Na autostradzie M1 w miejscowości Loganholme w australijskim Queensland, zamontowany został fotoradar, który wykorzystuje cztery kamery. Chłodne oczy urządzenia patrzą na pędzących tą trasą kierowców prosto z wiaduktu.

Jak podają miejscowe władze, przez pierwsze dwa miesiące od zamontowania, fotoradarowi "wpadło w oko" 37 tys. przekraczających dozwoloną prędkość kierowców.

Jeśli przyjąć, że każdy z piratów drogowych dostał najniższy możliwy mandat, który w Australii wynosi 133 dolary, to po przeliczeniu uzyskujemy gigantyczną kwotę 4,9 mln dolarów, czyli ponad 15 mln złotych! A z pewnością niejeden mandat był o wiele wyższy, bo rekordzista pędził tamtędy z prędkością 224 km/h, podczas gdy ograniczenie w miejscu ustawienia radary wynosi 100 km/h.

Nieoznakowany radiowóz - BMW Serii 5:

Jak wyjaśnia policja, lokalizacja urządzenia nie jest przypadkowa. Na tym odcinku bowiem często dochodziło do wypadków spowodowanych przez nadmierną prędkość. Według statystyk, w 26 zdarzeniach obrażenia poniosło 20 osób.

Tymczasem w Polsce od 1 lipca weszły zmiany dotyczące karania kierowców złapanych przez fotoradar. Kontrolę nad systemem objęła Inspekcja Transportu Drogowego. Obecnie na naszych drogach działa około 300 urządzeń, a ma być ich co najmniej o kolejnych 300 więcej. Do tego niebawem dołączy system odcinkowego pomiaru prędkości - mierzona będzie średnia prędkość uzyskana przez kierowcę pomiędzy dwiema kamerami fotoradaru i jeśli okaże się ona wyższa od przepisowej, nałożona zostanie odpowiednia kara.

Zobacz, jakie zmiany na polskich drogach zaszły 1 lipca:

Pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy i u nas fotoradary bić będą rekordy "zarobionych" na mandatach pieniędzy...

Wyprzedzał tira i czołowo zderzył się z radiowozem - zobacz nagranie: