- Na płonącym statku Fremantle Highway znajduje się znacznie więcej aut, niż pierwotnie informowano
- Również port docelowy statku był inny niż podawany przy pierwszych informacjach o pożarze
- Na pokładzie statku na pewno są auta marek Mercedes i BMW. Wiadomo też już, jakich aut na pewno na nim nie było
- Statek został odholowany w bezpieczniejsze miejsce, a holenderskie służby twierdzą, że sytuacja jest stabilna
Informacja o pożarze wielkiego samochodowca Fremantle Highway na Morzu Północnym trafiła do mediów nocą z 25 na 26 lipca. Niemal od razu pojawiły się doniesienia o tym, że powodem pożaru miało być zapalenie się akumulatora w transportowanym na pokładzie statku aucie elektrycznym – takie informacje znalazły się m.in. w doniesieniach renomowanej agencji Reuters, a ich źródłem miała być holenderska straż przybrzeżna. Według wstępnych informacji statek miał transportować 2857 samochodów, spośród których ok. 25 miało być elektrycznych, trasa statku miała prowadzić z Niemiec do Egiptu, a podczas początkowej akcji gaśniczej zginąć miała jedna osoba, 23 członków załogi ewakuowano.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Pożar Fremantle Highway: co już wiadomo?
Z czasem jednak okazało się, że część tych informacji nie była prawdziwa – statek nie płynął wcale do Egiptu, a z Bremerhaven do Singapuru. Liczba aut znajdujących się na pokładzie była niedoszacowana, według armatora na pokładzie było 3783 pojazdów (aut osobowych, ciężarowych, a nawet maszyn budowlanych i rolniczych), spośród których 498 aut to pojazdy elektryczne. To stosunkowo skromny ładunek, ponieważ maksymalna ładowność samochodowca Fremantle Highway wynosi ponad 6 tys. pojazdów.
Nie została też potwierdzona pierwotna informacja, że bezpośrednią przyczyną pożaru było zapalenie się auta elektrycznego – według holenderskich służb jest za wcześnie na podawanie przyczyn zdarzenia.
Akcja gaśnicza na statku trwała nieprzerwanie od 25 lipca do 2 sierpnia. W poniedziałek 31 lipca holenderskie służby potwierdziły, że transportowiec Fremantle Highway został odholowany z miejsca awarii (okolice wyspy Ameland w archipelagu Wysp Zachodniofryzyjskich) do tymczasowej lokalizacji na północ od wysp Schiermonnikoog i Ameland, w której nie stanowi wprawdzie zagrożenia dla ruchu żeglugowego, ale może wciąż może zagrażać środowisku naturalnemu. Chodzi nie tylko o jego ładunek, w tym kilkaset pojazdów elektrycznych, ale także o paliwo (ok. 1600 ton).
Holenderskie służby oceniają sytuację jako stabilną – statek nie tonie, ogień został w końcu ugaszony, a jednostka wciąż pozostaje połączona z holownikiem, który zapewnia kontrolę nad nią, dodatkowo sytuacja monitorowana jest przez specjalistyczne jednostki pływające, a także z powietrza, przez samoloty holenderskiej straży przybrzeżnej. Już wcześniej, gdy ogień udało się w znacznym stopniu opanować, na pokład statku mogli wejść eksperci, którzy przeprowadzili jego wstępne oględziny. Statek ma zostać odholowany do portu, ale konkretne miejsce docelowe jeszcze nie zostało wskazane.
Gaszenie frachtowca Fremantle Highway. Nagranie z 26 lipca z pokładu samolotu niderlandzkiej straży przybrzeżnej
Fremantle Highway: co to za statek?
Pływający pod panamską banderą samochodowiec Fremantle Highway to stosunkowo nowa jednostka, zbudowana w 2013 roku w renomowanej, istniejącej od ponad 122 lat, japońskiej stoczni Imabari Zōsen. Operatorem jest jednostki firma Kawasaki Kisen Kaisha ("K"LINE). Statek ma niemal 200 metrów długości i ponad 32 metry szerokości i jest napędzany silnikiem Diesla o mocy 16 642 KM. Pojemność ładowni Fremantle Highway to 6220 aut.
Jakie auta znajdują się na pokładzie płonącego statku Fremantle Highway?
Firma "K"LINE, czarterująca samochodowiec Fremantle Highway od ponad 50 lat zajmuje się transportem morskim pojazdów, przez pokłady statków tego armatora przewija się ich ponad 3 mln rocznie.
Armator nie zdradza na razie jakich marek pojazdy znajdują się na objętym pożarem statku. Według informacji zebranych przez niemiecki serwis branżowy Automobilwoche, na pokładzie Fremantle Highway mogło się znajdować 350 aut marki Mercedes, nieznana jeszcze liczba aut wyprodukowanych przez BMW Group (mogą to być pojazdy marek BMW, Mini oraz Rolls Royce), według niepotwierdzonych informacji statek mógł też transportować auta marek należących do grupy Volkswagena (mowa jest o samochodach marki Audi) – niemiecki koncern na razie nie potwierdził, ale też nie zdementował tych informacji. Przedstawiciele koncernów Ford, Stellantis, Renault i Nissan mieli zaprzeczyć, że produkowane przez nie auta mogły się znajdować na pokładzie, w podobnym tonie wypowiedzieli się przedstawiciele Toyoty. Z kolei Tesla nie odpowiedziała na pytania dziennikarzy, ale też Bremerhaven (z którego wypłynął Fremantle Highway) nie należy do portów, z których standardowo korzysta ten producent.
Pożar statku Felicity Ace w 2022 r.
Pożar samochodowca Fremantle Highway to nie pierwszy przypadek, w którym podejrzenia padają na auta elektryczne. W lutym 2022 r. spalił się statek Felicity Ace przewożący ok. 4 tys. aut, w tym ponad 1 tys. pojazdów luksusowych marek Porsche, Bentley i Lamborghini.
Również wówczas mowa była o tym, że przyczyną pojazdu miały być znajdujące się na statku auta elektryczne, ale nigdy nie zostało to potwierdzone. Niemniej jednak, m.in. ubezpieczyciele, ale też firmy zajmujące się transportem morskim pojazdów, zwracają uwagę na to, że auta elektryczne stanowią dodatkowy czynnik ryzyka. Na ryzyka związane z transportem pojazdów elektrycznych uwagę zwróciła m.in. firma Allianz Global Corporate & Specialty, która po przeanalizowaniu zgłoszonych w ciągu ostatnich 5 lat szkód w transporcie morskim przygotowała raport, z którego wynika, że transport baterii litowo-jonowych (zarówno zamontowanych w pojazdach jak też i osobno) jest czynnikiem zwiększającym ryzyko i mogącym utrudnić ugaszenie ewentualnego pożaru.
Auta elektryczne nie palą się częściej, ale gasi się je inaczej. Na morzu to trudne
Nie wynika to z tego, że tego typu pojazdy są bardziej narażone na samozapłon (z dostępnych danych wynika, że samochody elektryczne palą się znacznie rzadziej od aut spalinowych czy hybryd). Problemem jest to, że standardowe środki gaśnicze w przypadku takich pojazdów i ich akumulatorów mogą okazać się niewystarczające. Typowe pożary gasi się głównie poprzez odcięcie dopływu powietrza do zarzewia ognia – a w przypadku ogniw litowo-jonowych to nie wystarcza, bo do ich zapłonu nie jest potrzebne powietrze z zewnątrz, bo przy wysokich temperaturach uwalniany jest tlen zawarty w związkach chemicznych, które znajdują się wewnątrz ogniw. Do stłumienia ognia nie wystarczy więc np. zamknięcie ognioodpornych grodzi i wpuszczenie do ładowni środków gaśniczych.
Trwają prace nad opracowaniem bezpieczniejszych zasad transportu morskiego pojazdów elektrycznych. Jedna z niewielkich norweskich linii promowych podjęła niedawno decyzję o zakazie wjazdu autami elektrycznymi na jej promy – w tym konkretnym przypadku miało to wynikać ze specyficznej konstrukcji promu, który sam również jest wyposażony w zelektryfikowany napęd.