• Obecne przepisy nie pozwalają na prowadzone przez pracodawców wyrywkowe kontrole kierowców na obecność alkoholu czy narkotyków we krwi
  • Taką interpretację wydał w ubiegłym roku Urząd Ochrony Danych Osobowych
  • Pracodawcy z branży transportowej od 8 lat nieskutecznie domagają się zmiany przepisów
  • Na fali kampanii prezydenckiej rząd zapowiada, że przepisy zostaną zmienione

25 czerwca na warszawskim moście Grota-Roweckiego doszło do spektakularnego, tragicznego w skutkach wypadku. Kierowca miejskiego autobusu stracił panowanie nad pojazdem, który przebił bariery. Przednia część przegubowego autobusu spadła z estakady, tył zawisł na moście. W wypadku zginęła jedna osoba, 22 zostały ranne.

W pierwszych komunikatach stwierdzono, że kierowca był trzeźwy, a stan techniczny pojazdu nie budził żadnych zastrzeżeń. Niedługo po zdarzeniu pojawiły się pierwsze medialne przecieki, że u kierowcy stwierdzono podwyższoną temperaturę, a wraz z nimi sugestie, że przewoźnik dopuszcza lub wręcz zmusza do pracy chorych kierowców. Pojawiły się wręcz spekulacje, że kierowca mógł być zakażony koronawirusem. Wyjaśnienie przyszło niewiele później – okazało się, że w tym przypadku podwyższona temperatura to nie objaw choroby, ale typowy efekt uboczny działania popularnego narkotyku – amfetaminy lub jej pochodnych.

Amfetamina - narkotyk kierowców, pilotów i studentów

Amfetamina i jej pochodne to mocne środki pobudzające – kilkadziesiąt lat temu tego typu środki traktowano jako doskonały lek na katar, zmęczenie czy środek na poprawę koncentracji. W czasie drugiej wojny światowej i w wielu późniejszych konfliktach zbrojnych podawano ją żołnierzom, w tym m.in. kierowcom pojazdów wojskowych czy pilotom, bo pozwalała funkcjonować bez snu i odczuwania zmęczenia przez kilkadziesiąt godzin. Tabletki o nazwie Pervitin, które były w istocie metaamfetaminą, uchodzą za jedną z tajemnic niemieckiego Blitzkriegu – hitlerowska armia była „naspeedowana”, żołnierze na froncie dostawali regularne racje narkotyków nie tylko w tabletkach, ale nawet w formie nadziewanej metaamfetaminą czekolady!

Śmiertelnie groźne skutki uboczne

Przy odpowiednim dawkowaniu tego typu substancje na jakiś czas poprawiają m.in. skupienie, szybkość reakcji, zwiększają wydolność organizmu, a nawet widzenie w nocy. Bardzo szybko jednak ujawniły się też skutki uboczne – amfetamina i jej pochodne silnie uzależniają, powodują psychozy, wzmożoną agresję, wyniszczenie organizmu. Osoba regularnie zażywająca tego typu środki przestaje radzić sobie bez nich! Teraz pochodne amfetaminy są wciąż popularne jako narkotyk „imprezowy”, pozwalający bawić się bez przerwy przez kilka dni, ale też jako „wspomagacze” dla studentów czy kierowców ciężarówek. Śmiertelnie niebezpieczne skutki uboczne nie odstraszają chętnych.

Naćpani kierowcy zagrażają firmom

Firmy przewozowe od dawna mają świadomość problemu z „naćpanymi” kierowcami – wbrew opinii niektórych, to że kierowca może pracować przez 2-3 doby bez przerwy nie jest wcale w ich interesie. Człowiek funkcjonujący pod wpływem narkotyków przestaje zachowywać się racjonalnie, staje się niebezpieczny nie tylko dla siebie, ale i dla innych uczestników ruchu. Jeśli dojdzie do wypadku i okaże się, że kierujący był pod wpływem narkotyków ochrona ubezpieczeniowa przestaje działać – kierowcy autobusów odpowiadają za życie i zdrowie dziesiątek osób i za pojazd wart setki tysięcy, a czasem nawet miliony złotych. W przypadku ciężarówek jest podobnie – TIR z cennym ładunkiem jest często wart miliony, a klienta firmy przewozowej nie interesuje, że to kierowca spowodował wypadek – on oczekuje pokrycia strat przez przewoźnika, któremu zlecił wykonanie usługi.

Politycy przez 8 lat nie zajęli się problemem

Jak donosi TVN24, już w 2012 roku Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej, zrzeszająca ponad stu operatorów komunikacji miejskiej z całego kraju, wnioskowała do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza o zmiany w przepisach, które pozwalałyby na skuteczniejszą kontrolę trzeźwości kierowców – nie tylko pod kątem alkoholu, ale również narkotyków. Problemem ma być aktualne brzmienie art. 17 Ustawy wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Artykuł ten z jednaj strony wprowadza obowiązek niedopuszczenia do pracy pracownika w stanie po użyciu alkoholu, ale z drugiej strony określa, że badanie stanu trzeźwości pracownika przeprowadza uprawniony organ powołany do ochrony porządku publicznego.

Pracodawca nie ma prawa zbadać trzeźwości pracownika

To oznacza, że przeprowadzenie przesiewowych badań wymaga co najmniej naginania prawa, bo trudno sobie wyobrazić, żeby przewoźnik mógł regularnie, np. codziennie wzywać do swojej siedziby funkcjonariuszy policji z alkomatami i narkotestami, żeby sprawdzić ruszających na trasy pracowników. Dotychczas wielu przedsiębiorców próbowało obchodzić te przepisy poprzez stosowanie oświadczeń podpisywanych przez przyjmowanych do pracy kierowców, że wyrażają oni zgodę na dobrowolne testy na obecność narkotyków czy na badanie alkomatem, prowadzone przez osoby, które nie są do tego ustawowo upoważnione.

Takie praktyki często napotykały jednak na spory opór pracowników, a w ubiegłym roku Urząd Ochrony Danych Osobowych stwierdził, że "brzmienie ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi wyklucza (...) wyrywkowe czy prewencyjne badania pracowników alkomatem". W tym samym stanowisku UODO stwierdził też, że „Jeżeli w określonych zawodach lub branżach, m.in. ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa publicznego, potrzebne jest umożliwienie pracodawcom samodzielnego przeprowadzania badań stanu trzeźwości pracowników, także wyrywkowych, to środowiska pracodawców powinny zainicjować podjęcie stosownych prac legislacyjnych. ” – tyle, że te próby skłonienia sejmu czy rządu do podjęcia prac zmieniających te przepisy nie przynosiły dotychczas efektu. Doszło tylko do wymiany stanowisk między Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwem Infrastruktury i Ministerstwem Zdrowia – skończyło się na „podjęciu prac analitycznych w tej sprawie”.

Po wyborach wszyscy znów zapomną?

Teraz, po spektakularnym wypadku warszawskiego autobusu i stłuczce kolejnego (którego operatorem była ta sama firma), gdzie również stwierdzono w organizmie kierowcy ślady narkotyków, o wzmożenie kontroli zaapelował sam premier Morawiecki. Powstaje tylko pytanie, czy zapał rządzących nie skończy się wraz z kampanią prezydencką – wypadek w stolicy okazał się świetnym paliwem w kampanii przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu, prezydentowi Warszawy, który konkuruje w walce o urząd z Andrzejem Dudą.