Przedstawiona na filmie sytuacja pokazuje jazdę ze znaczną prędkością, wyprzedzanie z prawej strony i nagłą zmianę pasa – na tyle niefortunną, że kończy się uderzeniem w auto poruszające się prawy pasem autostrady A1. Na filmie wypadek ten wygląda bardzo poważnie – setki elementów oderwanych od obu pojazdów uczestniczących w tym zdarzeniu drogowym uderza w trzecie auto, które z pokładowej kamery rejestruje tę sytuację. Mimo że zderzenie wygląda fatalnie, to jednak na szczęście nikt nie odniósł poważnych obrażeń.

Właśnie fakt, że nie było ofiar kolizji, sprzyjał sprawcy, który ostatecznie został ukarany tylko 500-złotowym mandatem, co zapewne dla kierowcy luksusowego SUV-a BMW nie będzie szczególnie dużym obciążeniem. Innym problemem jest to, że w Polsce nie ma przepisów zabraniających wyprzedzania z prawej strony. U nas nie wolno wyprzedzać tylko przy dojeżdżaniu do szczytu wzniesienia, na skrzyżowaniach (oprócz ronda i skrzyżowań z ruchem kierowanym) oraz na oznakowanych zakrętach.

W Niemczech wyprzedzanie z prawej strony dozwolone jest tylko w obrębie miast na ulicach o wielu pasach ruchu. Dopuszczalne jest też wyprzedzanie z prawej, jeśli wynika to z dynamiki ruchu poszczególnych pasów – np. na bardzo zatłoczonej autostradzie. W normalnym ruchu wyprzedzanie z prawej poza miastem jest całkowicie zakazane, a minimalna kara to 50 euro, ale zwykle jest ona zdecydowanie wyższa i sięga kilkuset euro. Tyle że w przypadku poważniejszego naruszenia przepisów – jak w przypadku polskiego kierowcy BMW – po prostu zabierane jest prawo jazdy. Tym bardziej że w przypadku kolizji na autostradzie A1 dochodzi jeszcze przekroczenie prędkości oraz niezachowanie odpowiedniej odległości, a te wykroczenia w Niemczech karane są jeszcze bardziej surowo niż wyprzedzanie z prawej strony.

Bardzo dobrym przykładem bardzo ostrej polityki dotyczącej bezpieczeństwa na drogach jest również Norwegia. W tym kraju zarobki są wielokrotnie wyższe niż w Polsce, ale wysokość mandatów jest wręcz porażająca. Przykładowo za samo wyprzedzanie z prawej strony trzeba zapłacić co najmniej 6650 norweskich koron, czyli niemal 2900 zł. Z kolei mandat za przekroczenie prędkości jest zależny od rodzaju drogi, po której się poruszamy. Przykładowo jazdę o 5 km/h za szybko w mieście zapłacimy 750 norweskich koron, czyli około 320 zł. Jeśli jednak na autostradzie, gdzie ograniczenie prędkości wynosi zwykle 90 km/h, przekroczymy prędkość o ponad 35 km/h to otrzymamy mandat w wysokości... 10 400 koron norweskich, co oznacza przeszło 4500 zł! Czy takie kary odstraszyłyby polskich kierowców od przesadnego przekraczania prędkości na dobrych drogach, których w Polsce mamy coraz więcej?