- Złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów jest przestępstwem, za które grozi kara pozbawienia wolności
- Najpóźniej drugi taki czyn kierowca powinien dostać karę bezwzględnego więzienia
- Po polskich drogach jeżdżą samochodami alkoholicy, narkomani i seryjni sprawcy wypadków.
Takich seryjnych drogowych przestępców, którzy nic nie robią sobie z nakładanych przez sądy zakazów prowadzenia pojazdów, jest na pęczki. Na przykład Łukasz Ż., który niedawno na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie doprowadził do ciężkiego wypadku, zabijając człowieka i ciężko raniąc innych. Jadąc z imprezy na imprezę spowodował wypadek, potem uciekł za granicę. To człowiek doświadczony w zmaganiach z wymiarem sprawiedliwości. Media donoszą, że zanim zabił człowieka na Trasie Łazienkowskiej, dorobił się pięciu sądowych zakazów prowadzenia pojazdów.
To oczywiście żaden rekord. Przykładowo pod koniec sierpnia tego roku policjanci ze Świecia zatrzymali kierowcę lexusa, który przekroczył dozwoloną prędkość. Policjanci na swoim portalu piszą, że temu kierowcy za złamanie zakazu grozi 5 lat więzienia i zakaz prowadzenia pojazdów. Warto zapytać: który to już raz? A oto odpowiedź: szósty.
Ale dalej: w styczniu 2024 roku policjanci z Oddziału Prewencji Policji w Płocku zatrzymali kierującego oplem, który nie miał zapiętych pasów. On też miał 5 zakazów prowadzenia pojazdów, tłumaczył, że wsiadł za kierownicę tylko na chwilę.
Grudzień 2023 r.: policjanci z powiatu sochaczewskiego zatrzymują auto jadące wężykiem. Zza kierownicy wyciągają 32-latka, który ledwo stoi. Okazuje się, że gość ma na koncie już pięć zakazów prowadzenia pojazdów, w tym jeden dożywotni.
Dajmy mu szósty zakaz – to na pewno powstrzyma go od wsiadania za kierownicę.
Co trzeba zrobić, aby dostać zakaz prowadzenia pojazdów?
Zakaz prowadzenia pojazdów można dostać zarówno za popełnienie przestępstwa, jak i wykroczenia. Najczęstszym powodem nałożenia na kierowcę takiej kary jest jazda pod wpływem używek – alkoholu i narkotyków. W takim przypadku zakaz prowadzenia pojazdów sąd nakłada z automatu, decydując jedynie o tym, jak długo ma trwać zakaz. W przypadku wykroczenia jest to minimum 6 miesięcy, w przypadku jazdy w stanie nietrzeźwości – co najmniej 3 lata, maksymalnie 15 lat. Recydywiści oraz nietrzeźwi sprawcy wypadków dostają dożywotnie zakazy, przy czym w praktyce zakaz „dożywotni” wcale nie oznacza, że ukarany już nigdy nie wsiądzie legalnie za kierownicą samochodu. Mniejsza o to.
Zakaz prowadzenia pojazdów można dostać także za poważne wykroczenia drogowe nie związane z alkoholem, a także za spowodowanie wypadku czy katastrofy. Dość powiedzieć, że na taką karę naprawdę trzeba sobie zasłużyć. W większości przypadków osoba ukarana zakazem prowadzenia pojazdów stwarza na drodze ponadprzeciętne zagrożenie i powinna odpocząć sobie od kierownicy. Niektórzy nigdy nie powinni prowadzić.
Jeden zakaz każdemu może się zdarzyć. Ale dwa, trzy, cztery, pięć?
W praktyce każdemu, nawet zupełnie normalnemu kierowcy może się powinąć noga – chwila nieuwagi, rozproszenie i dochodzi do kolizji, na przykład z pieszym. Jeśli kierowca był trzeźwy, udzielił ofierze pomocy, nie mataczył, wyrażał skruchę, nie ma deficytów psychomotorycznych, rok zakazu prowadzenia pojazdów wydaje się karą adekwatną. Po roku można powiedzieć: było, minęło.
Co innego, jeśli kierowca łamie nałożony przez sąd zakaz i zdobywa kolejne. To oznacza, że po pierwsze, nie stosuje się do wyroku sądu i lekceważy prawo; po drugie, powoduje ponadstandardowe zagrożenie na drodze.
Przeciętny kierowca, który nie wyróżnia się z tłumu, bardzo rzadko kontrolowany jest przez policję – niektórzy raz na kilka lat, inni wcale. Jeśli ktoś seryjnie wpada na kontrolę drogową, to znaczy, że mocno wyróżnia się z tłumu. W praktyce: jedzie pijany albo naćpany, powoduje kolizje i wypadki. Taki człowiek jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego. Warto sobie przy tym uświadomić, że jeśli ktoś daje się zatrzymać za kierownicą samochodu na złamaniu zakazu prowadzenia pojazdów, to wcale nie oznacza, że złamał ten zakaz pierwszy raz. W praktyce osoby te najczęściej po prostu nic sobie z zakazu nie robią: jeżdżą samochodami na co dzień, ufając, że nikt ich nie zatrzyma do kontroli. Często przy tym regularnie piją, używają dopalaczy i innych substancji "wspomagających".
Zresztą – pomijając przypadki losowe – większość z tych kierowców, którzy dostają swój pierwszy sądowy zakaz, to notoryczni piraci drogowi, którzy powinni zostać starannie zbadani przez psychologa transportu i poddani terapii, bo bez tego są zagrożeniem na drodze.
Złamanie sądowego zakazu to przestępstwo. I co z tego?
Zrozumiałe jest, że niektóre przestępstwa drogowe, jak na przykład spowodowanie wypadku przez trzeźwego kierowcę, nie kończą się bezwzględnym więzieniem dla sprawcy. Ale już złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów, nawet jeśli jest to zakaz nałożony za wykroczenie, jest przestępstwem popełnionym umyślnie.
Kto nie stosuje się do orzeczonego przez sąd zakazu zajmowania stanowiska, wykonywania zawodu, prowadzenia działalności (…), prowadzenia pojazdów (…) podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Przyjmijmy, że kierowca dostał zakaz prowadzenia pojazdów za wykroczenie, złamał go raz i został na tym przyłapany. Popełnił przestępstwo, za które grozi mu więzienie – za pierwszym razem być może, a nawet prawdopodobnie w zawieszeniu. Gdy jednak ukarany prawomocnym wyrokiem po raz kolejny lekceważy zakaz wsiadania za kierownicę, sprawa wydaje się jasna: popełnia przestępstwo, za które powinien siedzieć. Powinien trafić do więzienia wręcz automatycznie, skoro ma już na koncie wyrok w zawieszeniu. Jak to się zatem dzieje, że niektórzy mają pięć zakazów prowadzenia pojazdów i nie trafiają za kraty?
Mój „ulubiony” przypadek to kierowca volkswagena zatrzymany w 2023 r. w Brańsku: pięć zakazów prowadzenia pojazdów uzbierał w wieku 19 lat, nie mając nigdy prawa jazdy. Ciekawe, czy uspokoił się po szóstym zakazie?
To, że do takich sytuacji dochodzi, świadczy o niezwykle marnej kondycji wymiaru sprawiedliwości. To prawdziwy, wielowymiarowy skandal.
Jak to możliwe, że oni nie idą siedzieć?
Jeśli chodzi o Tomasza U., dawniej kierowcę autobusu Miejskiego w Warszawie, a ostatnio kierowcę ciemnego SUV-a, to po spowodowaniu katastrofy autobusowej w 2022 r. dostał on prokuratorski zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi w ramach zabezpieczenia, a 2 lata później usłyszał wyrok 7 lat więzienia, któremu towarzyszył dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Odwołał się od wyroku, tak więc dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów nie nabrał mocy prawnej. W mocy jednak pozostał prokuratorski zakaz kierowania, kierowca ten od dnia wypadku autobusowego miał zatrzymane prawo jazdy.
W 2023 roku Tomasz U. dostał półroczny zakaz prowadzenia pojazdów za wykroczenie. Sprawa toczyła się przed sądem w Grójcu. Niedługo później Tomasz U. złamał ten zakaz i pod koniec sierpnia 2024 r. dostał kolejny, tym razem na 3 lata (jak podaje Gazeta Wyborcza wyrok dotyczył zdarzenia w związku z wykroczeniem drogowym). Pomimo zakazu obowiązującego do 2027 r. jeździł samochodem aż do momentu potrącenia pieszego. Dopiero po ucieczce z miejsca wypadku został odszukamy zatrzymany i aresztowany.
Trochę za późno.
Można kolekcjonować wyroki z całej Polski i nikt się nie zorientuje?
Są dwie możliwości, że tak się dzieje: albo organy ścigania i wymiar sprawiedliwości nie mają pojęcia, że staje przed nimi człowiek, który z nich drwi i za nic ma wyroki sądowe, albo organy ścigania i wymiar sprawiedliwości same siebie nie szanują, wypuszczając takie indywidua na wolność, pozwalając im odpowiadać z wolnej stopy. Przecież jasne jest, że jeśli ktoś ma na koncie trzy, cztery czy pięć zakazów prowadzenia pojazdów, to prawdopodobnie następnego dnia pojedzie załatwiać swoje sprawy samochodem, być może po paru głębszych. Takie przestępstwo nie jest jednak traktowane serio. Przecież dotychczas nikogo nie zabił. Tomasz U., jak wiemy, kogoś jednak zdążył wcześniej zabić, tyle że nie został jeszcze za to prawomocnie skazany. Być może policja i sądy w Grójcu oraz w Sochaczewie w ogóle nie wiedziały, z kim mają do czynienia.
Tymczasem to, że facet był zagrożeniem dla innych, policjanci i sądy powinni wiedzieć od dawna. Pozostanie ich tajemnicą, dlaczego ten i inni kolekcjonerzy sądowych zakazów prowadzenia pojazdów nie trafiają najpóźniej po trzecim razie za kratki.