Dziś po buspasach mogą jeździć autobusy, taksówki i auta elektryczne, ale w zależności od miasta uprzywilejowanych pojazdów może być więcej. Np. w Warszawie mogą się nimi poruszać także służby i miejski transport osób niepełnosprawnych, a buspasy na Radzymińskiej i Trasie Łazienkowskiej otworzono także dla motocyklistów. Z kolei w Poznaniu po wszystkich buspasach mogą jeździć motocykle i motorowery, a po wybranych także rowerzyści.

Takie inicjatywy są jednak rozwiązaniami stosowanymi lokalnie przez miejskie zarządy dróg. Teraz premier zadeklarował, że odgórnie zamierza przeforsować poszerzenie grona pojazdów, które będą mogły wjechać na miejskie buspasy. Według Morawieckiego niebawem wjechać na nie będą mogły wszystkie samochody, na pokładzie których będzie co najmniej czterech pasażerów. To rozwiązanie ma promować tzw. "carpooling", czyli wspólne dojazdy do pracy. Założeniem jest zmniejszenie liczby aut na drogach, a tym samym poprawa jakości powietrza i przejezdności dróg dużych miast.

Nieudane próby

Pomysł wpuszczania na buspasy aut z większą liczbą pasażerów nie jest nowy. Niektóre miasta mają już takie eksperymenty za sobą. Niestety, w większości próby skończyły się one fiaskiem. Jednym z miast, które takie testy przeprowadziło, był Poznań – w tym przypadku wjazd na buspasy miały auta z co najmniej z trzema pasażerami na pokładzie. Eksperyment trwał aż dwa lata na Drodze Dębińskiej i Mostowej. Okazało się jednak, że problemem nie do przeskoczenia było skuteczne egzekwowanie przestrzegania tego przepisu. Sama policja zażądała powrotu do starych zasad.

Do podobnych wniosków doszedł także Kraków, który eksperymentował z podobnym rozwiązaniem (tu także na jeden z buspasów mogły wjeżdżać „osobówki” z trzema pasażerami). Dziś już nie stosuje takie rozwiązania. Jedynym miastem, które wprowadziło takie przepisy i dalej je stosuje jest Rzeszów. Choć i tu władze miasta w rozmowie z TVN Warszawa twierdzą, że nie jest rozwiązanie idealne, ponieważ część kierowców nadal łamie zasady. Jednak w tym przypadku mowa zaledwie o eksperymencie na bardzo małą skalę – w Rzeszowie łączna długość buspasów to… 5 km.

Warszawa nie chce takich rozwiązań

Z kolei stolica od początku jest sceptycznie nastawiona do zbytniego poszerzania listy pojazdów uprzywilejowanych do wjazdu na buspasy. Takie rozwiązanie krytykuje otwarcie warszawski Zarząd Dróg Miejskich, twierdząc, że dojdzie do masowego nadużywania nowych zasad i koncepcja buspasów straci sens, a wprowadzanie takich zasad na sztywno jest niezrozumiałe. Łukasz Puchalski, dyrektor warszawskiego ZDM w rozmowie z TVN stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie takich kwestii w gestii zarządców dróg, którzy sami wiedzą jakie regulacje sprawdzą się w ich miastach najlepiej. Drugi zarzut dyrektora ZDM to problem z pilnowaniem kierowców.

- To jest nieegzekwowalne. Trudno uwierzyć, że policjanci będą zatrzymywać pojazdy i liczyć osoby, które są w środku. To jest w polskich warunkach nierealne. W stołecznej policji są wakaty, mówiąc szczerze, ona ma istotniejsze zdania z punktu bezpieczeństwa ruchu drogowego: wyłapywanie kierowców przekraczających prędkość czy tych jeżdżących na czerwonym - dodaje dyrektor ZDM.