• Właściciel komisu przejeżdżał autem kilkusetmetrowy dystans z drogi głównej na plac, gdzie przechowywał samochody, ponieważ ciężarówki z autami nie mogą podjechać bezpośrednio pod bramę
  • Został jednak zatrzymany przez policję, prawdopodobnie wezwaną przez "życzliwych" sąsiadów
  • Minimalna kara za kierowanie samochodem, który nie jest dopuszczony do ruchu, to 1500 zł
  • Osobnej karze podlega brak obowiązkowego ubezpieczenia OC
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, który każe właścicielowi komisu zapłacić 1200 zł za brak polisy OC, postępuje zgodnie z prawem – to minimalna stawka opłaty karnej. Również policjanci, którzy nałożyli na przedsiębiorcę wysoki mandat, postąpili tak, jak podpowiada Kodeks Wykroczeń. Nieco inaczej wygląda sprawa z punktu widzenia osób zajmujących się sprzedażą używanych samochodów: przepisy nie biorą pod uwagę ich potrzeb, w praktyce uniemożliwiają im uczciwą pracę.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Ani metra po drodze publicznej, albo popełniasz wykroczenie

W przypadku przedsiębiorcy z Żywca właściwie nie chodziło o jazdę próbną: jego plac położony jest na uboczu, ciężarówka z dostarczanymi na plac samochodami musi zatrzymać się kilkaset metrów od bramy parkingu. Auta przyjeżdżają z zagranicy i nie są zarejestrowane, przejechanie takim niezarejestrowanym pojazdem choćby metra po drodze publicznej oznacza wykroczenie oraz złamanie ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. Za to pierwsze należy się mandat, za drugie – opłata karna. Przedsiębiorca, chcąc postępować zgodnie z literą prawa, powinien auta wyładowywane z ciężarówki pakować na mniejszą lawetę i na takiej lawecie wieźć na zamknięty plac, gdzie może je przechowywać bez względu na status rejestracji. A zatem procedura powinna wyglądać tak: rozładunek z lory, załadunek na lawetę, rozładunek z lawety i kurs po kolejne auto.

Przedsiębiorca poszedł jednak na skróty: gdy Renault zjechało z ciężarówki, wsiadł za kierownicę i na kołach pojechał na plac. 100 metrów od celu czekali na niego policjanci.

Bierzesz auto na słowo honoru – jazda próbna zabroniona!

Nie ma wątpliwości, że przedsiębiorca złamał prawo. Tymczasem jednak warto uświadomić sobie, że polskie place z używanymi samochodami pełne są aut, które jeszcze nie zostały zarejestrowane – aby zminimalizować koszty, sprzedawcy nie rejestrują na siebie samochodów, robi to dopiero ich nabywca. Nie ma w tym niczego dziwnego – dziwne byłoby rejestrowanie samochodów "na chwilę". To, po pierwsze, kosztuje, a po drugie, trwa: w niektórych wydziałach komunikacji na termin czeka się dwa-trzy tygodnie!

Efekt uboczny tej sytuacji jest jednak zaskakujący: jeśli ktoś kupuje używane auto i chciałby odbyć nim jazdę próbną, powinien wiedzieć, że – jeśli pojazd nie jest zarejestrowany – łamie prawo. Taka przejażdżka będzie kosztować sprzedawcę co najmniej 1200 zł kary za brak OC, natomiast kierowcę-klienta... mandat lub grzywnę. To, co najmniej, 1500 zł! Opcjonalnie, jeśli będziesz zdziwiony albo niegrzeczny, możesz trafić do aresztu za kierowanie takim autem – taką karę przewiduje aktualna wersja Kodeksu Wykroczeń.

Albo więc ryzykujesz, albo kupujesz bez jazdy próbnej. Co wybierasz?

Patoprzepisy. A jak to się robi w innych krajach?

Standardem w krajach Europy Zachodniej są "profesjonalne" tablice rejestracyjne, które mechanik albo pośrednik może założyć na dowolny samochód w celu dojazdu do warsztatu, na przegląd, w celu sprawdzenia samochodu albo udostępnienia do jazdy próbnej. Z tablicami rejestracyjnymi powiązane jest ubezpieczenie OC. Nie ma problemu z wjazdem niezarejestrowanego samochodu na drogę publiczną – za bezpieczeństwo pojazdu odpowiada profesjonalny handlarz albo mechanik. Domyślnie: nie wyjedzie na drogę autem, które nie ma wszystkich kół albo pozbawione jest hamulców.

Co ciekawe, weterani handlu używanymi samochodami w Polsce pamiętają, iż tablice profesjonalne zwane też "komisowymi" funkcjonowały w naszym kraju. Z tablicami powiązany był zeszycik, do którego przed wyjazdem na drogę sprzedawca wpisywał dane auta, którym zamierza wyjechać na drogę publiczną.

Ale zostały zlikwidowane.

Policja: taniej już się nie da!

Przedsiębiorca z Żywca, który "został przyłapany" za kierownicą niezarejestrowanego samochodu, początkowo dostał tylko karę z UGF (1200 zł) i został wezwany na komendę Policji w celu złożenia wyjaśnień. Krótko mówiąc, dodatkowo groziło mu skierowanie zawiadomienia o popełnionym wykroczeniu do sądu, który może by mu "odpuścił", a może... wręcz przeciwnie. Ostatecznie policjanci stwierdzili, że mogą winnego ukarać mandatem (minimalna kwota to 1500 zł) oraz poinformowali go o dodatkowych kosztach (ok. 140 zł), które będzie musiał ponieść. Takie mamy przepisy!

Można jedynie dodać, że policjanci, jeśli tylko chcą, mogą odstąpić od wymierzenia kary finansowej – mówi o tym wprost Kodeks wykroczeń – jeśli tylko takie postępowanie ma uzasadnienie. Ale trzeba chcieć. Art. 41. Kodeksu wykroczeń mówi: