Tzw. anglik to nic innego jak samochód z kierownicą po prawej stronie. Polska dość długo opierała się ze zgodą na rejestrację takich pojazdów i tym samym na dopuszczenie do ruchu większej ich liczby, w końcu została do tego zmuszona przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Teoretycznie więc od 29. maja można zarejestrować taki samochód pod warunkiem przeprowadzenia w nim minimalnych modyfikacji: trzeba zmienić lusterka albo ich wkłady w taki sposób, by sprawdzały się w ruchu prawostronnym oraz zmodyfikować lub wymienić światła. Jeśli chodzi o wymóg, by prędkościomierz był skalowany w kilometrach, to nie ma problemu, gdyż większość tych aut fabrycznie jest wyposażona w liczniki skalowane podwójnie i spełniają one polskie wymagania. W moim wydziale komunikacji sympatyczna pani nie robi problemów:

Dzwonię zatem na okręgową stację kontroli pojazdu: dzień dobry, chciałem zrobić przegląd przed rejestracją auta z kierownicą po prawej stronie. Można?

Od chwili pojawienia się ustawy, która pozwala rejestrować „angliki”, minął już prawie miesiąc, a dotąd minister nie wydał rozporządzenia, które pozwala stacjom diagnostycznym wydać właścicielowi stosowne papiery, nie wiadomo, kiedy minister się ruszy i to zrobi, może dziś, może jutro, a może za 3 miesiące – to są jakieś żarty. To, czy jazda takim samochodem jest bezpieczna czy też nie, czy samochody te powinny być rejestrowane czy też nie – nie ma w tej chwili znaczenia. Według ustawy wolno to zrobić i minister ma psi obowiązek wydać stosowne rozporządzenie już! Jest ustawa – mają być rozporządzenia wykonawcze! W polskim bałaganie każdy ma prawo zarejestrować samochód, tylko że nikt nie ma prawa wydać mu dokumentów, które są do tego potrzebne. Absurd jakiś.