Odpowiedź na pytanie, kiedy kupić nowy, a kiedy używany samochód dla firmy wbrew pozorom nie jest łatwa. Czasem niestety może się okazać, że nawet najlepsze fabrycznie nowe auto za grube dziesiątki tysięcy złotych częściej spędza czas w serwisie niż wysłużona Toyota za 10 tys. zł. Wiele zależy od szczęścia, albo - jak kto woli - od pecha. Nie oznacza to jednak, że pierwszemu nie da się sprzyjać, a drugiego unikać.

Dylemat nowe czy używane auto do firmy najprościej jest sprowadzić do pieniędzy - jeśli Cię stać, Drogi Czytelniku, zawsze kupuj nowe. Niestety ta generalna zasada ma także wyjątki, o których za chwilę. Spora część z nich spowodowana jest niestety przez samych producentów aut, którzy na tyle mocno je skomplikowali, że ich dłuższa eksploatacji niż trwanie gwarancji czasem może się nie opłacać ze względu na ewentualne koszty napraw. Niestety zazwyczaj nie wiemy, jak w czasie dłuższej eksploatacji zachowywać się będzie nowy model. Łatwiej jest w przypadku aut obecnych na rynku od dłuższego czasu. Niewiele jest jednak, naszym zadaniem, przesłanek pozafinansowych, aby kupować używane pojazdy.

Premiujemy używane

Grupą samochodów, w której ewentualne zyski z zakupu pojazdu używanego będą największe, są auta reprezentacyjne. Oczywiście niezręcznie jest proponować prezesowi dużej spółki giełdowej, aby zamiast fabrycznie nowego BMW serii 7 zdecydował się na taki sam, tyle że trzyletni pojazd. Po pierwsze, nie będzie mógł sam wybrać koloru nadwozia, rodzaju tapicerki, nie mówiąc już o elektronicznych gadżetach dostępnych w klasie luksusowej. No chyba, że prezes z uwagi na oszczędności sam zaproponuje tego typu zakup. W takim wypadku, oczywiście przy założeniu, że kupimy auto w dobrym stanie (co w dużej mierze da się zweryfikować przed zakupem, za stosunkowo niewielkie pieniądze), koszty jego utrzymania, nawet przy ewentualności wystąpienia jakiejś awarii, a nie tylko typowych wymian eksploatacyjnych, raczej nie zbliżą się do sumy, jaką straciło to auto przez trzy lata od zakupu. Pierwszy przykład z brzegu - Mercedes S 350, a więc najnowsze wcielenie Klasy S.

Nowy kosztuje w tej chwili ok. 350 tys. zł i to w bazowej wersji. Gdy dokupimy do niego kilka przydatnych dodatków, jego cena bez problemu wzrośnie do 400 tys. Podobne trzyletnie auto na rynku wtórnym da się kupić za ok. 140 tys. zł, a istnieje spora szansa, że będzie to egzemplarz importowany, który ma niezłe wyposażenie. Różnica między autem używanym a bazową wersją nowego to w tym wypadku 210 tys. zł. Co trzeba by zepsuć, aby przez trzy lata użytkowania używanego Mercedesa (rzecz jasna już bez gwarancji) wydać taką kwotę na naprawy? Co więcej, gdy nasze używane auto będzie miało sześć lat jego szacunkowa wartość spadnie do jakichś 80-90 tys. zł. Wynika z tego, że zamiast 210 tys. zł stracimy jakieś 50-60 tys. Czy ten przykład nie daje do myślenia? Dodajmy, że są dużo droższe auta niż Klasa S z przeciętnie mocnym silnikiem 3,5. Ten sam producent ma bowiem w ofercie wersję S 65 AMG za ponad milion złotych, która tylko po pierwszym roku traci na wartości ok. 400 tys. zł. Jest tylko jeden szkopuł - nasz przykładowy używany Mercedes będzie wersją sprzed face liftigu, co da się poznać na zewnątrz. Niestety oznacza to także, że nie będzie miał kilku potencjalnych poprawek wprowadzonych przez producenta.

Specjalistyczne używane

Zakup używanego samochodu może mieć także sens w przypadku, gdy nasza działalność wymaga nietypowych rozwiązań. Wiadomo, że specjalistyczna zabudowa może czasem przewyższać ceną zakup fabrycznie nowego podwozia. Oczywiście w tym wypadku oprócz typowego przelicznika - koszt zakupu nowego/używanego, spadki wartości obydwu - ogromnego znaczenia nabiera kwestia awaryjności. Mówimy tutaj o autach, które codziennie wykonywać muszą pracę. Im bardziej są specjalistyczne, tym bardziej koszty ich pracy rosną i zwiększa się ryzyko straty podczas ewentualnych przestojów.

