• Rosyjskie auto to niewielki miejski samochód zbliżony wymiarami do Smarta Forfour; szacowana cena to milion rubli, czyli ok. 50 tys. zł.
  • Części nadwozia najbardziej podatne na uszkodzenie można łatwo wymieniać, by auto mogło jak najszybciej wrócić do użytkowania
  • W Kama-1 zmieszczono akumulator litowo-jonowy 33 kWh i silnik elektryczny o mocy 80 kW. Tyle wystarczy, by rozpędzić malucha do 150 km/h
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Nie tylko w Polsce trwają prace nad narodowym samochodem elektrycznym. Bardzo zaawansowany projekt prowadzą nasi wschodni sąsiedzi. Powstał już nawet pierwszy egzemplarz o tajemniczej nazwie Kama-1, który może się poruszać o własnych siłach. Twórcy zapewniają, że nie jest to mobilna makieta, tylko „przemysłowy model przedprodukcyjny, który przeszedł stosowne testy i uzyskał wszystkie niezbędne certyfikaty” (ramy z akumulatorem i zawieszeniem nie maskowano żadnymi panelami). Szczegółów testów i certyfikacji niestety nie zdradzono.

Pierwszy rosyjski elektryczny samochód to wspólne dzieło Kamaza i Politechniki Petersburskiej. Wydawać by się mogło, że dla producenta ciężarówek (znanych przede wszystkim jeszcze z czasów PRL i ZSRR) opracowanie małego samochodu to dość spore wyzwanie. Zapewne jednak mało kto pamięta, że Kamaz przed laty był odpowiedzialny za produkcję małego samochodu znanego jako VAZ-1111 Oka, oferowanego m.in. z dwucylindrowym silnikiem o pojemności 0,65 l. Trudno zatem zarzucić brak jakichkolwiek doświadczeń.

Kama-1: Smart na bezdroża

Nowe auto to niewielki model miejski o długości 3,4 m, szerokości 1,7 m oraz wysokości 1,6 m. Może być zatem porównywany do Smarta Forfour. Podano nawet dane na temat prześwitu – to 16 cm, czyli znacznie więcej niż np. w elektrycznej Skodzie Citigo (13,6 cm) czy wspomnianym Smarcie (13,5 cm). Nie powinno to jednak dziwić, gdyż w rosyjskich warunkach większy prześwit ma jednak dość istotne znaczenie.

W niewielkim nadwoziu zmieszczono akumulator litowo-jonowy 33 kWh i silnik elektryczny o mocy 80 kW. Tyle wystarczy, by rozpędzić malucha do 150 km/h (sprint od 0 do 100 km/h w 6,7 s). Przy maksymalnej prędkości trudno jednak liczyć na największy zasięg. Producent deklaruje bowiem, że na jednym ładowaniu można pokonać do 250 km (ciekawe jak typowa sroga rosyjska zima wpłynie na zmniejszenie zasięgu – producent zapewnia możliwość jazdy nawet przy temperaturze -50 stopni C).

Gniazdo ładowania umieszczono na tylnym błotniku. Konstruktorzy sięgnęli po popularne złącze Typu 2. Niestety producent nie zdradza szczegółów na temat wbudowanej ładowarki i ogranicza się jedynie do szacunków, czyli ok. 6 godzin oczekiwania na pełne naładowanie ze zwykłego gniazdka oraz 20 minut przy najszybszej stacji.

Kama-1: technika po rosyjsku

Nie zabrakło technicznych smaczków. Części nadwozia najbardziej podatne na uszkodzenie można łatwo wymieniać, by auto mogło jak najszybciej wrócić do użytkowania (ukłon w stronę wypożyczalni aut). Rosjanie sięgnęli po rozwiązanie znane z Citroena, czyli nieruchomą centralną część kierownicy. Zamiast poduszki powietrznej zmieszczono jednak tablet, który służy nie tylko jako cyfrowy licznik, ale także centrum sterowania wentylacją, odtwarzaczem czy multimediami (przewidziano opcję Android Auto i CarPlay) oraz pracą asystentów wspomagających kierowcę.

Pierwszy egzemplarz już jeździ (na filmach opublikowanych w sieci poruszano się z prędkością 10-20 km/h). A kiedy dojedzie do salonów? To wciąż tajemnica, gdyż Walerij Falkow, rosyjski minister nauki stwierdził, że seryjną produkcję można rozważyć w przyszłości. Według rosyjskiej agencji TASS pierwotnie planowano produkcję do 20 tys. sztuk rocznie i cenę ok. 1 miliona rubli za samochód, co daje niecałe 50 tys. zł.