Auto w kształcie skrzydła? Ekrany na felgach? Ciągnik siodłowy wielkości smarta?
Takie cuda i cudeńka można oglądać na salonie motoryzacyjnym w Tokio. W tym roku zadziwiająco wiele konceptów jest bliska realizacji w niedalekiej przyszłości - Toyota twierdzi, że jej model napędzany wodorem trafi na ulicę juz w 2015 r. i będzie kosztował... między 50 a 100 tys. dol.
Przy takim rozstrzale cenowym naprawdę trudno o komentarz, choć pionier napędu hybrydowego nie przywykł do rzucania słów na wiatr.Na szczęście nie zabrakło też takich aut, które są skrajnym wybrykiem wyobraźni szalonych projektantów. Zajrzyjcie do galerii i zobaczcie czym w tym roku japońskie firmy próbowały zaskoczyć publiczność.
Galeria zdjęć
Kompaktowa maszyna mierzy 3,08 m długości i waży 1650 kg. Jeśli wierzyć tabliczce za napęd odpowiada 34-konny silnik
Daihatsu po raz kolejny ćwiczy się w maksymalnym wykorzystaniu przestrzeni tzw. kei-carów, czyli japońskich mikroaut, konstruowanych w taki sposób, by kierowcy mogli skorzystać ulg przy zakupie i podczas eksploatacji. Koncepcyjne Deca Deca (to nie pomyłka) ma pudełkowaty kształt, tylne drzwi otwierane „pod wiatr” i zintegrowane z nimi środkowe słupki.
Daihatsu zaprezentowało kei-ciężarówkę FC Deco Deck, czyli mini ciągnik siodłowy o fantastycznym, minimalistycznym wzornictwie i wodorowym napędzie. Moduły ze zbiornikami można wyjmować i np. zasilać nimi dom. Projekt uroczy, choć niezupełnie potrafimy sobie wyobrazić jaki rodzaj towaru można by nim transportować.
70 proc. masy zgromadzono na tylnej osi, elektryczne silniki umieszczono bezpośrednio przy kołach. Kurizalny kształt karoserii ma swoje uzadnienie techniczne – lekka, „skrzydlata” karoseria daje wielkie korzyści w aerodynamice, natomiast dzięki specyficznej kombinacji wąskiego i szerokiego rozstawu kół pojazd może osiągać wysokie prędkości w zakrętach.
Stołek z napędem elektrycznym marki Honda. Jak udowodnił Marcel Duchamp – stołki z kołami bywają przewrotne.
O tym aucie niestety nic nie udało nam się dowiedzieć. Hostessy wyglądały jakby miały po 14 lat i nie mówiły ani słowa po angielsku.
BladeGlider zabiera na pokład oprócz kierowcy jeszcze dwóch pasażerów. Według twórców każdy z podróżujących ma mieć wrażenie jakby siedział w szybowcu. Miło, ale właściwie co jest złego w uczuciu podróżowaniu samochodem?
Gdy funkcja dyktuję formę wygląda to u Nissana właśnie tak – oto model BladeGlider, czyli ewolucja koncepcji, która widzieliśmy 1,5 roku temu w wyścigowym Delta Wingu.
Deskorolka, szklane jajko, urządzenie do fitnesu, a pewnie dopiero w ostatniej kolejności – samochód. Toyota FV2 to miejski pojazd elektryczny którym kierowca steruje na stojąco ruchami, w pozycji przypominającą postawę narciarza. Ma 4 koła (1 z przodu, 1 z tyłu, i po jednym po obu bokach), ekrany LCD w felgach i tylnej części karoserii (możemy coś tam pokazywać innym uczestnikom ruchu) i duży, dotykowy head-up display. Pytania o sens są nie na miejscu. Podobno Piotruś Pan już wpłacił zaliczkę.
Toyota FCV, czyli o krok bliżej wodorowej przyszłości, która według Japończyków mogłaby stać się rzeczywistością już w 2015 r. Pionier hybrydowego napędu obiecuje dla koncepcyjnego modelu FCV zasięg ok. 500 km na jednym tankowaniu wodoru. Krótkie (ok. 3 min) uzupełnianie zbiorników energii to duża zaleta wobec tradycyjnych aut z elektrycznym napędem, w których energia magazynowana jest w akumulatorach. Niech z rury wydechowej leci para wodna, ale naszym zdaniem samochody powinny się w przyszłości wciąż zdecydowanie bardziej odróżniać od wielorybów.
Najgorsze jest to, że ów designer nie poprzestał na uwiecznieniu dzieła na Instagramie, tylko przekonał swojego szefa do zbudowania konceptu. Jak dowiedzieliśmy się na stoisku pod maską jest „jakieś V6” połączony z silnikiem elektrycznym.
Mitsubishi GC PHEV wygląda jakby pies przeżuł prospekt Range Rovera, a następnie ktoś (w tym wypadku stylista Mitsubishi) poskładał resztki do kupy niczym puzzle.
Ktoś miał zapasy plastiku i nie zawahał się go użyć.