- Maksym Szewczuk opowiedział mi, dlaczego zaczepia ludzi na ulicy i jak na to reagują przechodnie, funkcjonariusze oraz sami kierowcy
- Autor kanału "Konfitura" demaskuje w swoich filmach zuchwałość niektórych kierowców i niewydolność polskich służb. — Przemieszczanie się autem polega u nas bardziej na szczęśliwym uniknięciu wypadku — stwierdza dosadnie
- — Wsiadając w samochód, ludzie zmieniają się w kogoś trochę innego. Jeszcze przed chwilą byli pieszymi, rowerzystami albo użytkownikami transportu publicznego, ale szybko o tym zapominają — zauważa Szewczuk
- — W mniejszych miejscowościach byłbym pokazywany palcem jako głupek, który wymyśla coś dziwnego, bo przecież przed tym sklepem, na tym przejściu dla pieszych "zawsze się parkowało" — mówi o społecznym przyzwoleniu na łamanie przepisów
- Tymczasem kolejni przestępcy drogowi, po Sebastianie M., sieją postrach na ulicach i bulwersują Polaków
Krzysztof Grabek: Zacznę przewrotnie. Masz samochód?
Maksym Szewczuk: Mam. W dodatku przez działalność, którą prowadzę, pokonuje nim codziennie dużo kilometrów. Staram się to utrzymywać w tajemnicy, bo im więcej niedopowiedzeń, tym więcej bezsensownie wystrzelonej we mnie "amunicji" [śmiech].
I nie masz problemów z parkowaniem w Warszawie?
Nie mam żadnych problemów z parkowaniem w Warszawie. To nie jest trudne, bo polega tylko na znalezieniu legalnego miejsca w jakiejś odległości od punktu docelowego. Jeżeli żyje się ze świadomością, że niekoniecznie będzie to pod samymi drzwiami, to zawsze znajdzie się miejsce.
Czyli nie jesteś z grupy optujących za wpisaniem parkingów do Konstytucji.
Nie mam nic przeciwko poruszaniu się samochodami – nie jestem antysamochodziarzem. Auto jest moim narzędziem pracy, bez którego wiele czynności byłoby utrudnionych. Natomiast korzystam z samochodu z pełną odpowiedzialnością i świadomością tego, w jakim środowisku się poruszam, czyli dużym mieście. Są przepisy drogowe i trzeba je respektować.
Stąd pomysł na założenie kanału? Żeby pokazać ludziom, że można zgodnie z prawem?
Niezupełnie, bo nie nagrywam filmów, jak wsiadam w samochód i przepisowo parkuję w mieście. To by do nikogo nie przemówiło. Kanał "Konfitura" jest po to, żeby pokazać innym ludziom, z czym wiąże się zwracanie innym uwagi na temat tak prostych rzeczy jak zakaz parkowania. Jest dla ludzi, których też irytuje parkingowa wolnoamerykanka i chcieliby coś z nią zrobić, ale jeszcze nie mają tyle odwagi, żeby się temu przeciwstawić. Z tego, co zauważyłem, niektórych to ośmiela i popycha do działania.
Z twoich filmów wynika, że w Polsce panuje społeczne przyzwolenie na łamanie przepisów.
Tak właśnie jest, a im dalej od dużego miasta, tym gorzej. Moje działania w mniejszych miejscowościach zostałyby od razu wyśmiane. Byłbym tam pokazywany palcem jako głupek, który wymyśla coś dziwnego, bo przecież przed tym sklepem, na tym przejściu dla pieszych "zawsze się parkowało". W Warszawie dużo ludzi ma już większą świadomość, bo działa tu sporo różnych organizacji i youtuberów. Naświetlamy ten problem i pokazujemy, że jest mnóstwo ludzi, którym to przeszkadza.
Konflikty rodzą się chyba przede wszystkim z braku szacunku na drodze.
Wsiadając w samochód, ludzie zmieniają się w kogoś trochę innego. Jeszcze przed chwilą byli pieszymi, rowerzystami albo użytkownikami transportu publicznego, bo np. mieli auto w warsztacie. Teraz siedzą w swoim pojeździe i nie mają refleksji, że przed chwilą inaczej brali udział w ruchu. Ta blaszana puszka izoluje ich od otoczenia i sprawia, że muszą pokazać światu, że są najważniejsi. Zupełnie jakby jazda samochodem polegała na pokazywaniu się i spieszeniu się, zamiast dotarciu z punktu A do punktu B. Autobusem też się dojedzie, ale to proces, który trwa i nie zakłada pośpiechu.
Dostrzegasz zależność między wartością samochodu a zachowaniem kierowcy?
Nie widzę takiej zależności, ale może po prostu jej nie zauważam? Szufladkować jest bardzo łatwo. Nawet na podstawie moich filmów np. spod kościoła lub cerkwi – katolicy i prawosławni nie potrafią parkować! Film z samochodami na ukraińskich numerach? No to już grubo – jedziemy po Ukraińcach, wysyłamy ich na front i tak dalej. Tak w każdym razie wynika z komentarzy widzów, mimo że wystrzegam się szufladkowania i kategoryzowania.
Zwracasz uwagę wszystkim?
Nie interesuje mnie, czy za kierownicą siedzi mężczyzna, kobieta, obcokrajowiec czy Polak. Prawo w Polsce jest równe dla wszystkich. I my, jako piesi czy rowerzyści, mamy prawo oczekiwać, że będziemy traktowani tak samo, bo to jest nam gwarantowane Konstytucją RP. Pobłażanie niektórym zachowaniom kierowców, a jednocześnie niezapewnianie bezpieczeństwa pozostałym uczestnikom ruchu jest nie fair. A o takiej sytuacji możemy mówić, gdy panuje przyzwolenie na jazdę autem po chodniku, chociaż zabraniają tego przepisy.
W jakich miejscach najczęściej natrafiasz na tę sytuację?
Tam, gdzie występuje czasowe, duże zgromadzenie ludzi. Msza w kościele, wywiadówki w szkołach, mecze na stadionach i festyny. Imprezy odbywające się w parkach czy na skwerach są fantastycznym "usprawiedliwieniem" dla kierowców rozjeżdżających zieleń w mieście. Powiem trochę ironicznie: przecież jakoś trzeba dojechać do tych najlepiej skomunikowanych miejsc w Warszawie, prawda?
Ale parkingowy armagedon dzieje się też na osiedlach.
Tak, patologia parkowania występuje również w miejscach, w których podczas projektowania nie zaplanowano wystarczającej liczby miejsc parkingowych. Nie lubię tego określenia, bo nigdy ta liczba nie będzie wystarczająca. Co gorsza, są też miejsca, w których nie zaplanowano dużych, bezpiecznych przestrzeni dla dostawców. Polacy nie mają woli głosowania portfelami i często sami wybierają te miejsca, w których przestrzeń jest tak ograniczona.
Temat dziko zatrzymujących się taksówek i zaopatrzeniowców to temat rzeka.
Mogę go trochę rozwinąć, bo są firmy, której zwracają już na to uwagę. Przykładem mogą być operatorzy sieci hulajnóg elektrycznych wprowadzający strefy, do których nie możesz wjeżdżać. Tzn. możesz, ale za dodatkową opłatą, bo firmie nie opłaca się z niej ściągać swojego sprzętu. Firmy kurierskie i dostawcy nie dzielą miasta na takie strefy i potem kurierzy stają, gdzie popadnie, bo przecież jakoś muszą rozładować towar. Mówienie o tym, że to nie jest ich wina, nie do końca jest prawdą w moim odczuciu.
"Ja tu tylko na pięć minut, zaraz odjeżdżam".
I przez te pięć minut dostawczak stoi, zasłaniając przejście dla pieszych, z którego korzysta akurat 10 osób. Czy one są mniej ważne i muszą być narażone na ryzyko, wychylając się zza busa? W tym czasie mogą przechodzić akurat dzieci, a zostało udowodnione, że mają gorszą percepcję i nie są w stanie prawidłowo ocenić odległości i prędkości zbliżającego się pojazdu.
Zazwyczaj się udaje, ale...
W ciągu tych pięciu minut dzieją się też poważne rzeczy, o czym doskonale wiemy z sytuacji nagłaśnianych w mediach. Nawet chwilowe lekceważenie przepisów może być przyczynkiem do ogromnej tragedii spowodowanej właśnie tym, że ktoś źle zaparkował.
Czy kierowcy zdają sobie z tego sprawę? Jak to oceniasz?
Nie zdają sobie z tego sprawy. To zapewne ma związek z poziomem szkolenia kierowców i pokutującym od pokoleń wychowaniem, czyli "mój ojciec też tak jeździł". Ludzie często zajmują się zabawą w jeżdżenie samochodem, zamiast bezpiecznym przemieszczaniem się. Wybierają sobie muzykę na trasę do pracy, ustawiają klimatyzację, zakładają okulary i z ekscytacji nie uwzględniają już innych uczestników ruchu.
Jakie zaniedbania zauważasz?
Wszystkie ruchy na drodze kierowcy mogliby przewidywać bardzo dobrze, gdyby patrzyli kilkaset metrów w przód. Tylko mało kto to robi. Wgapiamy się w zderzak auta przed nami i komentujemy "jak on jedzie, gdzie skręca, oszalał?!". Widzielibyśmy wszystko, gdybyśmy patrzyli z wyprzedzeniem i utrzymywali bezpieczny dystans. Kierowcy w Polsce po prostu nie dają sobie szansy na bezpieczną jazdę. Przemieszczanie się autem polega u nas bardziej na szczęśliwym uniknięciu wypadku – dziś miałem fart, nic się nie stało ani mi, ani nikomu innemu.
