdjęciach, brakuje m.in. prawego koła, jednych drzwi oraz wszystkich szyb. W komorze silnika i we wnętrzu zalega szlam, blachy są mocno pordzewiałe. Czy to „auto” jeszcze się do czegoś nada? Wątpliwe. O losie Ferrari zdecyduje m.in. towarzystwo, w którym samochód był ubezpieczony w chwili kradzieży. Chwilowo wrak trzyma u siebie firma zajmująca się złomowaniem aut.
Wiele wskazuje na to, że pojazd zostanie rozebrany na części, a to co da się wykorzystać – czyli np. silnik – skończą jako element stolika do kawy w domu jakiegoś zapalonego miłośnika (włoskiej) motoryzacji. Inna wersja – Mondial trafi w całości na wystawę lub do muzeum.
Wyłowiony z kanału egzemplarz pochodzi z 1987 r., zdążył więc pojeździć tylko 7 lat, zanim na dobre trafił do kąpieli. Jak do tego doszło? Nie wiemy. I już zapewne się nie dowiemy. Inna sprawa, że samochody pływające holenderskich kanałach to naprawdę nic nowego – co i rusz w internecie pojawia się filmik dokumentujący chwilę, gdy ktoś np. pomylił „jedynkę” z biegiem wstecznym. Takie rzeczy dzieją się i u nas – nie dalej jak kilka tygodni temu nieuważny kierowca sprawdzał, jak w jeziorze poradzi sobie Porsche Panamera...