Poniżej publikujemy list od naszej czytelniczki Sylwii i zachęcamy do dzielenia się własnymi historiami. Wybrane wiadomości opublikujemy.
Mam umiarkowany stopień niepełnosprawności, ale nie na stałe, co jakiś czas idę na komisję. Mój lekarz twierdzi, że najbardziej prawdopodobne jest to, że z czasem nie będzie lepiej, a tylko gorzej. Zmiany zwyrodnieniowe, które mam od dzieciństwa, w zasadzie nigdy nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. W końcu musiałam trafić na stół operacyjny, choć nie miałam jeszcze trzydziestki. W efekcie, choć wyglądam jak okaz zdrowia, jestem młoda i staram się żyć całkiem normalnie, to jestem też posiadaczką orzeczenia o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym i karty parkingowej.
Tego, co mi dolega, nie widać. Śrub w kręgosłupie i bólu, codziennych ograniczeń. Mimo wszystko trochę mi wstyd, gdy korzystam z przywilejów. Na początku za wszelką cenę chciałam udowodnić, że jestem "normalna", że sobie poradzę. Nie od razu starałam się o kartę parkingową, ale życie bardzo szybko skonfrontowało to, co sobie zamierzyłam.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo"Jak jest taka chora, to może lepiej zostać w domu"
Zdarza się, że wysiadając z samochodu zaparkowanego na niebieskim miejscu, słyszę, że ktoś na mnie trąbi albo głośno komentuje. "Jak jest taka chora, to może lepiej zostać w domu" albo "Za dobrze wyglądasz na niepełnosprawną" – to powszechne hasła. Komentują sąsiedzi, przechodnie, inni kierowcy. Najgorzej, gdy jestem z dzieckiem, bo jak to tak, dzieciaka sobie mogłam zrobić, a zaparkować kawałek dalej nie mogę?
Szybko przekonałam się, że nie mogę już jeździć komunikacją, w ścisku czy obijając się, gdy kierowca wiezie pasażerów jak worki ziemniaków. Nie umiem za długo wystać w miejscu. Odległości też stanowią pewną przeszkodę, dojście z przystanku czy ze sklepu do samochodu to czasem wyzwanie. To takie życie prawie normalne, ale pełne drobnych, bardzo uciążliwych ograniczeń. Przejście przez duży parking sprawia mi ból, gdy coś niosę.
"Kart parkingowych nie rozdają na bazarze"
Zanim znowu skomentujesz sąsiada, który ma swoje niebieskie miejsce, zastanów się, po co to robisz. Kart parkingowych nie rozdają na bazarze i nie każdy stopień niepełnosprawności kwalifikuje do jej posiadania. Jeśli ktoś ją dostał, specjaliści uznali, że to konieczność. Jasne, mogłabym dojść do dalszego miejsca na parkingu pod sklepem, ale musiałabym robić kilka przerw po drodze, czułabym różnicę, zwłaszcza jeśli miałabym jakieś zakupy. Następnego dnia musiałabym to zapewne "odchorować". Wiadomo, że w ciągu dnia takich odcinków do przejścia, rzeczy do przeniesienia, nawet tych z pozoru lekkich, są dziesiątki. Naprawdę trudno żyć, gdy coś ciągle boli.
Dziś bardzo doceniam to, że mam jakiś przywilej. Bo nie chodzi przecież o to, żeby komuś było gorzej niż mi. Dopiero po czasie zrozumiałam, że w moim przypadku gra ma zbyt wysoką stawkę. Nie chodzi tylko o to, żeby rzadziej bolało, było łatwiej. Moje śrubki i blaszki zostaną na zawsze, ale ryzyko, że kręgosłup posypie się w kolejnym miejscu, z czasem jest coraz większe. I tego boję się jak ognia. Dlatego tak długo, jak mam szansę się oszczędzać, będę to robić.