Nagły wzrost kosztów działalności, inflacja i coraz gorsza kondycja polskiej gospodarki mogą być zabójcze dla małych firm, w tym warsztatów. Widać to już po wzroście upadłości firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw. W styczniu 2022 r. z bazy REGON wyrejestrowano ponad 31 tys. mikroprzedsiębiorstw – to o 46,8 proc. więcej niż w grudniu ubiegłego roku.

Przyszłość jeszcze istniejących nie maluje się w najlepszych barwach. Badania Instytutu Keralla Research wskazują, że w 2022 r. 20 proc. przedsiębiorców liczy się z ryzykiem bankructwa. Wśród najistotniejszych przyczyn upadłości podaje się, m.in. zagrożenie brakiem płynności finansowej.

- To przede wszystkim firmy, którym nie udało się „wsiąść do pociągu” z postpandemiczną hossą. Powody są różne – jedni nie wytrzymali do końca obostrzeń, inni nie mieli środków na inwestycje i teraz nie dogonią już konkurencji. Istotnym powodem jest brak płynności. Wiele firm, które wykonały prace w styczniu, czy lutym zapłatę za nie dostanie w maju. To może być jednak za późno, część z nich nie doczeka majówki. Wśród najbardziej zagrożonych są przedsiębiorcy z branży budowlanej, transportu i handlu – mówi Marek Sikorski z Finea, firmy mikrofaktoringowej.

Groźna nie tylko pandemia i wojna, ale i zmiany prawno-podatkowe

Co ciekawe aż 45 proc. przedsiębiorców zapytanych przez Keralla Research, jako główne ryzyko upadłości wskazuje nie lockdown i pandemię, ale zmiany prawno-podatkowe. Wśród innych przyczyn są spadek popytu i galopująca inflacja, a także wzrost kosztów działalności. Z kolei 14 proc. badanych postrzega brak płynności finansowej oraz zatory płatnicze jako główne czynniki mogące spowodować ich bankructwo.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Z kolei wg raportu PARP przewaga opinii, że kontrahenci spóźniają się z płatnościami nad tymi, które określały je jako terminowe wyniosła już 32 proc. Problem płatności dostrzegł także w niedawnym opracowaniu NBP, który w IV kw. 2021 r. wydał opinię, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy płynność polskich firm spadnie.

- Model polskiej gospodarki od lat opiera się na długich terminach płatności, które są bardzo niedobre dla bieżącej płynności. Pandemia dodatkowo wydłużyła czas oczekiwania na fakturę. Kolejnym czynnikiem, który negatywnie wpłynie na czas oczekiwania na przelew, może być wojna w Ukrainie. Przedsiębiorcy, którzy zgłaszają się do nas po finansowanie, mają właśnie takie obawy. W dodatku przynoszą faktury z coraz dłuższymi terminami zapłaty – stwierdza Mateusz Skowronek z firmy faktoringowej eFaktor.

Kłopoty małych firm potwierdza też Biura Informacji Gospodarczej ERIF. Według podanych danych, od początku 2021 roku w kolejnych kwartałach rosła średnia wartość jednego zobowiązania negatywnego przypadającego na firmę. W ciągu roku zwiększyła się o 11 procent. Rośnie też średnia wartości zadłużenia jednego płatnika (dotyczy to firm) – w IV kwartale wyniosła 17 442 zł – przed pandemią było to 13 739 zł (I kwartał 2020r.).