- Polonez Caro z 1994 r. w nietypowej wersji z kierownicą po prawej stronie został wystawiony na sprzedaż za 150 tys. zł
- Samochód ma przebieg jedynie 42 km i jest wyposażony w pakiet stylizacyjny Orciari oraz sportowe fotele Inter Groclin
- Model ten był przeznaczony na rynek maltański, ale nie znalazł tam nabywcy i wrócił do Polski
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Na sentymentach można robić świetne interesy. Ludzka pamięć płata figle, z czasem nasz mózg niepostrzeżenie pozbywa się większości złych wspomnień, a pamiętamy głównie to, co było przyjemne i zwykle chętnie wracamy do takich wspomnień. To dlatego tak wiele osób tęskni za czasami swojej młodości, no a przy okazji, za namacalny powrót do takich wspomnień gotowa jest niemało zapłacić.
Przeczytaj także: Jeśli w tym quizie o autach PRL przebijesz 6/10, to jesteś mistrzem. Wskaż, co jest "naj"
To nic, że ktoś, kto kilkadziesiąt lat temu miał Malucha czy Poloneza, wtedy dałby wiele, żeby ten peerelowski relikt zamienić na jakieś porządne, zachodnie auto. Gdyby ktoś w 1994 roku powiedział świeżo upieczonemu właścicielowi Poloneza, że kiedyś jego auto będzie warte tyle, co Mercedes z tego samego rocznika, to ten albo wybuchłby śmiechem, albo z politowaniem popukał się w czoło. A dziś? Motocykle WSK, które kiedyś można było kupić "za flaszkę" – powolne i awaryjne – kosztują niekiedy więcej niż Hondy czy Suzuki z tamtych lat, a za ładną motorynkę trzeba dziś niemal oddać nerkę. Nie, nie dlatego, że z czasem doceniliśmy, jaki to był świetny sprzęt (bo nie był!), płacimy za nie jak za wehikuł czasu, który przeniesie nas do czasów młodości. I właśnie dlatego z Polonezem, który niedawno pojawił się w ogłoszeniach, mam pewien problem...
Poznaj kontekst z AI
Kiedyś Polonez kosztował miliony
Cena? Zwala z nóg! Polonez Caro z 1994 roku za niespełna 150 tys. złotych, nawet jeśli jest praktycznie bez przebiegu, to absolutne szaleństwo. Oczywiście, można sobie żartować, że to i tak dużo taniej niż w czasach, kiedy auto to trafiało na rynek, bo wtedy auto wyceniano na grubo ponad 100 mln złotych (ze względu na inflację ceny w ciągu roku korygowano, pierwszej połowie roku FSO Polonez 1500 kosztował ok. 120 mln złotych!). Do tego pakiet stylizacyjny Orciari (w tamtych czasach to dla Poloneza było prawie jak "M" pakiet w BMW czy pakiet AMG w Mercedesie!) – to było kolejnych kilkanaście "baniek" dopłaty, no i sportowe fotele Inter Groclin za kolejnych kilka milionów. Tyle że później była denominacja – milion starych złotych stał się stówką nowych złotych. Nagle, przez niejakiego ministra Balcerowicza, z dnia na dzień przestaliśmy być milionerami. Są tacy, którzy nie mogą mu tego wybaczyć do dzisiaj.
Polonez w nietypowej wersji. Czy to składak?
Co ciekawe, auto z ogłoszenia to wersja z kierownicą po prawej stronie – według sprzedającego – wyprodukowana na rynek maltański. Najwyraźniej, tym konkretnym egzemplarzem nikt się tam nie zainteresował i po latach wrócił on do Polski z przebiegiem zaledwie 42 km. To model przejściowy, łączący w sobie cechy różnych generacji Poloneza – nie jest to żaden "składak" czy "kundel" (a w zasadzie jest, tyle że fabryczny). Ówczesne szefostwo FSO wiedziało, że w latach 90. Polonez na zachodzie jest już tak niszową propozycją, że nie było sensu tworzenia zaktualizowanej wersji "szerokiego Caro" z kierownicą po prawej stronie – więc wersje na rynki z ruchem lewostronnym powstawały z tego, co zostało ze starszej produkcji. I tak np. Polonez z 1994 roku powinien już mieć plastikowe podszybie z inaczej umieszczonymi ośkami wycieraczek, maskę bez "łapacza powietrza", deskę rozdzielczą z dodatkowymi wlotami powietrza na środku, nowe zegary i układ hamulcowy Lucasa.
Co można zrobić z nowym Polonezem?
Mogę wam obiecać jedno – ja tego auta nie kupię! Wprawdzie to egzemplarz, który trafił na rynek rok po tym, jak zdałem na prawo jazdy, a jako przedszkolak byłem wożony Polonezem dziadków (jednym z pierwszych wyprodukowanych!), więc jestem w grupie ryzyka w kwestii sentymentu wobec do Polonezów. Powstrzymuje mnie nie tylko cena! Co z takim autem zrobić? Wstawić je do gabloty? Jeździć nie ma sensu, bo ani to przyjemne, ani rozsądne, bo z każdym kilometrem znikać będzie największy atut tego egzemplarza, czyli to, że samochód zachował się jako praktycznie nowy, z fabryczną folią na tapicerce. No i ta kierownica po złej stronie! Za takim Polonezem jakoś nie tęsknię.