- Planujemy pokonać przeszło 2 tys. km Skodą Favorit za 1300 zł. 57-konny samochód w wersji Super Lux czarował m.in. dzieloną tylną kanapą i tapicerką zasłaniającą gołą blachę drzwi
- Samochód trzeba było odpowiednio przygotować do tego wyzwania. W tym celu musieliśmy aż pięć razy wymienić jeden niewielki element. W końcu okazało się, że problem tkwi gdzie indziej
- Najciekawszym elementem wyposażenia wersji Super Lux jest dodatkowy zegarek, który potrafi kosztować tyle, co całe auto
Teraz odliczamy dni do startu naszej przygody, której celem jest północna Chorwacja. Trasa nie będzie przebiegała po linii prostej ani autostradami — jednym z naszych punktów do odhaczenia jest przejazd nad węgierskim Balatonem. Malownicze widoki skłoniły nas do tego, by wydłużyć podróż o dodatkowe kilometry i godziny, decydując się na dłuższy postój na Węgrzech.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Skąd pomysł na eurotripa 33-letnim samochodem?
Już od kilku lat powtarzaliśmy sobie, że pewnego razu dołączymy do Złombolu i pojedziemy starym wozem w podróż po Europie. Zawsze jednak stały na drodze przeszkody, które zmuszały nas do zrezygnowania z tego pomysłu. Pewnego jesiennego dnia doszliśmy do wniosku, że to już ten czas. Będzie to nasza wymarzona podróż poślubna, która pozwoli zrealizować wieloletnie marzenie, połączone z pasją do klasycznej motoryzacji. Klamka zapadła — szukamy auta i nic nie będzie w stanie nas powstrzymać przed wyprawą. A że jedynie auta z bloku wschodniego (komunistyczne) mogą brać udział w wyprawie, zastanawialiśmy się, co będzie w miarę komfortowe, tanie w zakupie i naprawie, ale także będzie miało łatwo dostępne części zamienne. W końcu wytypowaliśmy model, które spełni te wszystkie warunki.
Długo czekaliśmy na ogłoszenie, dokąd będzie wybierać się tegoroczna edycja rajdu. Byliśmy bardzo zaskoczeni, kiedy okazało się, że jest to Norwegia i koło podbiegunowe, gdzie zamiast ciepłego lata będą na nas czekać niskie temperatury. Taka perspektywa sprawiła, że byliśmy o krok od rezygnacji ze spełnienia swojego marzenia w tym roku. Wiedzieliśmy jednak, że skoro podjęliśmy już pierwsze kroki przygotowań do wyprawy, to na tym etapie nie możemy się wycofać.
Ta Skoda była nam pisana
W miarę komfortowy samochód, tani, z łatwo dostępnymi częściami zamiennymi i na dodatek z bloku wschodniego? Te wszystkie kryteria spełniała Skoda Favorit. Teraz "tylko" wystarczyło ją znaleźć — i to w dobrym stanie.
Wychodziliśmy z założenia, że będzie od nas wymagało to sporo czasu i ok. 3-4 tys. zł budżetu na start. Przeszukując portale ogłoszeniowe, rzeczywiście niewiele pojazdów spełniało nasze oczekiwania. Niewiele również znajdowało się w okolicy, co pozwoliłoby na weryfikację stanu na żywo. Kiedy zaledwie 40 km od nas pojawił się egzemplarz Skody Favorit, wystawiony kilka godzin wcześniej, w cenie dużo niższej niż rynkowa, uznaliśmy, że to przeznaczenie — jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy ją zobaczyć.
Znając ceny rynkowe i cenę tego egzemplarza zakładaliśmy, że coś musi być z nim nie tak. Zapewne będzie do zrobienia blacharka albo problemy z gaźnikiem, co jednak niskim kosztem da się doprowadzić do porządku. Po dotarciu na miejsce okazało się, że samochód jeździ, silnik chodzi bez zarzutu, a blacharka nie jest wcale w tragicznym stanie. Jak na 33-letnie auto Skoda prezentowała się naprawdę dobrze i w cenie 1300 zł nie można się było do niczego przyczepić. Zwłaszcza, że samochód posiadał jedynie 72 tys. km przebiegu. Jedynym elementem, który od razu wpisaliśmy na listę rzeczy do zrobienia po zakupie, była kompleksowa wymiana hamulców.
