Właściwie udowodnił, że miał rację w sporze z tarnobrzeskimi policjantami, którzy ukarali go mandatem za przekroczenie prędkości. To znaczy, miał rację... i jej nie miał. Sąd ostatecznie wybrał tę drugą wersję - piszą "Super Nowości".

Sprawa dotyczyła pewnego krakowskiego fizyka, z tytułem doktora. Zamiast jechać po Wisłostradzie 50 km/h, fizyk śmigał - przynajmniej według wskazań policyjnego radaru - ponad 40 km szybciej. Sporo, więc i propozycja mandatu była dość konkretna - 400 zł. Kierowca-fizyk postawił wszystko na jedną kartę i odmówił przyjęcia mandatu.

Jako że sam jest specjalistą od pomiarów elektromagnetycznych, postanowił skorzystać ze swojej wiedzy i udowodnić wszem wobec, że znajdujące się na linii pomiaru radaru dwa metalowe słupy oświetleniowe i metalowa konstrukcja reklamy zakłóciły przesył sygnału i na jego niekorzyść zafałszowały wskazania.

Policjanci specjalnie się nie spierali i wlepili kierowcy wniosek do sądu grodzkiego. Sędzia nie okazał się jednak dla fizyka godnym partnerem w naukowych rozważaniach i... też uznał winę kierowcy. Zmniejszył mu jednak wymiar kary o połowę. Kierowca-fizyk nadal się nie poddawał. W Sądzie Rejonowym znów jednak przegrał. Co gorsze, mandat wrócił do pierwotnej wysokości. Ba, dołożono mu jeszcze koszty postępowania, w sumie 550 zł. Fizyk odwołał się więc do kolejnej instancji. Tarnobrzeski Sąd Okręgowy nie chciał bawić się w dywagacje i zlecił sporządzenie opinii biegłym.

Okazało się, że kierowca-fizyk miał rację. Na tym odcinku drogi przeszkody, na jakie natrafił podczas pomiaru radar, rzeczywiście fałszowały wynik. Tyle tylko, że... w drugą stronę. Zaniżały pomiar. Kierowca prawdopodobnie jechał jeszcze szybciej niż 93 km/h. To wystarczyło. Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu do poprzednich kar dołożył jeszcze 900 zł za wykonanie ekspertyzy. Po zsumowaniu wszystkich kar wyszło na to, że waleczny fizyk będzie musiał zapłacić prawie 1500 zł.