Dla mieszkańców Kamiennej Góry pierwszy poniedziałek czerwca zaczął się niespokojnie. Około godz. 8 w wyniku powstałej usterki autobus komunikacji miejskiej tuż po wjechaniu w ul. Hallera zaczął się staczać w stronę ul. Kościuszki. Pojazd uszkodził przy tym sześć samochodów osobowych, wjechał w budynek, po czym odbił się od niego i zatrzymał się na jezdni.
Policja w Kamiennej Górze zapewnia, że nikt nie ucierpiał w wyniku kolizji, a wszyscy pasażerowie opuścili pojazd o własnych siłach. Dodaje także, że 59-letni kierowca autobusu był trzeźwy.
"Kierowca krzyczał, że będzie gwałtowne hamowanie"
Autobus miał stoczyć się ze wzniesienia po tym, jak hamulce pojazdu przestały działać.
"Nie było żadnego hamowania, sporo strachu się najedliśmy. Najpierw jedno auto uszkodził, potem kolejne i kolejne. Jeszcze trochę i byśmy do rzeki wpadli" — relacjonował w rozmowie z TVN24 jeden z 10 pasażerów autobusu.
Przeczytaj także: Uratowała go osłona energochłonna. Gdyby nie ona, z samochodu niewiele by zostało
Pasażer przyznał przy tym, że "kierowca nie wiedział, co robić". Jego zdaniem, autobus toczył się przez ok. 300 m.
Kierowca krzyczał, że będzie gwałtowne hamowanie. A tu nie było hamowania, ani "deka"
— przekonywał.
Kapitan Adrian Książek, dowódca Państwowej Straży Pożarnej w Kamiennej Górze przekazał TVN24, że kierowca postanowił skierować autobus w kierunku budynku, aby uniknąć zderzenia z kolejnymi pojazdami.
Zdarzenie zostało zakwalifikowane jako kolizja, trwa ustalanie jego przyczyn.