To też pokłosie filozofii "jeszcze zdążę" i "szybko, ale bezpiecznie". Nie ma w nich odpowiedzialności.
A ta odpowiedzialność jest niejako wpisana w egzamin na prawo jazdy. Nigdy byśmy go nie zdali, gdybyśmy jeździli tak, jak na co dzień. Zdając egzamin, składamy obietnicę, że będziemy jeździć tak, jak pokazaliśmy to egzaminatorowi. Po wyjściu z ośrodka niektórym uderza do głowy wolność – te wszystkie przepisy to tylko taka sugestia. Obowiązującym prawem nikt się za bardzo nie przejmuje, bo ze strony służb nie ma woli do skutecznego egzekwowania tego prawa.
To widać w twoich filmach. "Legitymuję panią, bo pan tu nagrywa". I to mówi policjant.
Bardzo często wzywam na miejsce policję i straż miejską. Komentarze, jakie słyszę od funkcjonariuszy, jasno pokazują, że brakuje woli. Służby są niewydolne i niedokształcone. Szokiem było dla mnie, gdy zaczepiłem policjanta, mówiąc, że za jazdę po chodniku to chyba powinni odbierać prawo jazdy. "Nie popadajmy w przesadę. Gdybyśmy odbierali uprawnienia za drobne wykroczenia, to nie byłoby komu jeździć w Polsce" – powiedział mi wprost.
Ale nie ma też woli, bo nie ma odpowiedniego wynagrodzenia, a policjanci i strażnicy mają niewdzięczną pracę. Chodzą i upominają ludzi, że źle jeżdżą i parkują. Są narażeni na konfrontacje z osobami, które są na różnym etapie życia i w różnym nastroju. Prywatna firma egzekwująca przepisy w życiu by tak nie funkcjonowała.
Czy twoje działania jakoś wspierają służby?
Nie wystawiam mandatów i nie mogę zatrudnić się w policji ani straży miejskiej. Zresztą nie chciałbym, bo zostałyby mi przydzielone zupełnie inne zadania, a do tego musiałbym spędzać czas z ludźmi, którzy mają inne wyobrażenie na temat tego, jak powinny działać służby. Moje filmy kierują kamerę na miejsca i obszary, którymi powinni interesować się funkcjonariusze. I rzeczywiście, zauważam, że reakcje w tych miejscach są szybsze – pojawiają się słupki, tasiemki odgradzające trawniki itd. Oczywiście kanał "Konfitura" nie ma takiej siły oddziaływania, jak głośne medialne historie, takie jak wypadki na ulicach Sokratesa czy Woronicza w Warszawie. W miejscach, na które pada światło jupiterów i fleszy, zmiany dokonują się szybko – zwężenie drogi, nowe rondo, progi zwalniające...
Ludzie nie zarzucają ci, że robisz to dla poklasku?
Mówią, że robię to dla wyświetleń. I dokładnie tak jest. Od tego jest YouTube, żeby wyświetlać dużo razy ten sam film, żeby dużo widzów go obejrzało i wyciągnęło z niego wnioski. Robię to po to, żeby zachęcić ludzi do przeciwstawiania się wszechobecnej patologii parkowania i niebezpiecznej jeździe. Mam też nadzieję, że nagrani przeze mnie kierowcy zastanowią się, czy chcą mnie znowu spotkać.
Z jaką reakcją kierowców spotykasz się najczęściej?
Podstawowa to oburzenie, że ośmieliłem się komuś zwrócić uwagę. Wyrażone w różny sposób. Są to gesty, słowa, a nierzadko też groźby. "A ty co, konfident?", "Weź daj mi spokój, złaź" i oczywiście wiele niecenzuralnych słów. Powszechne jest też stosowanie stwierdzenia, że to kierowcy sami decydują o tym, czy chcą dostać mandat czy nie, co potwierdza, że świadomie łamią prawo i że nie robiliby takich manewrów, gdyby ciążyła nad nimi nieuchronność kary. Spotykam się też z opinią, że to ja utrudniam życie "normalnym ludziom". Stojąc jako pieszy na chodniku, czyli w miejscu, w które nie wolno wjechać samochodem.
Zero skruchy?
Sporadycznie dostaję przeprosiny. Naprawdę rzadko ktoś przyznaje, że rozumie, dlaczego mam rację. Takie sytuacje też są na moich filmach, ale pewnie można policzyć je na palcach jednej ręki. Bardzo chętnie zmontowałbym klip z samymi pokornymi kierowcami, ale na razie mam za mało takich nagrań. Może pozbieram takie materiały w następnych latach, ale nie widzę tego w najbliższej perspektywie.
