WRC: W trakcie uroczystego rozdania nagród za sezon motoryzacyjny 2010 oficjalnie odmówił pan przyjęcia pucharu za drugie miejsce w klasyfikacji Zespołów Producenckich. W historii istnienia Polskiego Związku Motorowego był to pierwszy taki przypadek. Wywołał pan więc swego rodzaju skandal, nawet jeżeli jego zasięg do tej pory pozostaje dość ograniczony. Czym motywował pan swoją decyzję?

Witold Rogalski, prezes Subaru Poland Rally Team: Polski Związek Motorowy, zgodnie ze swym statutem, jako zadanie numer jeden postawił sobie krzewienie kultury motoryzacyjnej w Polsce. Moim zdaniem nie może tego zadania wykonywać bez odpowiedniej wiarygodności. A trudno o wiarygodność, gdy PZM łamie przyjęte przez siebie i oficjalnie opublikowane procedury. Zmiana wyników w klasyfikacji producenckiej 2010, dokonana przez PZM tuż przed terminem rozdania nagród, jest takim właśnie ich złamaniem. A jak wymagać od zawodników, czy też od "cywilnych" kierowców, zachowań zgodnych z obowiązującymi przepisami i regulaminami, jeżeli ten, kto ma je oficjalne reprezentować, sam ich nie przestrzega? Nieprzestrzeganie procedur stanowi potencjalne zagrożenia tak w sporcie, jak i w zwykłym ruchu drogowym. W ten sposób PZM świadomie rezygnuje również z realizacji swego statutowego zadania numer 2 - dbałości o poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym (a tu jest co poprawiać - na polskich drogach ginie najwięcej osób w Europie!). Taki też wydźwięk miało moje krótkie uzasadnienie odmowy przyjęcia pucharu.

Jakie procedury PZM konkretnie ma pan na myśli?

Główna Komisja Sportu Samochodowego (GKSS), realizując swe regulaminowe obowiązki, po rozważeniu wszelkich okoliczności, uwag itp. 26 listopada zatwierdziła i ogłosiła wyniki wszystkich klasyfikacji RSMP 2010 (Regulamin GKSS, §5, punkt 6 & 9). Zwycięzcą w klasyfikacji producenckiej - zgodnie z oczekiwaniami i wcześniej opublikowanymi wynikami nieoficjalnymi - zostało Subaru. Według obowiązującej procedury (§6, punkt 1) w ciągu 14 dni zainteresowana strona mogła wnieść odwołanie za pośrednictwem GKSS do Trybunału Związku, wnosząc ustaloną kaucję (Regulamin Trybunału PZM, §10 & §11). Peugeot Sport Polska takiego odwołania nie złożyło, a kaucja nie została wpłacona. Pomimo to wyniki zostały zmienione. Pewnej pikanterii dodaje fakt, że zmiana została dokonana na zaledwie dwa dni przed terminem rozdania nagród. Nie muszę wspominać, że PZM nie uznał za stosowne poinformować nas o tym. Oczywiście natychmiast 10 grudnia złożyliśmy oficjalne, zgodne z procedurą odwołanie.

Skąd więc w ogóle ta zmiana?

Na skutek nieformalnych nacisków ze strony Peugeot Sport Polska Prezydium Zarządu PZM poprosiło Trybunał o wydanie opinii w sprawie właściwej interpretacji Regulaminu w zakresie klasyfikacji Zespołów Producenckich. Naciski te są zrozumiałe, albowiem firma Peugeot rozpoczęła kampanię reklamową, posługując się (faktycznie niezdobytym) tytułem mistrzów Polski. Należy w tym miejscu podkreślić, że Trybunał 7 grudnia wyraził jedynie opinię, nie orzeczenie, które mogłoby być ew. podstawą do zmiany klasyfikacji. Pomijam w tym miejscu logikę (a raczej jej brak) użytych sformułowań - jak bowiem, cytując pismo Peugeot, można "pozbawić tytułu mistrza Polski", jeżeli tytuł taki zespołowi Peugeot Sport Polska nie został przyznany?

Jak w takim razie powinna wyglądać dalsza procedura i dlaczego jednak zmieniono ostateczne wyniki?

Myślę, że wobec wyrażonej opinii Trybunału powinna zebrać się GKSS i dysponując posiadaną wiedzą fachową do niej się ustosunkować. Do czasu takiego zebrania i ewentualnego podjęcia odmiennej decyzji nie było żadnych podstaw regulaminowych uzasadniających ich zmianę (Regulamin GKSS, §6, punkt 1). Opinia jako taka z definicji nie posiada przecież mocy prawnej. Dlaczego mimo to zmieniono wyniki, można się tylko domyślać, znając hierarchiczne, oparte na wzorcach z czasów socjalistycznych struktury PZM.

Opinia, orzeczenie - czy nie jest to przypadkiem czepianie się słówek?

Nie - niezależnie od oczywistej różnicy semantycznej - w przypadku wydania orzeczenia Trybunał, realizując paragraf 33 Regulaminu, musiałby doręczyć stronom w ciągu 14 dni treść ww. orzeczenia. Tu nie było jednak ani "stron", ani "orzeczenia", więc konsekwentnie nie zostaliśmy przez Trybunał poinformowani.

A czy sama opinia Trybunału jako taka jest według Pana właściwa?

Naturalnie nie mnie osądzać jakość pracy Trybunału. Niemniej uważam, że członkowie Trybunału - prawdopodobnie z braku czasu - nie mieli okazji dokładnie zapoznać się z Regulaminem RSMP 2010. W wyrażonej w dniu 7 grudnia opinii znalazło się bowiem m.in. sformułowanie "... Z ujęcia przy tym ust. 17.4 wynika, iż klasyfikacja generalna jest jedyną w której odliczane są rundy", podczas gdy cytowany paragraf 17.4 Regulaminu sportowego mówi: "…Odliczona runda obowiązuje we wszystkich pozostałych klasyfikacjach."; ta oczywista sprzeczność nie wymaga komentarza.

Mimo wszystko po złożeniu formalnego odwołania mógł pan - w przekonaniu o swej racji - spokojnie oczekiwać na dalszy rozwój wypadków. Dlaczego zdecydował się pan na tak oficjalne zakłócenie uroczystości rozdania nagród?

Nie mogłem. Przypominam, że wydarzenia rozgrywały się w ciągu zaledwie dwóch dni. Pomimo opisanych nieprawidłowości oraz złożonego odwołania PZM procesował dalej tak, jak gdyby nic się nie stało. Mogłem więc tylko zignorować całą uroczystość lub zareagować. To pierwsze nie wchodziło w grę - uważam, że moim moralnym obowiązkiem, ale i prywatnym życzeniem, był współudział w świętowaniu sukcesu naszej załogi i całego zespołu. Co do tej drugiej możliwości, lojalnie uprzedziłem Zarząd PZM, że tak właśnie postąpię. Pojawiły się nawet "groźby", że zostaną wyłączone mikrofony. Do tej pory niejednokrotnie dochodziły mnie głosy o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu PZM. Tym razem sam zostałem skonfrontowany ze sposobem postępowania nielicującym w żaden sposób z oczywistą odpowiedzialnością społeczną tak poważnej organizacji.

Zadałem więc sobie pytanie: jeżeli PZM w taki sposób lekceważy ustalane przez siebie procedury i regulaminy w stosunku do jednego z największych zespołów rajdowych w Polsce, to czego możne oczekiwać zawodnik nieposiadający naszego doświadczenia, zaplecza finansowego i prawnego? Jakie ma w ogóle możliwości faktycznego dochodzenia swych racji? A jeżeli ich nie ma, to jaka jest jego opinia na temat PZM wobec doznawanych niesprawiedliwości? Mój sprzeciw wobec łamania podstawowych procedur ma na celu głównie wywołanie dyskusji, przemyśleń. Uważam, że jest to - być może niepowtarzalna - okazja do zmian w samym PZM.

Poczynając od prezesa Witkowskiego, wszyscy powinni w końcu zdać sobie sprawę, że autorytet pozyskuje się poprzez jakość swych działań, a nie przez ferowanie wyroków w sposób, który w mojej generacji musi budzić niemiłe wspomnienia. Najwyższy czas, aby etatowi działacze PZM nie traktowali zawodników i społecznie działających reprezentantów PZM, którzy z czystego zamiłowania poświęcają swój wolny czas sportom motorowym, jako zło konieczne, lecz jako partnerów. Niezbędna jest, moim zdaniem, nie tylko konsekwencja w przestrzeganiu ustalonych procedur i przepisów, ale także transparentność działania. Konieczne jest stworzenie otwartej komunikacji z tymi, którzy swym wysiłkiem, ambicjami, poświęcaniem wolnego czasu, a także wkładem finansowym de facto legitymują istnienie organizacji PZM jako takiej.

A czy nie mógł pan tego omówić bezpośrednio z prezesem Witkowskim, zamiast prowokować burzę medialną, którą tym wywiadem może pan zainicjować?

Miałem nadzieję, że pan prezes - zgodnie ze swym statutem i piastowaną funkcją - pojawi się na oficjalnym rozdaniu nagród 11 grudnia. W końcu jest to ukoronowanie całego sezonu… Niestety, jak wiemy, prezes Witkowski nie uhonorował nas wszystkich swą obecnością. Wybrał inną uroczystość. Czy chciał uniknąć konfrontacji - możemy tylko spekulować. Faktem jest, że albo przedłożył swe prywatne preferencje nad oczywiste obowiązki służbowe, albo wykazał się brakiem odwagi cywilnej. Ponieważ nie było jakiegokolwiek oficjalnego wytłumaczenia jego nieoczekiwanej absencji, nie są mi znane inne - być może istniejące i ważkie - przyczyny. Pomimo złożonego formalnego odwołania SPRT, mojego oświadczenia w trakcie rozdania nagród, zawierającego przecież główne aspekty wyżej opisanych zarzutów, ani prezes Witkowski, ani nikt z Zarządu PZM nie próbował się ze mną skontaktować w celu wyjaśnienia sytuacji. Partnerstwo, którego oczekuję wobec wszystkich zawodników i działaczy społecznych, nie polega na chowaniu głowy w piasek, gdy pojawiają się zarzuty, lecz na podejmowaniu dyskusji, także na tematy trudne. Ja swoją opinię już wyraziłem publicznie 11 grudnia w trakcie oficjalnej gali zamykającej sezon. Najwyższy czas, aby PZM podjął decyzję, czy chce dialogu, czy też zamierza dalej ignorować tych, którzy stanowią o racji jego bytu.

Czy pańskim zdaniem można było uniknąć tego skandalu, gdy bezpośrednio przed oficjalną galą sytuacja tak się skomplikowała?

Oczywiście. Można było oficjalnie zawiesić opublikowanie wyników. Do tego, aby zachować zgodność z przepisami, wystarczyłoby formalne odwołanie ze strony Peugeot Sport Polska od decyzji GKSS z dnia 26 listopada. Składając odwołanie w przeddzień gali, zostałby zachowany wspomniany wyżej 14-dniowy termin. Ponieważ tego samego dnia zostało przez nas złożone odwołanie od (nieprawnie) zmienionych wyników, znaleźlibyśmy się w sytuacji, której nawet regulamin nie przewidział J. Wobec takiego rozwoju wypadków - za zgodą zainteresowanych stron - można by zawiesić ogłoszenie ww. wyników. Ja takiej zgody naturalnie bym udzielił (sygnalizowałem to bezpośrednio przed galą). Wierzę, że także Peugeot Sport Polska preferowałoby właśnie takie rozwiązanie. Byłoby ono dla wszystkich lepsze niż lekceważenie nas, a także dobrych obyczajów i podstawowych zasad kultury. Wręczenie pucharów, pomimo wszystkich zaistniałych wątpliwości, stało się dowodem, że o ich zdobyciu może decydować uznaniowość PZM, a nie regulaminy i faktycznie osiągnięte wyniki sportowe.