Mechanicy zespołu pracowali na biwaku w Puerto Madryn w pocie czoła przez osiem godzin. Silnik Tatry po raz pierwszy po tej poważnej awarii uruchomiony zostało na 10 minut przed startem do trzeciego etapu rajdu.Nie było już czasu na próbna jazdę, a tylko szybki dojazd do stacji benzynowej.

Karel Loprais prasowym Nissanem wcześniej zablokował miejsce na pobliskiej stacji benzynowej, by Tatra mogła w porę znaleźć się na starcie.

Ostatecznie Aleš Loprais i jego załoga, która tej nocy nie zmrużyła ani na chwilę oka, wystartowali z pełną werwą. Na CP1 wyprzedzili wiele słabszych ciężarówek, które kolejno zapadały się w głębokich piaskowych koleinach.

Niestety, około 20 km po CP1 na jednym ze wskaźników zauważono gwałtowny wzrost temperatury silnika. Szybko zlokalizowano uszkodzenie chłodnicy i powolny wyciek wody. Załoga przez cały czas dolewała wszelkie płyny jakie znajdowały się w samochodzie. Po drodze uzupełniano zapasy w okolicznych bajorach. Z jednym z kibiców wymieniliśmy naszą teamową bluzę za 15 lirowy kanister wody. I tak z dwugodzinnym opóźnieniem dojechaliśmy w końcu do mety etapu.

Jakby wszystkiego nie było dość, to jeszcze w połowie tego etapu, podczas jazdy po nierównym terenie, VojtaŠtajf uderzył głową o rurę klatki wzmacniającej. Cały czas bardzo bolała go głowa, ale jakoś na proszkach przeciwbólowych dotrwał do końca.

”Dwudniowa strata paru godzin w takim trudnym rajdzie, to jeszcze nie jest tragedia. Można oczekiwać, ze starty konkurentów nie będą też mniejsze. Uważamy, ze szansa na dobre miejsce wciąż istnieje, chociaż nic przewidzieć się nie da” - powiedział zmęczony na mecie Aleš Loprais.

Jiří Vintr, Loprais Tatra Team, Jacobacci