Pięcioletni okres, w trakcie którego zawodnicy używali maszyn z silnikami o mniejszej pojemności, obfitował w mieszane uczucia. Ostrej walki co prawda nie brakowało, ale motocykliści narzekali, że większe prędkości w zakrętach doprowadziły do skrócenia stref hamowania, a to utrudniało wyprzedzanie.

Deszczowa Walencja w miniony weekend zgotowała jednak osiemsetkom bardzo spektakularne pożegnanie. Tor był co prawda suchy, a zawodnicy ruszyli do walki korzystając z opon typu slick i tarcz hamulcowych z włókna węglowego (w przypadku deszczu korzysta się nie tylko z innych opon, ale także stalowych tarcz), jednak przelotne opady deszczu sprawiły, że tempo zmieniało się z okrążenia na okrążenie, a czasy na kolejnych kółkach różniły się nawet o kilka sekund.

Pierwsza sensacja miała miejsca już na starcie. Po kontakcie pomiędzy maszynami Andrei Dovizioso i Alvaro Bautisty, ten drugi upadł na końcu prostej startowej, tuż przed pierwszym zakrętem, w żwir zabierając ze sobą aż trzech zawodników Ducati, którzy tego dnia mieli ewidentne szanse na walkę o podium: Randy'ego de Puniet, Nicky'ego Haydena i Valentino Rossiego. Włoch był wściekły, gdyż chciał dobrym wynikiem uczcić pamięć zmarłego dwa tygodnie wcześniej przyjaciela, Marco Simoncelliego.

Czołówka co prawda nie ucierpiała w żaden sposób z powodu zajścia w pierwszym zakręcie, ale tegoroczny mistrz świata, Australijczyk Casey Stoner, narzucił mordercze tempo. Zawodnik Repsol Hondy zakończył kwalifikacje z czasem lepszym od kolejnego motocyklisty aż o sekundę i podobny popis jazdy dał w niedzielę. Już po pierwszym kółku Stoner był poza zasięgiem, a w połowie wyścigu miał aż dziesięć sekund przewagi. Na tym etapie wydawało się, że losy zwycięstwa są już przesądzone, ale wtedy wyścig rozpoczął się na nowo!

Faworyt publiczności, Hiszpan Dani Pedrosa oraz jego zespołowy kolega z ekipy Repsol Honda, Włoch Andrea Dovizioso, ostro walczyli nie tylko o drugie miejsce na mecie, ale przede wszystkim trzecie miejsce w tabeli i tytuł drugiego wicemistrza. Sprawa była prosta, a różnica punktowa na tyle mała, że pierwszy na mecie fundował sobie jednocześnie najniższy stopień mistrzowskiego podium. Pedrosa często atakował, ale Dovizioso zdawał sobie sprawę, że nie może zostawić rywalowi czystego toru, więc natychmiast kontrował i wracał na drugą lokatę. W środkowej części wyścigu była to zdecydowanie jego główna atrakcja.

Całej sytuacji przyglądał się mocno poobijany po serii wypadków w ostatnich rundach Ben Spies, jednak Amerykanin nie chciał, przynajmniej na tym etapie, mieszać się w walkę o wysoką stawkę w generalce. Wtedy jednak spadł deszcz: na tyle mocny, aby wyraźnie spowolnić tempo, ale nie wystarczająco intensywny, aby zmusić zawodników do zjazdu na aleję serwisową i zmianę motocykli na te z oponami typu wet.

W takich warunkach Stoner stracił sporo pewności siebie i mocno zwolnił. Potem popełnił jeszcze błąd, zamiast jedynki, wrzucając luz przez zakrętem i nagle grupa pościgowa znalazła się tuż za jego plecami. Spies wyczuł szansę na zwycięstwo, wyprzedził Dovizioso i Pedrosę, a następnie objechał także Stonera i wyszedł na prowadzenie.

Kiedy rozpoczynali ostatnie kółko, Spies miał ponad sekundę przewagi nad Australijczykiem, ale ten przejechał ostatni sektor dużo szybciej i zaatakował na wyjściu na prostą startową. Stoner wyraźnie lepiej, ciaśniej wyszedł z ostatniego zakrętu, co pozwoliło mu wcześniej otworzyć gaz i wyprzedzić Spiesa dosłownie o włos (większa moc jego Hondy w porównaniu z Yamahą też pomogła). Jeszcze kilka metrów przed metą wydawało się, że ostatnie zwycięstwo ery 800 trafi do Yamahy, ale zawodnicy zrównali się na "kresce", a po analizie foto-finiszu okazało się, że Australijczyk wygrał o... 0,015 sekundy!

Chwilę później samotnie finiszował Dovizioso, który poradził sobie z Pedrosą i twierdził nawet, że mógł powalczyć o zwycięstwo, ale walcząc o trzecie miejsce w tabeli, wolał nie ryzykować. Za jego plecami sytuacja wyglądała inaczej. Hiszpana na ostatnim kółku dogoniła dwójka debiutantów, walcząca o tytuł "Rookie of the Year". Brytyjczyk Cal Crutchlow zdołał wyprzedził byłego mistrza świata klas 125 i 250ccm, ale Czech Karel Abraham popełnił błąd, uderzył w tylne koło Yamahy Crutchlowa i upadł, przegrywając pojedynek o tytuł debiutanta roku. Rywalizacji z pobocza przyglądał się ustępujący mistrz, wciąż dochodzący do siebie po kontuzji palca z Australii, Hiszpan Jorge Lorenzo, którego zastępca, japoński kierowca testowy Yamahy, Katsuyuki Nakasuga, finiszował na szóstym miejscu.

MotoGP powiedziało "Ciao Marco"

Zawodnicy wszystkich trzech klas rozpoczęli niedzielę od wspólnego pokonania okrążenia honorowego na cześć Marco Simoncelliego. Jego motocykla dosiadł przyjaciel, legenda MotoGP i mistrz świata klasy 500ccm z roku 1993, Kevin Schwantz. Kilka godzin później zespołowy kolega z ekipy Gresini Racing, Michele Pirro, wygrał wyścig klasy Moto2, sprawiając, że szef składu, Fausto Gresini, zalał się łzami. Dzień wcześniej kwalifikacje Moto2 przerwał deszcz, sprawiając, że dwa pierwsze pola startowe trafiły właśnie do zawodników Gresiniego. "Nie mam wątpliwości, że Marco miał z tym coś wspólnego, ten wynik jest dla niego" - powiedział później wzruszony Pirro.

Aż trudno uwierzyć, jak krętą drogę od tragedii do triumfu pokonał przez ostatnie dwa tygodnie Fausto Gresini. Po dramacie z Malezji, Włoch chciał wycofać swój zespół z rundy w Walencji, ale ostatecznie jego podopieczni pojawili się na starcie, a sytuacja przypominała wydarzenia z roku 2003. W wypadku na torze Suzuka zginął wówczas Daijiro Kato. Wtedy również Gresini rozważał wycofanie zespołu, jednak zmienił zdanie, a jego drugi podopieczny, Sete Gibernau, zaskakująco wygrał kolejne zmagania. Kato i Simoncelli z pewnością byliby dumni ze swojego szefa...

Bradl i Terol mistrzami mniejszych klas

Losy tytułu w kategorii Moto2 rozstrzygnęły się już w... sobotę. Marc Marquez i Stefan Bradl przez cały sezon walczyli ramię w ramię, jednak ten pierwszy musiał wycofać się ze startu w Walencji, gdyż wciąż odczuwał skutki wywrotki z poprzedniej rundy w Malezji, spowodowanej niefrasobliwością służb porządkowych. Bradl, choć wygrał mniej wyścigów, otrzymał co prawda tytuł bez walki w ostatnim starciu, ale mimo braku presji, w niedzielę nie dojechał do mety, prowokując hiszpańskich kibiców do głośnego zastanawiania się "a co by było gdyby" Marquez jednak wystartował: ale takie są wyścigi!

W nagrodę Bradlowi pozwolono przetestować tegoroczny motocykl Hondy z silnikiem o pojemności 800ccm. Zaszczytu tego miał dostąpić Marquez, ale z powodu kontuzji okazało się to niemożliwe. Jednocześnie, włoski zespół LCR Honda, który udostępni na test maszynę Toniego Eliasa, liczy, że Bradl razem ze swoimi niemieckimi sponsorami, zdecyduje się jednak na awans do MotoGP. Czy tak się stanie? Dowiemy się niedługo.

W klasie 125ccm pod presją ugiął się z kolei goniący lidera Johann Zarco, upadając po kilku okrążeniach i przekazując tytuł w ręce lidera tabeli, Nico Terola, który finiszował na podium. Ostatni wyścig wygrał jednak Maverick Vinales, potwierdzając jednocześnie tytuł drugiego wicemistrza w debiutanckim sezonie. Za rok, klasa 125ccm zmienia się w Moto3, gdzie zobaczymy czterosuwowe 250-tki. Terol i Zarco przechodzą do Moto2, więc Vinales będzie z pewnością głównym faworytem.

Jeszcze w tym tygodniu pierwsze testy przed sezonem 2012 zaliczą także zawodnicy MotoGP. Tutaj również czeka nas wiele zmian. Pojemność silników wzrośnie z 800 do 1000ccm, a do startu dopuszczone zostaną także maszyny CRT: prototypy, ale korzystające z jednostek napędowych z drogowych maszyn. Zobaczymy nowe zespoły i nowych zawodników. Będzie egzotycznie i ciekawie, ale pierwszy wyścig dopiero za pół roku, w połowie kwietnia w Katarze. Odliczanie już trwa, choć zegar wciąż pokazuje 0,015 sekundy! Po takim finiszu motocykliści zasłużyli na odpoczynek...

MotoGP sezon 2011 tylko na antenie Sportklubu. Sportklub dostępny jest w sieciach telewizji kablowych i na platformach cyfrowych n oraz Cyfra+.