Zwykłe osobowe czy też dostawcze auto łatwo można także zastąpić - w przypadku pojazdów specjalistycznych jest to dużo trudniejsze, a w wielu przypadkach wręcz niemożliwe w krótkim czasie. Jeżeli jednak cena zakupu używanego pojazdu ze specjalistyczną zabudową jest atrakcyjna, nie pozostaje nam nic innego, jak spróbować ocenić ewentualne ryzyko, które może spowodować ten konkretny egzemplarz pojazdu. Nieodzowne w takim wypadku mogą się okazać zwłaszcza dotychczasowe doświadczenia osób, które użytkowały sprzęt danej firmy i mają mniej więcej pojęcie, co może generować koszty i jakie jest ryzyko przestojów. Ryzyko najlepiej jednak ocenić samemu i jeżeli nie mamy wystarczającej wiedzy, dać sobie spokój z zakupem niepewnego pojazdu używanego.

Im mniejsze auto, tym mniejsze zyski

Duże floty korzystające z popularnych modeli samochodów raczej nie mogą pozwolić sobie na zakup używanych pojazdów. Nieco inaczej sprawa wygląda w przypadku małych firm, które użytkują tylko kilka samochodów. Naszym zdaniem jednak, generalnie rzecz biorąc zakup używanego pojazdu w przypadku tanich i małych samochodów ma nieco mniejszy sens. I nie chodzi tutaj tylko o niską utratę wartości, ale także o ewentualne wyeksploatowanie tego typu auta po kilku latach użytkowania. W szczególności dotyczy to samochodów stricte firmowych, a więc wszelkiego typu dostawczaków i aut osobowych na nie przerobionych.

Jeżeli np. chcielibyśmy kupić trzyletni wysokoprężny pojazd dostawczy, możemy trafić na minę. Wystarczy, że ma on np. skomplikowaną elektronikę - w autach francuskich, ale nie tylko, może to być np. szyna przesyłu danych CAN, do której podpięte są wszystkie urządzenia pojazdu. Oczywiście dzięki temu przesył impulsów elektrycznych jest szybszy, można podłączyć więcej fabrycznych odbiorników, sensorów itp., ale ryzyko drogiej i co gorsza specjalistycznej (czyt. wymagającej firmowego sprzętu diagnostycznego) naprawy wzrasta. Do tego dochodzą problemy z magistralami danych, sterownikami, oprogramowaniem, a nawet wilgocią, która może zakłócić działanie jakiegoś elektronicznego układu pojazdu. Jasne, że w większości przypadków nie spowoduje to unieruchomienia auta, ale zawsze lepiej mieć np. sprawny licznik, gdy na kilkusetkilometrowej trasie po Polsce trzeba przejechać obok dziesiątków fotoradarów.

Oszczędność na gwarancji

Coraz częściej także poddawana jest w wątpliwość tańsza eksploatacja silników wysokoprężnych poza gwarancją producenta. Gdy kupujemy nowe auto, raczej możemy się nie przejmować tym, że posłuszeństwa odmówi któryś z obecnych już chyba w silnikach wszystkich producentów wtryskiwaczy. Co prawda nieco trudniejsze będzie uznanie w ramach gwarancji wymiany np. dwumasowego koła zamachowego, które znajdziemy w większości diesli oferowanych na rynku, ale i to nie jest niemożliwe.

Gdy kupimy kilkuletniego diesla z wtryskiem typu Common Rail, który nie jest już na gwarancji, ewentualne drogie naprawy będziemy musieli wykonywać za własne środki. Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że wśród pojazdów oferowanych na rynku wtórnym przeważają właśnie wersje z silnikami wysokoprężnymi. Co gorsza auta te sprawują się tym lepiej, im lepiej były traktowane przez dotychczasowych użytkowników. Innymi słowy, jeżeli ktoś katował turbodoładowanego diesla na zimnym silniku lub też gasił go zbyt szybko po intensywnej jeździe, możemy spodziewać się awarii turbosprężarki. Kłopoty mogą się zdarzyć także wtedy, kiedy nie przestrzega się interwałów wymiany olejów i filtrów.

W przypadku najnowszych aut można zweryfikować sposób ich serwisowania przy pomocy książki serwisowej, ale na dobrą sprawę tylko w autach z rodzimego rynku. To zaś ogranicza nam wybór i to dość mocno. Auta z importu mają także i tę wadę, że bardzo często mają zaniżony przebieg, ale tego nie można wykluczyć także w przypadku aut z naszego rynku. Wbrew pozorom ma to większe znaczenie dla ewentualnego przyszłego nabywcy niż się wydaje. Każdy element silnika obliczony jest bowiem na pewną liczbę kilometrów. Im większy przebieg, tym większa szansa na awarie.

W dieslach zaś większość części jest droższa niż w porównywalnych autach benzynowych. Do tego dochodzi prozaiczna kwestia różnicy w cenie między autem z silnikiem benzynowym a tym z dieslem, która występuje nawet na rynku wtórnym. Kolejnym elementem wpływającym niekorzystnie na sens nabycia wysokoprężnego auta z rynku wtórnego jest niewielka różnica w cenie oleju napędowego i benzyny. Pozostają więc tylko realne oszczędności na samym spalaniu, które zawsze w silniku wysokoprężnym jest mniejsze niż w porównywalnym motorze benzynowym. Nie twierdzimy, że nie da się zaoszczędzić, ale gwarantuje to tylko nowe auto objęte gwarancją, którym dodatkowo będziemy bardzo dużo jeździć. Jednak i w tym wypadku podstawowe założenie jest takie, że pojazd ten nie spędzi większości czasu w warsztacie na poprawianiu niedociągnięć producenta.

Cienka czerwona linia

W miarę nowe samochody używane niosą ze sobą spore ryzyko, w takim razie może starsze, mniej skomplikowane są bardziej godne zakupu? Odpowiedź niestety również w tym wypadku nie może być jednoznaczna. Oprócz mniejszego stopnia skomplikowania starsze pojazdy również mają pewne przypadłości, które mogą być mocno kosztotwórcze. Przede wszystkim dużo trudniej w tym wypadku o auto z niewielkim rzeczywistym przebiegiem. Wyeksploatowanie jest więc jednym z największych problemów, przekłada się bowiem na dużą liczbę potencjalnych elementów pojazdu, które mogą się zepsuć. To, oprócz kosztów, oznacza dość dużo straconego czasu. Zwiększa się także bardzo mocno ryzyko zakupu pojazdu powypadkowego.

Kolejnym problemem starszych samochodów jest gorsze zabezpieczenie antykorozyjne, które w skrajnych przypadkach może być nawet niebezpieczne, a koszty pracy blacharzy i lakierników nie są szczególnie niskie. Generalnie, jeżeli już zdecydujemy się zakupić auto używane, unikajmy pojazdów mniej znanych marek i modeli, a najlepiej przeprowadźmy mały rekonesans przed zakupem. Wystarczy znać typ pojazdu i jego silnik, aby bez problemu sprawdzić w internecie, czy części zamienne są łatwo dostępne oraz jakie mają ceny. W żadnym wypadku nie można także ufać sprzedawcy, gdy ten mówi, że nie wymienił jakieś części, bo nie miał czasu. To może bowiem oznaczać, że jej cena jest zaporowa i nie opłacało mu się. Warto mieć możliwość sprawdzenia w takiej sytuacji ceny, co otworzy nam drogę do targowania się podczas zakupu i uniknięcia dodatkowych kosztów.

Leasing najłatwiej na nowe

Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, jeżeli chodzi o prawodawstwo, aby przepisy dotyczące finansowania zakupu nowych aut na firmę przełożyć na rynek pojazdów używanych. Oznacza to, że firmy kredytowe lub też leasingowe nie powinny robić przeszkód, aby nasza firma skorzystała z ich usług w finansowaniu auta używanego. Praktyka jest jednak taka, że wnioski kredytowe i umowy leasingowe dotyczące "używek" mają nieco trudniejsze życie podczas rozpatrywania ich przez banki i firmy. To oznacza więcej papierków do wypełnienia i podbicia. Droższe mogą być także same koszty kredytu i umowy leasingowe na używane auto, niektóre banki mogą także ograniczać wiek tak nabywanych aut, np. do trzech lat.

Większych różnic nie powinno jednak być podczas odliczania podatku VAT. Jedyny znany nam przypadek, w którym będziemy musieli dokonać dodatkowego badania technicznego dotyczy pikapów importowanych z innych krajów, które nie były jeszcze rejestrowane w Polsce. Drobne różnice między nowym a używanym pojazdem mogą jednak wystąpić także w przypadku odpisów amortyzacyjnych, które są mniej korzystne dla aut używanych.