Badge engineering jest wtedy, kiedy na dobrze znanym samochodzie pojawia się logo innej marki – kiedyś to było Audi, a dziś już Seat. Czasem emblemat pasuje jak ulał, czasem sprawia jednak wrażenie wciśniętego na siłę. Bo "szybko" i "tanio" nie zawsze równa się "dobrze".
Choć badge engineering zawsze budzi żywe dyskusje, to do tego zestawienia trafiły naprawdę kontrowersyjne modele
Zdjęcie jednego z samochodów wisiało w biurze ważnego menedżera. Jako przestroga.
W jednym z najbardziej niezręcznych badge engineeringów w historii mamy polski wątek
Pierwszy SUV Opla i pierwszy Saab z japońskiej ziemi to właśnie efekty badge engineeringu
Jest taki mem, w którym zachodzą na siebie koła z napisami "tanio", "szybko" i "dobrze". Wynika z niego, że tanio, szybko i dobrze nie istnieje. Gdybym ja miał zrobić napisy to do tego mema, to z połączenia "szybko" i "tanio" wyszedłby badge engineering.
Bo właśnie o to w tym chodzi. Badge engineering pozwala relatywnie szybko i tanio uzupełnić gamę o nowy model. Po prostu bierze się istniejący samochód, zmienia się mu logo (oraz inne szczegóły) i gotowe. Dzieje się to w ramach jednego koncernu lub w wyniku umowy między producentami, których nie łączą żadne więzy kapitałowe. Niestety, efekt bywa różny.
Najgorzej, kiedy badge engineering zachodzi między markami popularnymi i premium albo producentami z innej przyczyny leżącymi na różnych biegunach. Wychodzi dziwnie, niezręcznie, a nawet śmiesznie, bądź wręcz groteskowo. Tak czy inaczej – jak to mówią – niesmak pozostaje.