Współpraca reklamowaTestujemy na paliwach
Auto Świat > Wiadomości > Aktualności > Rok po tragedii na A1. Obraz bezradności państwa i drogowego bandytyzmu ma 570 m

Rok po tragedii na A1. Obraz bezradności państwa i drogowego bandytyzmu ma 570 m

Ponad 570 m dzieli miejsce, w którym kierowca BMW zaczął hamować, od miejsca, w którym jego auto się zatrzymało. Te 570 m to obraz bezradności państwa i drogowego bandytyzmu. Coś ma się jednak zmienić. Nadchodzi kolejne zaostrzenie kar dla tych, którzy jeżdżą dużo za szybko. Tylko dlaczego nowe przepisy nie obejmą dróg szybkiego ruchu, czyli m.in. autostrady A1, na której rok temu zginęła trzyosobowa rodzina?

Rocznica wypadku na A1
Rocznica wypadku na A1Źródło: KMP w Piotrkowie Trybunalskim
  • Minął rok od wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletnie dziecko. Do tej pory nie skazano sprawcy
  • Możliwe, że Sebastian M. zostałby zatrzymany dwa tygodnie po wypadku, gdyby nie konferencja byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry
  • Politycy boją się kierowców łamiących przepisy - to dlatego nadchodzące zaostrzenie kar nie obejmie wykroczeń popełnianych na drogach szybkiego ruchu
  • Więcej informacji z polskich dróg znajdziesz na stronie głównej Onetu

16 września 2023 r. po godzinie 19:30 na zachodniej jezdni autostrady A1 pod Piotrkowem Trybunalskim płonie rozbita kia. Na początku policja nie łączy jej ze stojącym około 200 m dalej, mocno uszkodzonym BMW. 18 września 2023 r., czyli dwa dni po wypadku, policja wydaje kuriozalne oświadczenie. Czytamy w nim, że kia z niewyjaśnionych przyczyn uderzyła w bariery energochłonne i spłonęła. W tym samym czasie po sieci krąży już nagranie, na którym uwieczniono moment uderzenia kii przez BMW.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Wypadek na A1

Upór internautów i mediów zmusza organy ścigania do szybkich działań. Po sześciu dniach od chwili wydania pierwszego oświadczenia policja ogłasza nowe. Tym razem przyznaje, że w wypadku brało udział również BMW. Przypomnijmy: rozbite BMW, które stało 200 m przed płonącą kią. Kią, w której zginęła trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletnie dziecko.

Śledczy wiedzą już, że BMW jechało co najmniej 253 km/godz. Zdaniem specjalistów z firmy Crashlab, którzy bardzo szczegółowo przeanalizowali ślady, nagrania i zdjęcia z miejsca wypadku, prędkość BMW była znacznie większa i mogła wynosić nawet 315 km/godz. 315 km/godz. w miejscu, gdzie maksymalna dozwolona prędkość wynosi 140 km/godz.

Dokładna rekonstrukcja wypadku znajduje się na poniższym wideo. Pod nim dalsza część artykułu.

Prokuratura gromadzi wystarczający materiał dowodowy, by móc zatrzymać Sebastiana M., który wcześniej został przesłuchany w roli świadka. Tak się jednak nie dzieje, bo właściciel rozbitego BMW wylatuje do Niemiec. Śledczy mają jednak nadzieję, że po kilku dniach M. wróci do Polski. Ani on, ani jego rodzina, ani opinia publiczna nie wiedzą, że prokuratura chce komukolwiek postawić zarzuty. To ma uśpić czujność M. i skłonić go do powrotu do Polski.

Wtedy do sprawy włącza się Zbigniew Ziobro, ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Niespełna dwa tygodnie po wypadku zwołuje konferencję prasową, podczas której zapowiada bezwzględne rozprawienie się ze sprawcą wypadku. Piotrkowska prokuratura nie wyklucza, że to z tego powodu Sebastian M. zdecydował się na podróż do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a nie powrót do Polski. Za Sebastianem M. wydano list gończy, trwa jego proces ekstradycyjny.

Co grozi Sebastianowi M., gdy uda się go postawić przed polskim wymiarem sprawiedliwości? Wszystko zależy od tego, jaki zarzut postawi mu prokuratura, jakie dowody dostarczy i jak oceni je sąd. Jeśli zarzutem będzie spowodowanie katastrofy w komunikacji, maksymalny wymiar kary wyniesie 15 lat więzienia, ale jeśli będzie to nieumyślne sprowadzenie katastrofy, wówczas górną granicą kary będzie osiem lat pozbawienia wolności.

Surowsze kary? Tak, ale nie na autostradach

Polska ma najwyższy limit prędkości na autostradach pośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Jedynie w Niemczech na niektórych odcinkach autostrad limity prędkości nie obowiązują, ale od lat trwa debata, by to zmienić. W zdecydowanej większości krajów limit wynosi 130 km/godz. W Polsce - 140 km/godz. To dużo, choć wystarczy wjechać na pierwszą lepszą autostradę, by szybko przekonać się, że dla wielu kierowców to zdecydowanie za mało.

O powstrzymanie ułańskiej fantazji kierowców dba zaostrzony kilka lat temu taryfikator mandatów, który przewiduje, że za przekroczenie prędkości zapłacimy:

  • do 10 km/godz. - 50 zł,
  • 11-15 km/godz. - 100 zł,
  • 16-20 km/godz. - 200 zł,
  • 21-25 km/godz. - 300 zł,
  • 26-30 km/godz. - 400 zł,
  • 31-40 km/godz. - 800 zł (1600 zł w przypadku recydywy, czyli gdy ponownie popełnimy to samo wykroczenie w ciągu dwóch lat),
  • 41-50 km/godz. - 1000 zł (2000 zł),
  • 51-60 km/godz. - 1500 zł (3000 zł),
  • 61-70 km/godz. - 2000 zł (4000 zł),
  • ponad 70 km/godz. - 2500 zł (5000 zł przy ponownym popełnieniu tego samego wykroczenia, tzw. recydywy).

Nie na każdym kierowcy te kwoty robią wrażenie, dlatego wraz z mandatem na konto kierowców jeżdżących zbyt szybko trafiają też punkty karne:

  • do 10 km/godz. - 1,
  • 11-15 km/godz. - 2,
  • 16-20 km/godz. - 3,
  • 21-25 km/godz. - 5,
  • 26-30 km/godz. - 7,
  • 31-40 km/godz. - 9,
  • 41-50 km/godz. - 11,
  • 51-60 km/godz. - 13,
  • 61-70 km/godz. - 14,
  • powyżej 70 km/godz. - 15.

Jest coś jeszcze. Kto jedzie o więcej niż 50 km/godz. za szybko w terenie zabudowanym, traci prawo jazdy na trzy miesiące. Zasada ta ma też obowiązywać poza terenem zabudowanym - trwają prace nad nowymi przepisami, które mogą wejść w życie pod koniec tego lub na początku przyszłego roku. Oznacza to, że ten, kto na drodze krajowej z limitem 90 km/godz. jechałby ponad 140 km/godz., straciłby prawo jazdy. A co z tym, kto po autostradzie pędziłby 200 km/godz. albo szybciej? W myśl planowanych przepisów taki kierowca prawa jazdy by nie stracił. Jak to możliwe?

Otóż nowe zasady miałyby dotyczyć tylko dróg jednojezdniowych, dwukierunkowych, bo to na nich dochodzi do największej liczby wypadków. Na ekspresówkach i autostradach nic się nie zmieni. I choć dochodzi na nich do relatywnie niewielkiej liczby wypadków, to mają one najtragiczniejsze skutki. Powód jest oczywisty - prędkość. Im większa, tym trudniej o szybką reakcję; tym droga hamowania jest dłuższa; tym siła uderzenia większa. Dlaczego zatem nowe przepisy nie obejmą dróg szybkiego ruchu? Bo politycy boją się kierowców, którzy nic sobie nie robią z limitów prędkości. To spora grupa wyborców. Większe kary uznają za atak na ich wolność.

Autostrada Wolności

Kto podjął decyzję, by nowymi przepisami nie obejmować dróg szybkiego ruchu, prawdopodobnie dawno już nie podróżował Autostradą Wolności (A2) na odcinku Stryków-Warszawa. To najgorszy przykład polskiej kultury drogowej, w której dominują jazda na zderzaku, nerwowe hamowanie, zajeżdżanie drogi, pospieszanie światłami drogowymi, bezpodstawne zajmowanie lewego pasa i zdecydowanie zbyt szybka jazda. Te 114 kilometrów betonu i asfaltu pokazuje, że na autostradach też bywa bardzo niebezpiecznie. Same kary tego nie zmienią. Zmianie muszą też ulec system edukacji i nasza mentalność.

Wyjątkowo łagodnie obchodzimy się z tymi, którzy łamią przepisy drogowe: parkują na chodnikach albo na trawnikach czy jadą o 10 czy 20 km/godz. za szybko. Przymykamy na to oko. Tymczasem ani surowe kary, ani intensywne działania policji na niewiele się zdadzą, jeśli wciąż będzie istniało społeczne przyzwolenie na łamanie przepisów drogowych.

Piotr Kozłowski
Piotr Kozłowski
Redaktor Naczelny AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków