• Rok temu, 14 lutego 2023 r., Parlament Europejski zagłosował za zaostrzeniem przepisów dotyczących emisji spalin, czego skutkiem ma być zakaz sprzedaży aut spalinowych od 20235 r.
  • Wśród europosłów, którzy zagłosowali wówczas za takimi radykalnymi zmianami, było też kilkoro polityków z Polski.
  • Niektórzy polscy europosłowie, którzy zagłosowali za zakazem aut spalinowych, sami nimi jeżdżą
  • Europosłowie z Polski nie wykazali entuzjazmu do zmian przepisów dotyczących emisji spalin – większość głosowała przeciwko zmianom

Dawno temu, w połowie lat 90. premier polskiego rządu, Waldemar Pawlak (PSL), żeby pokazać, że wspiera polski przemysł i rozumie problemy obywateli, na oficjalne spotkania, zamiast luksusowymi, zachodnimi limuzynami, przywożony był Polonezem Caro. Zwykłym ludziom się to podobało, funkcjonariuszom Biura Ochrony Rządu mniej, ale później wyszło na jaw, że solidarność premiera z obywatelami i gotowość do wyrzeczeń były jednak ograniczone – kiedy wokół nie było kamer, a rządowa kolumna musiała szybko pokonać daleką trasę, korzystano jednak z luksusowych limuzyn. Później, już nie jako premier, Waldemar Pawlak chętnie pozował z Toyotą Prius – która wówczas była jednym z pierwszych aut hybrydowych na rynku. Wszystko na pokaz?

Czy politycy, którzy namawiają nas do przesiadki na auta elektryczne, sami też nimi jeżdżą? Po zeszłorocznych wyborach dokładnie sprawdziliśmy aktualne oświadczenia majątkowe posłów na Sejm. Wśród nich nie brakuje przecież takich polityków, którzy głośno domagają się zaostrzenia norm emisyjnych, opowiadają się za jak najszybszym przejściem na elektromobilność, czy wspierali plany produkcji w "narodowego auta elektrycznego". Tyle że po ich oświadczeniach majątkowych zupełnie tego nie widać. Jeśli myślicie, że były już premier Mateusz Morawiecki – który niedawno stwierdził, że nigdy o żadnym milionie aut elektrycznych nie wspominał – ma w swoim garażu choć jeden taki samochód, to jesteście w błędzie. Bo według oświadczenia majątkowego złożonego na początku bieżącej kadencji, żadnego samochodu nie posiada.

Elektromobilność: wśród posłów fatalnie, ale i tak lepiej niż wśród reszty obywateli

Do posiadania aut elektrycznych w oświadczeniach majątkowych przyznało się tylko dwóch aktualnych posłów. Pierwszy z nich to Artur Łącki (KO), który posiada wyprodukowanego w 2020 r. Mercedesa EQC. Jego partyjny kolega, Piotr Borys, wybrał znacznie skromniejszy model, Dacię Spring z 2022 r.

Minister Klimatu i Środowiska, Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050) jest posiadaczką dwóch aut z napędem spalinowym (Kia Sportage z 2022 r. i Citroen C3 z 2018 r.).

Warto jednak zauważyć, że dwa auta elektryczne na 460 posłów, to i tak wynik trzykrotnie lepszy, niż ok. 51 tys. aut elektrycznych (tyle było ich w Polsce w grudniu 2023) na 37,67 mln mieszkańców Polski. Po prostu, na tle większości innych krajów Europejskich jesteśmy na bardzo wczesnym etapie przechodzenia na elektromobilność.

Kto głosował za zakazem sprzedaży aut spalinowych?

A co z europosłami? Twórcy popularnego w sieci filmiku wytykają, że polscy europarlamentarzyści, którzy w ubiegłym roku głosowali za "banem dla aut spalinowych", sami takimi jeżdżą. Sprawdziliśmy więc, jak było naprawdę.

14 lutego 2023 r. Parlament Europejski głosował nad zaostrzeniem norm emisji spalin dla nowych samochodów osobowych i dla lekkich aut użytkowych, które ma wejść w życie w 2035 r. – a konkretniej nad tym, że poza pewnymi wyjątkami, nie będą mogły one emitować dwutlenku węgla. W praktyce oznacza to rzeczywiście konieczność rezygnacji z napędu spalinowego. Zmianę przepisów poparło 340 eurodeputowanych, przeciw było 279, a 21 wstrzymało się od głosu. Jeśli chodzi o europosłów z Polski, to najwyraźniej nie pałali oni entuzjazmem do tego planu.

Na 52 reprezentantów naszego kraju w Parlamencie Europejskim za zaostrzeniem przepisów głosowało 9. Byli to: Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Bogusław Liberadzki, Leszek Miller (wszyscy z Postępowego Sojusz Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim ), Sylwia Spurek (Zieloni – Wolny Sojusz Europejski) i Adam Bielan (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) i Róża Thun (z frakcji Odnówmy Europę, niegdyś związana z Platformą Obywatelską, obecnie z Polską 2050). Europoseł Bielan (związany z PIS) poinformował tuż po głosowaniu, że popełnił pomyłkę, po czym złożył korektę, którą uwzględniono w protokołach.

Co dokładnie przewidują nowe regulacje? Nie ma w nich mowy o zakazie produkcji aut spalinowych, ale o tym, że od 2035 r. auta rejestrowane po raz pierwszy na terenie UE będą musiały być bezemisyjne. Nie ma też mowy o przymusowym wycofaniu z ruchu aut spalinowych zarejestrowanych wcześniej, czy też o zakazie obrotu używanymi autami spalinowymi po 2035 r.

Skąd akurat ta data? To element szerszego, kontrowersyjnego planu "Fit for 55", który przewiduje osiągnięcie neutralności klimatycznej przez kraje UE w 2050 r. Twórcy przepisów uznali, że średni czas eksploatacji aut to ok. 15 lat, więc do 2050 r. znakomita większość aut zarejestrowanych do 2035 r. powinna automatycznie "wypaść z obiegu". W późniejszych pracach nad szczegółowymi rozwiązaniami pod presją Niemiec wprowadzono do nich wyjątki pozwalające producentom utrzymać auta z napędem spalinowym w europejskiej ofercie – dotyczyć one mają m.in. aut dostosowanych do zasilania wyłącznie tzw. E-paliwami, czyli paliwami syntetycznymi o parametrach zbliżonych do benzyny czy oleju napędowego, ale produkowanymi w sposób neutralny dla klimatu, przy użyciu energii odnawialnej i dwutlenku węgla przechwytywanego z atmosfery.

Czym jeżdżą europosłowie, którzy chcą zakazać sprzedaży aut spalinowych?

Zajrzyjmy więc do garaży, a tak naprawdę do oświadczeń majątkowych złożonych przez polskich europosłów, którzy poparli zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych po 2035 r.

  • Marek Balt deklaruje posiadanie dwóch aut – co ciekawe, oba to Volkswageny Passaty z 2019 r.
  • Marek Belka kilka lat temu deklarował posiadanie wziętego w leasing BMW X5, w najnowszym oświadczeniu majątkowym nie ma już po tym aucie śladu, w rubryce dotyczącej składników mienia ruchomego o wartości powyżej 10 tys. zł znajdziemy u byłego premiera i prezesa NBP jedynie zegarek Iwc Schaffhausen. O jazdę autem tańszym niż 10 tys. zł doświadczonego europosła nie podejrzewamy.
  • Robert Biedroń, w oświadczeniu majątkowym złożonym w ubiegłym roku przyznaje się do posiadania VW Tiguana z 2019 r. o wartości 70 tys. złotych. Elektryk to nie jest na pewno, Tiguany z tego rocznika, za taką cenę z reguły są uszkodzone lub mają bardzo wysoki przebieg.
  • Włodzimierz Cimoszewicz to niemal kolekcjoner samochodów, choć wcale nie najnowszych. W oświadczeniu z 2023 r. informował o posiadaniu: Mercedesa Sprintera (2002 r.), Volkswagena Passata (2006 r.), Porsche Cayenne (2011 r.), Toyoty RAV4 (2012 r.).
  • Bogusław Liberadzki, na tle swojego partyjnego kolegi wypada blado, jego prywatna flota składa się z BMW X5 (2019 r.) i Mercedesa E220d (2010 r).
  • Leszek Miller – kolejny były premier w tym zestawieniu – według oświadczenia majątkowego posiada Audi S8 z 2013 r., leasinguje Toyotę Corollę z 2021 r. i ma Peugeota 208 z 2015 r.
  • Sylwia Spurek, w rubryce oświadczenia majątkowego dotyczącej składników mienia ruchomego o wartości powyżej 10 tys. zł wymienia biżuterię, torebki i obrazy, ale nie przyznaje się do posiadania żadnego samochodu. Kiedy jednak przypatrzymy się oświadczeniu dokładniej, to znajdziemy w nim, w rubryce o "zobowiązaniach pieniężnych na kwotę powyżej 10 tys. zł", informację o umowie leasingu konsumenckiego dotyczącej samochodu marki BMW serii 1, zawartej w 2019 r. na 5 lat. Inni europarlamentarzyści wpisywali auta w leasingu do rubryki z mieniem ruchomym, dopisując, że są one leasingowane. W sieci łatwo można znaleźć wypowiedzi, w których polityczka nawołuje do "weganizacji", zakazu wędkarstwa, jeździectwa, ale o zakazie korzystania z samochodów – nie. Od przedstawicielki partii Zielonych oczekiwalibyśmy jednak czegoś innego.
Oświadczenie majątkowe Sylwi Spurek: w rubryce dotyczącej posiadanych ruchomości ani słowa o samochodach. Informację o tym, że europosłanka posiada jednak auto, znajdziemy w rubryce dotyczącej zobowiązań finansowych (umowa leasingu). Foto: Zrzut ekranu/orka.sejm.gov.pl
Oświadczenie majątkowe Sylwi Spurek: w rubryce dotyczącej posiadanych ruchomości ani słowa o samochodach. Informację o tym, że europosłanka posiada jednak auto, znajdziemy w rubryce dotyczącej zobowiązań finansowych (umowa leasingu).
  • Róża Thun w swoich oświadczeniach majątkowych nie wymienia żadnego samochodu.
  • Adam Bielan, który za zakazem sprzedaży aut spalinowych po 2035 r. głosował przez pomyłkę, ma Mazdę CX9 i Volvo XC60.

Oczywiście, sprawdziliśmy też oświadczenia majątkowe pozostałych polskich europarlamentarzystów, również tych, którzy głosowali przeciwko zakazowi sprzedaży aut spalinowych. Nie ma wśród nich żadnego, który – według oświadczenia majątkowego – posiada auto elektryczne. Nawet europoseł Karol Karski, któremu niegdyś nadano ksywę Melex, deklaruje posiadanie wyłącznie spalinowego Peugeota Partnera z 2009 r. Kojarzące się z elektromobilnością przezwisko przylgnęło do niego po tym, jak wraz z innym ówczesnym politykiem PIS, Łukaszem Zbonikowskim mieli pod wpływem alkoholu urządzić sobie na terenie hotelu na Cyprze wyścigi elektrycznymi wózkami golfowymi, powodując przy okazji znaczne szkody – do czego obaj panowie się nie przyznają, ale za co skazał ich cypryjski sąd.

Pewne wątpliwości może budzić najnowsze oświadczenie majątkowe byłej premier Beaty Szydło, jedyne spośród 52 dokumentów złożonych przez polskich europosłów, które jest niemal nieczytelne. Rzut oka do wcześniejszych oświadczeń, wypełnionych znacznie czytelniejszym charakterem pisma, pozwala domyślić się, że wśród samochodów należących do premier Szydło są SsangYong Korando, a także dwa niemieckie auta marki Audi (A6 i Q3).

Najtrudniejsze do rozszyfrowania zeznanie majątkowe złożyła była premier Beata Szydło, która głosowała przeciwko zakazowi sprzedaży aut spalinowych. Sprawdziliśmy: o autach elektrycznych nie ma w nim ani słowa. Foto: Zrzut ekranu/orka.sejm.gov.pl
Najtrudniejsze do rozszyfrowania zeznanie majątkowe złożyła była premier Beata Szydło, która głosowała przeciwko zakazowi sprzedaży aut spalinowych. Sprawdziliśmy: o autach elektrycznych nie ma w nim ani słowa.

Mamy jeszcze czas na przesiadkę. Europosłowie też

Gdyby europosłowie zagłosowali za zakazem sprzedaży aut spalinowych, który miałby wejść w życie z dnia na dzień, a sami upierali się przy korzystaniu z aut spalinowych, to rzeczywiście byłaby to hipokryzja. Tu mówimy jednak o przepisach, które mają wejść w życie w 2035 r. – i wcale nie jest pewne, czy tak będzie, bo po tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego może się uformować zupełnie inna większość, która dotychczasowe decyzje zmieni. Politycy mają więc sporo czasu, żeby wymienić swoje dotychczasowe auta na bardziej ekologiczne.

Decyzja o zakazie sprzedaży nowych aut z napędem spalinowym może się dziś wydawać radykalna. Jej przeciwnicy mają zwykle kilka dyżurnych argumentów: ludzi nie będzie stać na przesiadkę na auta elektryczne, a jeśli już się na nie przesiądą, to nie będzie ich stać na naprawy takich pojazdów, ze względu m.in. na ekstremalnie wysokie koszty akumulatorów, a zakaz sprzedaży takich aut nie ma sensu, bo np. w Chinach nikt się takimi zakazami przejmować nie będzie, a z uzależnienia od ropy naftowej wpadniemy w uzależnienie od surowców niezbędnych do produkcji akumulatorów, które to surowce kontrolują Chiny.

Sami zrezygnujemy z aut spalinowych?

To wszystko brzmi wiarygodnie, choć wiele z takich argumentów da się stosunkowo łatwo obalić. Po pierwsze, oceniamy sytuację z dzisiejszej perspektywy, a do 2035 r. rynek motoryzacyjny bardzo się zmieni. Już teraz w kilku krajach samochody elektryczne stanowią większość sprzedaży nowych aut, a producenci rezygnują ze sprzedaży odmian spalinowych, nie ze względu na przepisy, ale na brak popytu. Już teraz ceny aut elektrycznych coraz mniej odbiegają od cen aut spalinowych – w niektórych segmentach rynku, począwszy od aut klasy średniej, modele z napędem elektrycznym już teraz bywają tańsze od aut spalinowych o zbliżonych parametrach.

Co do kosztów napraw: wymiana wszystkich podzespołów eksploatacyjnych, które mogą się popsuć we współczesnym aucie z silnikiem spalinowym, spełniającym aktualne normy emisyjne, już teraz nie jest wcale tańsza od kosztów wymiany akumulatora trakcyjnego w samochodzie elektrycznym. Oczywiście, mowa tu o cenach podzespołów w ASO, bo w przypadku aut spalinowych można z reguły liczyć na tańsze zamienniki czy podzespoły używane. Miejmy nadzieję, że w przyszłości, wraz z rozwojem rynku aut elektrycznych, oferta tańszych podzespołów potrzebnych do napraw i bieżącej obsługi też będzie się rozwijała. Serwisowanie aut elektrycznych jest znacznie prostsze od napraw aut spalinowych – więcej powodów do zmartwień ma branża warsztatowa niż użytkownicy. Co do uzależnienia od surowców do produkcji akumulatorów: pojawiają się coraz to nowsze typy ogniw, do których produkcji potrzeba coraz mniej trudnodostępnych materiałów. Jeśli boimy się uzależnienia od surowców i podzespołów, w przypadku których rynek zdominowany jest przez Chiny, powinniśmy najpierw zrezygnować ze… smartfonów. W kwestii przepisów i norm emisyjnych też jest inaczej, niż nam się z europejskiej perspektywy wydaje – w ostatnich latach Chiny wprowadziły na swoim rynku normy emisyjne, które pod niektórymi względami są surowsze od tych europejskich, w dodatku od 2035 r. Chiny również u siebie chcą zakazać sprzedaży aut z klasycznym napędem spalinowym. W niektórych prowincjach Chin takie zmiany mogą wejść w życie nawet szybciej niż w Europie. Co nie zmienia faktu, że chińskie koncerny motoryzacyjne, podobnie jak i te europejskie, po 2035 r. na pewno wciąż będą wytwarzały auta z napędem spalinowym. Tyle że większość z nich trafi na rynki o niższych wymaganiach co do emisji.