• "Parkingi grozy" to standard miejscowości turystycznych, a opinie nie pozostawiają złudzeń co do drożyzny i straszenia klientów karami
  • Każdy ma prawo zorganizować prywatny parking na swoim terenie i może żądać pieniędzy za korzystanie z niego
  • Parking płatny musi być wyraźnie oznakowany, by każdy klient wiedział, jakie są na nim zasady i opłaty
  • Właściciel płatnego parkingu nie może blokować kół ani samodzielnie egzekwować opłat – w razie sporu z "klientem” musi skorzystać z drogi sądowej
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Malbork to miejsce kojarzące się z Krzyżakami, pięknym zamkiem, zabytkami, a dla niektórych również z drożyzną na parkingach. Jak opisuje "Dziennik Bałtycki", wielu turystów nie mając świadomości o miejscach postojowych w okolicy, decyduje się na prywatny parking, będący w pobliżu atrakcji turystycznych miasta. W internecie znajduje się wiele opinii, z których wynika jasno, że może i miasto piękne, ale parking jest bardzo drogi. Obsługa zaprasza każdego turystę i informuje, że pierwsze trzy godziny, czyli tyle, ile potrzeba na zwiedzanie zamku, kosztują 30 zł. Jak się jednak okazuje, w takim czasie nie da się obejść całego zamku, szczególnie w okresie wakacyjnym, a każda kolejna rozpoczęta godzina kosztuje 15 zł. Efekt jest taki, że turyści zamiast 30 zł płacą co najmniej 45 zł, a jeśli samochód jest zostawiony na dłużej, to bez problemu można dojść do kwoty trzycyfrowej. Żeby tego było mało, w opiniach wiele jest komentarzy o braku cennika i regulaminu. Niestety, prywatny parking wykorzystuje niewiedzę turystów, bo dosłownie obok stoi także wielopoziomowy parking miejski dostępny dla każdego. Na nim opłata oscyluje wokół 20 złotych za cały dzień.

Drożyzna na parkingach to domena turystycznych miejscowości

Malbork nie jest jedynym takim miejscem, a prywatne parkingi można spotkać w wielu turystycznych miejscowościach. Przeglądając opinie Google, można bez problemu trafić na bardzo złe komentarze pod adresem prywatnych parkingów. Przykład? Karpacz, gdzie za parking trzeba zapłacić 18 złotych za godzinę. Pół biedy, jeśli kończy się tylko na horrendalnej opłacie parkingowej. Niektórzy kierowcy opisują, że obsługa parkingu specjalnie nie informuje o wzięciu kwitka parkingowego, a efekt jest taki, że po miłym pobycie w mieście i powrocie do auta czeka na nas już "opłata administracyjna" w wysokości 150 zł za brak bileciku. Zdarzyli się także turyści, którzy zaparkowali samochód pod płotem, a następnego dnia samochód nie miał powietrza w kołach i... wentyli, tak by jedyną opcją dla nieszczęśnika było zamówienie lawety.

Oszustwa są opanowane do perfekcji

Nierzadko okazuje się, że kierowcy stają się celem oszustów, bo tak to należy nazywać, gdy nie chodzi o to, aby z parkingu przegonić przypadkowe osoby, lecz wręcz przeciwnie - o to, aby jak najwięcej kierowców skorzystało z parkingu, nie mając świadomości, że to kosztuje. Jak to się robi? Cennik wraz z regulaminem umieszcza się gdzieś z boku albo nawet przy wjeździe, ale za krzakami albo wysoko i na niewielkiej tabliczce – aby jak najwięcej kierowców tego nie zauważyło. Bywa, że na placu stale urzędują dwie osoby, ale nie są od tego, aby informować klientów o opłatach, ale by wypisywać wezwania do zapłaty, jak tylko kierowcy oddalą się od auta lub po upływie np. regulaminowych 15 minut.

Oczywiście, właściciele żerują na niewiedzy turystów, bo każdy miejscowy ma świadomość, że tam się nie parkuje, a kawałek dalej jest parking z opłatami niemal trzy razy niższymi.

Co z legalnością takiego procederu?

Czy tak wysokie opłaty w ogóle są legalne? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nieproporcjonalnie wysoka opłata może być podstawą do złożenia skargi w UOKiK-u, jednak prywatny właściciel placu może ustalać ceny, jakie chce, a korzysta tylko ten, kto chce.

Jednak zawsze muszą być spełnione pewne warunki. Parking powinien być dobrze oznakowany, najlepiej przy wjeździe, a stawki i kary jasno przekazane klientowi. Z ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów wynika wprost, że oferowanie usług "z zaskoczenia" jest zakazane, zatem jeśli czujemy się oszukani, a tabliczki informacyjne są na przykład wysoko nad ziemią, albo zasłonięte krzakami, to możemy mieć podstawę do złożenia skargi do UOKiK-u.

Pamiętać trzeba jednak, że właściciel parkingu, który jest oznakowany prawidłowo, teoretycznie może złożyć zawiadomienie o popełnieniu przez kierowcę, który nie zapłacił, wykroczenia – ale musi udowodnić, że kierowca świadomie, z premedytacją "wyłudził" usługę z wcześniej podjętym zamiarem, że skorzysta i nie zapłaci.

Prywatny przedsiębiorca nie może też nałożyć na nas ani opłaty administracyjnej, ani mandatu, nie ma prawa także zakładać blokad na koła – za coś takiego to kierowca może go pozwać. Nie mówiąc już o sytuacji, kiedy ktoś spuszcza powietrze z kół, choć tutaj na pewno ciężko będzie udowodnić, że sprawcą takiej sytuacji był właściciel parkingu.

UOKiK może się zająć sprawą

Jeśli więc kierowca z pełną świadomością skorzystał z usług parkingu i wiedział o określonych stawkach, to po prostu został naciągnięty przez cwaniaków, którzy wyczuli łatwy pieniądz. Inaczej jest jednak, kiedy właściciel parkingu świadomie stara się wprowadzić w błąd turystę i naciągnąć na jeszcze większe koszty. Takimi sprawami może zająć się UOKiK. Jeśli więc rzeczywiście mamy podstawy do niezgadzania się z nałożoną opłatą, nie bójmy się zgłaszać takich spraw. Ponadto bardzo często na tego typu parkingach nie dostaniemy paragonu, a to kolejna sprawa, którą mogą zająć się odpowiednie służby.

Niestety takich parkingów jest wiele, dlatego podczas wakacyjnych wojaży dwa razy sprawdźmy parking, bo może być to właśnie "parking grozy", który, choć jest wolny, to może być najdroższym miejscem parkingowym, na jakim kiedykolwiek byliśmy.