Trafiłeś na tekst, który wyjątkowo cię rozbawił?
Za każdym razem zdarza się coś zabawnego, ale montując filmy, oglądam je setki razy i mam już trochę mętlik w głowie. Ludzie wychodzący z kościoła życzą mi po katolicku, żebym nigdy nie miał dzieci. Znam nauki chrześcijańskie i zalatuje mi to trochę hipokryzją, delikatnie mówiąc. Kierowcy życzą mi też śmierci i różnych innych nieszczęść. Nie zamierzam dać się tym sprowokować, bo w tym jest moja siła.
A przechodnie? Jak reagują osoby postronne?
Raczej pojedyncze okrzyki wsparcia wywołane moją postawą. Słyszę czasami "dobra robota!" albo "ten pan ma rację, tu jest chodnik". Zaskakuje mnie jednak, jak duże poparcie w społeczeństwie mają ludzie łamiący prawo. Mnóstwo osób staje w obronie uciskanych przeze mnie kierowców. Często nie pomaga nawet tłumaczenie, że moje działanie, tj. ujęcie obywatelskie, jest umocowane w prawie. Mam film, w którym przed parkiem wodnym Moczydło cała grupa naskoczyła na mnie i kolegę. Stopień agresji i przemoc, z jaką się wtedy spotkaliśmy, nie pozwolił nam dokończyć naszych działań, ujmując w skrócie.
Ile czasu pochłania ta działalność?
Dużo. Bardzo dużo! Robię to wszystko hobbystycznie, po godzinach, bo wbrew pozorom i wbrew komentarzom mam swoje życie i mam co robić. To jest po prostu zajęcie dodatkowe, więc montuję filmy wieczorami. Najbardziej pracochłonna część to zakrywanie twarzy osób, z którymi wchodzę w interakcje. To potrafi zająć godziny. Można powiedzieć, że na każdą minutę filmu przypada mniej więcej godzina montażu. Materiał zbieram w większości przy okazji, np. idąc z psem na spacer, jadąc do sklepu albo jeżdżąc rowerem po mieście. Nie mam czasu, żeby jeździć i specjalnie szukać zwady. I to jest właśnie przykre, że nawet nie muszę się wysilać, by znaleźć miejsce do nagrywania.
Jesteś gotowy na niebezpieczne sytuacje?
Zawsze biorę to pod uwagę, natomiast nie wzbudza to we mnie obaw ani strachu. Często kalkuję sobie w głowie, czy to już jest ten moment i zaraz zacznie się inna rozmowa. Nigdy nie mam takich zamiarów, ale na wszelki wypadek mam ze sobą gaz. Nie zawsze pod ręką, czasami w plecaku, a trudno przewidzieć takie sytuacje, bo czasami agresorzy biorą się znikąd. Startują do mnie, gdy nagrywam tylko tło albo przebitki do uzupełnienia filmów. Moją podstawową obroną jest zachowanie spokoju i wycofanie się z niebezpieczeństwa. Wiem, że nie jestem na drodze sam i czasami w ciasnych miejscach, gdzie chodzi dużo pieszych, lepiej udrożnić przejście i tylko nagrać odjeżdżającego kierowcę.
Rozumiem, przecież nie chcesz wszczynać bijatyki.
Koniec końców to nie jest wojna. Nie muszę wygrać. Walczę o wyższe dobro dla społeczeństwa, ale w dłuższej perspektywie. W danym momencie i miejscu, w którym filmuję, nie chcę się z nikim bić. Bardziej chcę pokazać, że... to oni są gotowi się bić. Nie potrzebuję takiego starcia i nie chcę nikomu udowadniać, że jestem silniejszym zwierzęciem. Chcę pokazać, że są zwierzęta gotowe, żeby zagryźć zwykłego obywatela walczącego o swoje prawa. Widzowie doradzają, żebym poszedł na siłownię albo brał ze sobą osiłków, ale czy każdy z nas, idąc na spacer, tak robi? W tym rzecz, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa i chcemy móc z tego korzystać.
Pytanie zamykające. Czy wyższe kary mogłyby coś zmienić?
Obecne kary są już wysokie. Tylko trzeba je stosować zamiast dawania pouczeń albo schodzenia do najniższego pułapu w taryfikatorze. Za zatrzymanie się bezpośrednio przed przejściem dla pieszych jest mandat od 100 do 300 zł i wielu policjantów wypisuje na blankiecie tylko 100 zł. Jest też zapis o utrudnianiu ruchu, wykroczeniu karanym mandatem w wysokości 500 zł. Za jadę wzdłuż po chodniku lub przejściu dla pieszych przysługuje kara od 1,5 do 3 tys. zł. Jakże bolesne miny mają policjanci, którzy muszą oświadczyć obywatelowi, że zapłaci 1,5 tys. zł... Nieuchronność kary u nas po prostu nie istnieje.