Wyprodukowano ich przez dwa lata w sumie 500, a jedna ze sztuk znalazła się w posiadaniu pewnego znanego brytyjskiego prezentera telewizyjnego. Bez wątpienia, Lexus LFA to auto rozpalające wyobraźnię miłośników motoryzacji i kolekcjonerów – tym bardziej, gdy chodzi o egzemplarz w takim kolorze i, co równie ważne, z symbolicznym przebiegiem rzędu 116 kilometrów. Słownie: sto szesnaście kilometrów. Lub, jak kto woli, 72 mile.

Lexus LFA z numerem 184/500 to tylko jeden z pięciu żółtych egzemplarzy wyprodukowanych na rynek amerykański. Rzeczony numer 184 trafił do dealera Lexusa w Arlington (Illinois) i tam spędził ostatnie 9 lat jako samochód wystawowy. A że samochody wystawowe z definicji mało jeżdżą, to w ten przebieg uwierzyć nam nietrudno.

Lexus LFA - wyjątkowy samochód

Jak na swoje czasy, był to model dla Lexusa wręcz rewolucyjny: silnik 4.8 V10, moc 560 KM (opracowany wspólnie z Yamahą) i maksymalny moment obrotowy na poziomie 480 Nm. Do tego: sucha miska olejowa i tzw. redline na poziomie 9 tys. obr./min. Za przeniesienie napędu odpowiada sekwencyjna skrzynia biegów, przy tylnej osi zastosowano dyferencjał typu LSD (Torsen), a czas rozpędzania do „setki” to całkiem niezłe 3,7 s. Nie musimy nawet wspominać o tym, że kierowca ma też do dyspozycji ceramiczno-węglowe tarcze hamulcowe, tak na wypadek gdyby postanowił się z wysokiej prędkości jednak sprawnie zatrzymać. Kute obręcze mają 20 cali średnicy i pochodzą od renomowanej firmy BBS.

Ceny nowych Lexusów LFA oscylowały na rynku europejskim wokół kwoty 400 tys. euro, co oznacza, że osiągnięte na aukcji 3 mln zł (808 tys. USD) to niemal dwa razy więcej. Już zazdrościmy nowemu nabywcy zakupu i zastanawiamy się, czy będzie on swoim LFA jeździł, czy jednak wstawi Lexusa „pod koc” i za kilka lat sprzeda. Tyle że za odpowiednio wyższą kwotę.