Kryzys, któremu muszą sprostać producenci aut, bezprecedensowy w historii tej branży, może długo potrwać. - Rok 2009 to czas wielu niebezpieczeństw i wielu możliwości. Każdy poniesie jakieś straty - prognozował Carlos Ghosn, prezes i dyrektor generalny grupy Renault-Nissan na spotkaniu z dziennikarzami.

Zdaniem Ghosna obecny kryzys ma przede wszystkim charakter finansowy. - Przemysł samochodowy jest bardzo kredytochłonny. Dwa na trzy samochody finansowane są z kredytu. Jeśli na rynkach finansowych utrzyma się obecna sytuacja, będziemy świadkami plajtowania jednego producenta za drugim - ostrzega. Producenci, postawieni wobec wzrostu kosztów kredytów, mają trudności ze spłatą wymaganego oprocentowania. - Stopy procentowe spadły, ale my tego nie odczuliśmy - podkreśla Ghosn. Niemiecka grupa Daimler sprzedała właśnie obligacje o wartości miliarda euro, oprocentowane na ponad 9 proc. To dla Ghosna zdecydowanie za drogo.

Jednym z rozwiązań stojących przed branżą jest zwrócenie się o pomoc do państwa. Volkswagen już poprosił Berlin o wsparcie jego działań finansowych i bankowych. Niemiecka grupa podkreśliła, że chodzi o gwarancje publiczne, a nie dokapitalizowanie.

- Zwracamy się do państwa o finansowanie na rozsądnych warunkach, a więc o udzielenie nam na dwa, trzy lata rozsądnego oprocentowania, od 4 do 5 proc. - powiedział Ghosn. Najwyraźniej głos francuskiego przemysłu samochodowego został usłyszany. Prezydent republiki Nicolas Sarkozy już kilkakrotnie stwierdził, że nie ma mowy o dopuszczeniu do upadku branży, która zatrudnia co dziesiątego Francuza. - Państwo zrozumiało powagę naszej sytuacji i mamy nadzieję, że zareaguje - oznajmił Ghosn, który liczy na wiążące deklaracje w ciągu najbliższych tygodni.

Od 1 stycznia 2009 roku szef Renault-Nissana obejmie funkcję prezesa Stowarzyszenia Europejskich Producentów Samochodów (ACEA) i będzie się starał "uzyskać pomoc wysokości 40 miliardów euro, o którą ubiegają się producenci europejscy". W tym dużym pakiecie mogłoby się znaleźć także wsparcie finansowe dla Francji. Musi ono być jednak obwarowane warunkami. - Jeśli państwo nam pomoże, to naturalne, że zobowiążemy się nie zamykać fabryk. Ja to obiecuję - zapewnia Ghosn.

Czekając na finansowanie, producenci muszą podejmować strategiczne decyzje. - W okresie kryzysu należy dbać o majątek płynny - tłumaczy Ghosn. - Wymaga to redukcji inwestycji i zmniejszenia zapasów, ale także sprzedaży aktywów i większej czujności wobec wierzycieli. Na przykład światowy lider Toyota zamierza ponoć o 30-40 proc. zmniejszyć inwestycje, by przetrwać kryzys.

Renault natomiast już zrezygnował z niektórych projektów, na przykład z wypuszczenia na rynek następcy Espace, aby utrzymać majątek płynny. Ale choć obsesją Ghosna jest zapewnienie w 2009 roku nadwyżki w finansach - rok 2008 firma zakończy zapewne na minusie - uważa za niebezpieczne "obciążanie hipoteki przyszłości" poprzez wstrzymywanie inwestycji tylko po to, by dostać "zastrzyk tlenu". Dlatego producent nadal pracuje nad swoim projektem pojazdu elektrycznego. Ghosn uważa, że obecny kryzys jest "dużo gorszy" niż ten w 1993 roku, "kiedy to rynki finansowe nadal funkcjonowały normalnie mimo recesji. Nie sięgnęliśmy jeszcze dna, ale też nikt nie widzi światła w tunelu".

"Wielka Trójka" (General Motors, Ford i Chrysler), która poszła tym razem na pierwszy ogień, nie odczuje skutków kryzysu jako jedyna. Z powodu aprecjacji jena wobec dolara i załamania się sprzedaży samochodów w Stanach Zjednoczonych ucierpią także producenci japońscy, którzy osiągają obecnie jedynie od 60 do 70 proc. swych normalnych zysków. Nie zostaną oszczędzeni także Europejczycy. - Wszystko jest możliwe, nawet najbardziej szalone scenariusze - przyznaje Ghosn.