Któż nie zna mitycznego już niemal terminu „zamknięcie okresu rozliczeniowego”? Właśnie. Jak pokazują statystyki rejestracji nowych samochodów, w trzech pierwszych kwartałach 2020 r. doszło nam 295 120 nowych aut osobowych. Tymczasem aż 41 proc. z nich zarejestrowano w każdej z ostatnich dekad miesiąca... Przypadek? No właśnie nie do końca. Bo kolejne liczby są równie znamienne – jak podaje Samar, w 2020 r. dilerzy zarejestrowali na siebie 41 180 nowych samochodów osobowych, co stanowi 14 proc. rynku (!), zaś ponad 50 proc. takich rejestracji (20 687 szt.) odnotowano właśnie w trzecich dekadach poszczególnych miesięcy.

Jak wynika z danych, w tym roku na koniec każdego miesiąca przypadało od 44 do 59 proc. wszystkich rejestracji dokonanych przez importerów i dilerów. Wyjątkiem jest trzecia dekada marca, czyli początek pandemii Covid – wówczas cały kraj, z wydziałami komunikacji i starostwami na czele zaczął się zatrzymywać.

Sytuację komentuje Wojciech Drzewiecki, Samar: samorejestracje to gorący temat, w wielu wypadkach sztuczne pompowanie rynku po to, aby zrealizować postawione przez producenta cele. Auta te w rzeczywistości trafiają do klientów z opóźnieniem, a część z nich wręcz wywożona jest za granicę, zaciemniając prawdziwy obraz rynku. Osiągnięty cel pozwala na uzyskanie dostępu do bonusów, ale... bonus to przecież nie wszystko. Auta stojące na placach dealerskich to łakomy kąsek dla firm brokerskich oraz tych, które rozwijają sprzedaż on-line. Tu liczy się cena, a auto zalegające na placu to powód do jej obniżenia. Oczywiście zjawisko finalnie korzystne jest dla klientów, którzy są w stanie pozyskać samochód w bardzo atrakcyjnych warunkach, ale jak to wpływa na rentowność prowadzonego biznesu?