• Od drugiej połowy 2022 r. do centrum Paryża wjechać będą mogli tylko mieszkańcy, taksówkarze, rzemieślnicy i kierowcy autobusów oraz aut dostawczych
  • Plan "uspokojenia ruchu" w czterech głównych dystryktach metropolii ma zniwelować nierówności społeczne i "uwolnić przestrzeń publiczną"
  • Projekt wzbudza kontrowersje wśród publicystów i radnych miasta, którzy uważają, że najbardziej stracą na tym mieszkańcy obrzeży Paryża dojeżdżający do pracy

Pamiętacie wprowadzone na początku pandemii ograniczenia w przemieszczaniu się? Wówczas policjanci zatrzymywali kierowców i wypytywali ich o cel jazdy. Bez dobrego wyjaśnienia można było skończyć z wysokim (i wystawionym bezprawnie) mandatem.

Od przyszłego roku podobne pytanie będą zadawać francuscy funkcjonariusze kontrolujący kierowców przejeżdżających przez centrum Paryża. Wjazd do czterech głównych dzielnic będzie bowiem dozwolony tylko dla osób, które mają w nich coś do załatwienia. Przejazd tranzytowy przez miasto? "Non, non, non! Zapraszamy na obwodnicę!".

Marcin Prokop testuje elektrycznego Jaguara I-Pace

Paryska droga przez mękę

Jazda przez Paryż już dziś nie należy do przyjemnych. Od 30 sierpnia br. w całym mieście obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h, a to prędkość, którą można porównać do pełzania. W takim rygorze pilnować muszą się już nawet... rowerzyści. Wcześniej, wykorzystując sytuację pandemiczną, gabinet Hidalgo zarządził zwiększenie liczby ścieżek rowerowych kosztem zlikwidowania tysięcy miejsc parkingowych w mieście.

Socjalistyczna mer Paryża wymyśliła, jak jeszcze bardziej uprzykrzyć życie kierowcom. Od drugiej połowy 2022 r. chce wprowadzić twór podobny do strefy czystego transportu na krakowskim Kazimierzu, która nie przetrwała nawet roku (obowiązywała od 5 stycznia do 22 września 2019 r.). Anne Hidalgo podchodzi do tematu jeszcze ambitniej, bo ma plan objęcia "uspokojoną strefą" aż czterech centralnych dzielnic Paryża. Dzięki strefom ograniczonego ruchu "Paryż ma zacząć oddychać".

Ba, w szkicu nie ma też mowy o tym, by z zakazu wjazdu bez potrzeby były zwolnione auta elektryczne – w końcu one też zajmują miejsce. Po strefie ograniczonego ruchu swobodnie będą mogli poruszać się tylko "mieszkańcy, taksówkarze, rzemieślnicy i kierowcy autobusów oraz samochodów dostawczych" – przekazał dziennikowi "Le Parisien" David Belliard, doradca mer Paryża ds. transportu.

Radykalny projekt wzbudza kontrowersje wśród radnych. Jak informuje francuska rozgłośnia radiowa RFI, burmistrzowie dystryktów okalających centrum obawiają się, że cały ruch przeniesie się na ich ulice. "Ludzie mieszkający na obrzeżach Paryża zapłacą za to największą cenę" – podsumowała plan Florence Berthout, burmistrzyni piątej dzielnicy. Aurelien Véron, prawicowy opozycjonista w radzie miasta skrytykował zaś konsultacje społeczne, twierdząc, że Hidalgo "zasadniczo pyta kierowców, czy wolą być upieczeni, czy może ugotowani".

Tu nie chodzi (tylko) o ruch...

...tu chodzi o "odzyskanie przestrzeni miejskiej", o czym głośno opowiada Belliard. "Paryska przestrzeń publiczna jest rzadka, cenna i pożyteczna. Należy do wszystkich i nie można jej zamknąć dla jednej kategorii, jaką są samochody. Dzisiaj, wciąż, 50 proc. przestrzeni publicznej w Paryżu należy do samochodów – czy to jadących, czy zaparkowanych" – wyjaśnia w rozmowie z internetowym dziennikiem "Slate".

To jednak nie koniec wniosków wysnuwanych przez paryskiego doradcę, wszak "odzyskiwanie przestrzeni zawłaszczonej przez samochody" porównuje on do... walki z nierównościami społecznymi. Biedni mają stać się bogaci przez sam fakt, że bogaci nie będą korzystać z przywilejów, jakie zapewniają im własne środku transportu.

"50 proc. przestrzeni publicznej zajmują prywatne samochody, z których korzystają najbogatsi. Przeważnie mężczyźni, bo to głównie oni prowadzą. Podsumowując, najbogatsi mężczyźni korzystają z połowy przestrzeni miejskiej. Jeśli przeznaczymy ją na spacery, jazdę na rowerze i transport publiczny, oddamy przestrzeń publiczną ludziom, którzy są dziś ubodzy" – peroruje prawa ręka mer Paryża.

Tymczasem wielu publicystów jest zdania, że kolejne restrykcje nakładane na kierowców aut osobowych tylko pogłębią nierówności. Wdrożenie zaproponowanej przez Anne Hidalgo wizji miasta bez samochodów, dla mieszkańców przedmieść i rejonów wiejskich stanowi zagrożenie dla ich stylu życia i możliwości zarabiania, bo na tych obszarach transport publiczny jest niewystarczający. "Dla nich samochody nie są luksusem ani wygodą, tylko minimalnym wymogiem do uzyskania pensji" – komentuje Eric Reguly w swoim felietonie opublikowanym w kanadyjskim dzienniku "The Globe and Mail".