• Karnista Jacek Potulski proponuje wprowadzenie ustawowego limitu mocy silnika. Auta przekraczające normy nie byłyby rejestrowane w Polsce
  • Marek Konkolewski porównuje pędzące z prędkością 250 km na godz. auto do pocisku. Na pokonanie kilometra potrzebuje ok. 16 sekund
  • Policjanci ruchu drogowego nie kryją, że z szybkimi autami jest jak z brzytwą. Problem leży w odpowiedzialności i wyobraźni kierowców, a nie parametrach słyszymy
  • Więcej podobnych wiadomości znajdziesz na stronie głównej Onetu

Jak wynika z ekspertyzy biegłych Sebastian M., zanim uderzył swym BMW w auto marki Kia, pędził autostradą A1 z prędkością ponad 250 km na godz. Ustalenia śledczych potwierdzają świadkowie, do których dotarliśmy. W praktyce oznacza to, że jego droga hamowania wynosiłaby minimum 430 m tyle, co niewielkiego szynobusu. Aby uniknąć takich sytuacji, cześć marek samochodów wprowadza konstrukcyjne ograniczenia mocy silnika.

Dalszą część artykułu znajdziesz pod materiałem wideo:

"Pociski" na polskich drogach

Wypadek ten pokazuje, że warto zastanowić się nad wprowadzeniem ograniczeń w zakresie rejestrowania aut o określonej z góry przepisami mocy lub relacji mocy do masy. Dźwięk ośmiu czy dwunastu cylindrów działa jak narkotyk. Przyciskasz pedał przyśpieszenia i zaraz masz dwieście km na liczniku mówi "Auto Światowi" dr hab. Jacek Potulski, karnista z Uniwersytetu Gdańskiego.

W podobnym tonie wypowiada się ekspert ruchu drogowego Marek Konkolewski. Przepisy w Polsce dopuszczają maksymalnie prędkość 140 km na godz. To poza Niemcami jeden z najwyższych limitów. Po co produkować auta, które mają wielokrotnie większą moc? Znaki ani żadna infrastruktura drogowa w Polsce nie pozwala jeździć bezpiecznie z takimi prędkościami. Jadąc z prędkością 250 km na godz., w trzy sekundy pokonujesz ponad 200 m. Inni kierowcy praktycznie nie mają szans dostrzec takiego "pocisku" mówi nam Marek Konkolewski.

Były policjant zwraca uwagę jeszcze na jeden fakt. Przepisy w Polsce pozwalają na "podkręcenie" silnika o maksymalnie pięć proc. Samochód powstaje na deskach kreślarskich, w laboratoriach i podczas testów. Żaden nawet mechanik nie określi bezpiecznego progu chipowania, a co gorsza problem mają też diagności, którzy nie mają specjalistycznego sprzętu do sprawdzenia, czy ktoś ingerował w oprogramowanie wylicza Konkolewski.

Policjanci, z którymi rozmawialiśmy nieoficjalnie, wskazują na nieco inny problem. Z wprowadzaniem takich ograniczeń jest jak ze sprzedażą brzytew. Można się nią ogolić, a można też zabić. Jednak nikt nie postuluje sprzedaży stępionych ostrzy. Mało tego, wyprzedzanie z mocniejszym silnikiem jest bezpieczniejsze, bo odbywa się na krótszym dystansie. Problem leży w odpowiedzialności i wyobraźni kierowców, a to trudno zmienić słyszymy od wieloletniego policjanta drogówki.

Co zdarzyło się na łódzkim odcinku autostrady A1?

Do tragicznego wypadku na łódzkim odcinku autostrady A1 doszło 16 września. Patryk z żoną i ich 5-letnim synkiem Oliwierem wracali z wakacji. Między węzłami Tuszyn i Piotrków Trybunalski Zachód, na wysokości miejscowości Sierosław, doszło do tragicznego wypadku.

Według śledczych kierowca BMW, jadąc co najmniej 253 km na godz., uderzył w tył Kii. Auto uderzyło w bariery i stanęło w płomieniach. Zginęła cała rodzina.