Właściciel nie krył zdziwienia, kiedy pod jego dom podjechała dwójka młodych ludzi, zainteresowanych 33-letnim samochodem. Udało nam się dowiedzieć, że Skoda od nowości pozostawała w rodzinie i w podbydgoskie okolice przyjechała aż... ze Śląska! Kilkukrotnie pokonywała taką trasę bez najmniejszych problemów, co było dobrym znakiem.
Po obejrzeniu pojazdu od razu zdradziliśmy swój plan na Skodę. Właściciel entuzjastycznie podszedł do tego pomysłu i stwierdził, że to lepszy żywot niż ten, który on zaplanował w razie braku zainteresowania. Gdyby auto się nie sprzedało, skończyłoby na wrak race, na co nie mogliśmy pozwolić.
Po trzech godzinach od znalezienia ogłoszenia byliśmy już posiadaczami Skody Favorit z 1991 r. Na dodatek sprzedający posiadał do niej dużo dodatkowych części, więc w niskiej cenie dokupiliśmy jeszcze przewody paliwowe, kilka uszczelek oraz klocki hamulcowe. Naszą wersję zasila gaźnikowy silnik 1.3 o zawrotnej mocy 57 KM. To najlepiej wyposażona wersja, oznaczona jako LS (super lux) i oferująca:
- obrotomierz;
- przednie światła przeciwmgłowe;
- wygodne, profilowane fotele z pełnymi zagłówkami;
- specjalną wersję tapicerki bocznej (bez widocznej blachy po zamknięciu drzwi);
- dzieloną tylną kanapę;
- wycieraczkę tylnej szyby.
Skoda Favorit z LED-ami. Diody okazały się koniecznością
Przejazd ponad 2 tys. km starszym samochodem wymaga nie tylko przygotowania się na różnego typu awarie, ale przede wszystkim zadbanie o wszelkiego rodzaju systemy alarmujące, by móc zareagować, zanim będzie za późno.
Największym problemem, jaki zauważyliśmy podczas dłuższych przejażdżek, był szybko uruchamiający się wentylator chłodnicy. Ze względu na uszkodzony czujnik w zegarach (standardowa usterka w tym modelu) nie byliśmy w stanie zweryfikować, czy praca wentylatora nie wynika z przegrzewania się silnika. Przygotowania zaczęliśmy więc od poprowadzenia dodatkowej wiązki do nowych zegarów i dołożenia drugiego czujnika temperatury.
W ten sposób uzyskaliśmy również informacje o ładowaniu, co skłoniło nas do dalszych prac nad Skodą. Okazało się, że jazda na włączonych światłach znacznie obciąża alternator. Lampy są bardzo mocne i prawdopodobnie nie zostały dostosowane do długotrwałego świecenia. Postanowiliśmy dokupić listwy ledowe i sprawnie dołożyliśmy światła dzienne, które nieco obniżyły zużycie prądu w aucie.
Niestety, dołożenie dodatkowych zegarów nie naprawiło sytuacji związanej z przegrzewaniem się samochodu (jak nam się wtedy wydawało). Skoda po krótkiej trasie nadal potrafiła wskazać temperaturę 120 stopni, co było niepokojące. Pięciokrotnie wymienialiśmy czujnik temperatury, by wentylator uruchamiał się w odpowiednim momencie i nie doprowadzał do przegrzania się auta. Mimo to zegary nadal wskazywały wysokie odczyty, a wentylator jak na złość nie chciał działać. Sprawdziliśmy, czy jest sprawny i aby mieć kontrolę nad jego uruchamianiem, poprowadziliśmy wiązkę do kabiny, gdzie umieściliśmy w desce przycisk do włączania wiatraka w dowolnym momencie.
Wysoka temperatura nie dawała nam jednak spokoju. Wybierając się w daleką trasę do miejsca, gdzie jest znacznie cieplej niż w Polsce, musieliśmy mieć pewność, że taka błahostka nie przerwie podróży. Znaleźliśmy w internecie informacje, jak odpowiednio zbadać oporność czujnika i przełożyć to na temperaturę. To był przełomowy moment! Nasze dokładane zegary przekłamywały temperaturę i to o ponad 50 stopni, co wyjaśniało brak uruchamiania się wentylatora. Zdecydowaliśmy się na wymianę licznika (poszukiwanie w pełni sprawnego nie należało do najłatwiejszych), gdzie odczyt temperatury będzie prawidłowy. I rzeczywiście — dopiero ta wymiana doprowadziła do tego, że zegary pokazały nam rzeczywistą temperaturę, która okazała się znacznie niższa niż na dodatkowych zegarach.
Podczas podstawowych prac nie mogliśmy pominąć takich elementów jak wymiana hamulców, przewodów hamulcowych, przewodów paliwowych, ale także oleju i filtra. To drobne poprawki i wymiany, ale mogą znacznie wpłynąć na nasze bezpieczeństwo.
Nasza Favoritka dostała klimatyzację. No prawie...
Czekała nas długa trasa, więc postanowiliśmy zadbać także o poprawę komfortu. Pierwszą rzeczą, o jakiej pomyśleliśmy, był montaż bagażnika dachowego. Zakup specjalnych relingów i przystosowanego do nich bagażnika jest niemalże niemożliwy (bądź absurdalnie drogi), dlatego zdecydowaliśmy się na kupno najbliższego w okolicy i samodzielną adaptację. W ruch poszła wiertarka, trochę wkrętów, ale ostatecznie udało nam się uzyskać taki efekt, jakiego oczekiwaliśmy.
Następnie dołożyliśmy klimatyzację, a raczej jej imitację. Daleka droga w upałach może być bardzo uciążliwa, zwłaszcza kiedy za kierownicą trzeba spędzić ok. ośmiu godzin dziennie. W "zabawie" z elektryką mamy już doświadczenie, postanowiliśmy więc zamontować na desce rozdzielczej dodatkowe wiatraczki zasilane z wiązki kabinowej. Założyliśmy przekaźnik, który ma do siebie doprowadzony prąd, jednak uruchamia on wiatraczki dopiero w momencie przekręcenia na zapłon.
W ten sam sposób zamontowaliśmy kolejne usprawnienie w podróży, czyli CB radio. Zdajemy sobie sprawę z ograniczeń prawnych w niektórych krajach, jednak nadal jest to dla nas niezbędny sprzęt. Posłuży nam do komunikacji z pozostałymi ekipami, które również odważyły się wyruszyć w trasę do Chorwacji swoimi starszymi autami. Jeśli pojawi się usterka, szybko będziemy mogli poinformować pozostałych uczestników o koniecznym postoju. Na szczęście zabieramy ze sobą wiele części zamiennych i człowieka od zadań specjalnych, który już niejeden nasz samochód postawił na koła.
Zadbaliśmy też o kilka drobiazgów, takich jak np. obszycie kierownicy. Oryginalna była w bardzo dobrym stanie, jednak dłuższe prowadzenie w wysokich temperaturach skutkowałoby nie tylko obolałymi, ale i spoconymi dłońmi. Zdecydowaliśmy się na obszycie całości skórą, miejscami perforowaną, a także dołożenie "bicepsów" dla większego komfortu.
Nie mogło zabraknąć również owiewek na cztery boczne szyby. Brak klimatyzacji nie jest uciążliwy, dopóki jeździ się w krótkie trasy. 2 tys. km to jednak kawał drogi — komplet owiewek pozwoli na jechanie z maksymalnie otwartymi szybami. Dzięki nim powietrze będzie wlatywało do tyłu, a nie bezpośrednio na twarz.
Ile zajęły nam przygotowania?
Przygotowania samochodu do podróży zaczęliśmy już w październiku. Póki pogoda dopisywała zajęliśmy się podstawowymi naprawami mechanicznymi oraz niewielkimi poprawkami blacharskimi, co by rdza nie rzucała się za bardzo w oczy. Zimą jedyne co robiliśmy, to testowaliśmy Skodę w różnych warunkach, sprawdzając jej wytrzymałość oraz sprawność.
Prawdziwe naprawy i montaż dodatkowych elementów wyposażenia zaczęły się na dwa miesiące przed podróżą, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że zostało nam niewiele czasu. Poświęcaliśmy każdy wolny weekend i wieczór na to, aby dobrze zapoznać się z elektryką — stanowiła ona dość ważny element większości naszych działań. Można więc powiedzieć, że dwa miesiące wystarczyłyby do przygotowania starszego samochodu na tak dużą wyprawę.
Pełną listę kosztów przedstawimy w artykule podsumowującym, ale postanowiliśmy podzielić się z Wami najbardziej ciekawymi, być może szokującymi wydatkami, które napotkaliśmy na swojej drodze. Myśleliśmy, że części do tak starego auta będą z gatunku tych tańszych, nie mogliśmy się bardziej pomylić.
Co nas najbardziej zaskoczyło:
- w pełni sprawny licznik potrafi kosztować nawet 500 zł
- dodatkowy zegarek, stanowiący element wyposażenia wersji Super Lux (u nas go brakuje) potrafi dobić do ceny naszego całego auta
- uszczelkę pod głowicą udało nam się zakupić nową, od człowieka z grupy, za jedyne 60 zł
- wymiana czujników temperatury, która okazała się zbędna, pochłonęła jakieś 150 zł (5 czujników)
W trasę zabieramy też części zamienne
Przygotowania przygotowaniami, jednak podczas prawie rocznych podróży Skodą wyszło na światło dzienne trochę usterek, z którymi musieliśmy się uporać — prędzej lub później.
Zaczęliśmy od rozrusznika, który dawał się we znaki od pierwszych dni jazdy, jednak dopiero w momencie, kiedy auto całkowicie odmówiło posłuszeństwa, wymieniliśmy go na "nowy". Nie obyło się również bez wymiany alternatora. Odciążenie światłami dziennymi nie wystarczyło, skoro wyposażyliśmy samochód w kolejne elementy wymagające zasilania. Zdecydowaliśmy się na włożenie większego alternatora ze Skody Felicii, który bez żadnego problemu wszedł w miejsce poprzedniego.
Problemy z temperaturą skłoniły nas do zweryfikowania stanu chłodnicy. Niestety, jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Kupiliśmy nową, a przy okazji zajęliśmy się również wymianą zbiornika wyrównawczego i płynu chłodniczego. Podsumowując, zrobiliśmy co w naszej mocy, żeby zminimalizować ryzyko przegrzania się samochodu.
Na koniec pozostała wymiana elementów układu napędowego, które w trasie mogą się okazać słabym ogniwem. Mowa o łożyskach we wszystkich czterech kołach oraz o półosi i gumach w przegubach. Choć nasza Skoda Favorit "zrobiła" zaledwie 72 tys. km przebiegu, to ma już swoje lata, a prawdopodobnie nikt nigdy tych elementów nie ruszał. Ich wymiana na trasie przysporzyłaby sporo problemów, dlatego zabraliśmy się za to jeszcze przed startem. Mimo to zabieramy ze sobą nowe części zamienne na wypadek awarii, trzeba być gotowym na wszystko.
Gotowi. To start!
Kiedy ukazuje się ten artykuł, zapewne jesteśmy na ostatniej prostej przygotowań. Cały wyjazd planowany jest na dziewięć dni i przez ten czas możecie śledzić nasze zmagania na social mediach Auto Świata. Po powrocie opublikujemy reportaż z wyjazdu, opisujący przygody, perypetie i ewentualne usterki. Przedstawimy też pełne zestawienie kosztów, od zakupu Skody, przez wszystkie naprawy, po części wymieniane na trasie.
Czego możecie nam życzyć? Jak najmniejszej liczby usterek. Trzymajcie kciuki!