Główny argument funkcjonariuszy, z którym de facto ciężko się nie zgodzić, brzmi tak: ostrzegając innych przed patrolem policji, możemy też nieświadomie dać sygnał komuś, kto pilnie powinien zostać przez mundurowych zatrzymany. Bo na przykład jest poszukiwanym przestępcą i (albo) porusza się kradzionym samochodem… Z kolei koronny argument drugiej strony od lat jest niezmiennie ten sam – funkcjonariusze nie starają się podnieść bezpieczeństwa na drogach, ale w znakomitej większości przypadków ustawiają się „złośliwie” w miejscach, gdzie łatwo nieświadomie przekroczyć prędkość. Więc tzw. ostrzegacze byli, są i będą.

Pojawia się też opinia, że skoro aplikacje typu Yanosika są legalne, to czemu mruganie światłami miałoby nie być? Prawda, jak to często bywa, leży chyba gdzieś po środku – rację ma policja, która twierdzi, że takie działania mogą pomóc „prawdziwym” przestępcom, nie bez racji są ci, którzy oskarżają „misiaków” o pomieszanie priorytetów, czyli nabijanie własnej kabzy zamiast dbać o poprawę bezpieczeństwa.

W każdym razie policja z mrugającymi zawzięcie walczy. 12 marca podczas działań „Kaskada”, prowadzonych na terenie powiatu zielonogórskiego, jeden z kierujących samochodem ciężarowym, w poczuciu fałszywej solidarności, po minięciu policyjnego radiowozu ostrzegał innych kierujących przed patrolem ruchu drogowego. Według mundurowych to nie jest prewencyjne działanie, bo pirat drogowy zwolni jedynie na chwilę, a po minięciu patrolu ponownie przyspieszy. „Życzliwy” kierujący samochodem ciężarowym nie spodziewał się jednak, że jego zachowanie nagrał policyjny wideorejestrator z nieoznakowanego radiowozu jadącego przed nim.