– Są kluczyki! Przyjeżdżaj! – telefon z Warszawy jest jak zastrzyk z adrenaliny, który powoduje, że już godzinę później siedzę w pociągu „mknącym” do stolicy. Już czeka – lśniąca czarnym lakierem, smukła Skoda Octavia, której tylną klapę ozdabia skromny, ale wiele mówiący znaczek „4x4”. Szybkie załatwienie kilku formalności, parogodzinna rozgrzewka w drodze powrotnej do Krakowa, pakowanie plecaków i kilku gratów do pojemnego bagażnika.
Ruszamy! Cel dalekosiężny: chcemy odwiedzić naszych off-roaderów startujących w rajdzie Croatia Trophy, a „przy okazji” dotrzeć do miejsc, o których od dawna marzyliśmy – chorwackiego Dubrownika i czarnogórskiego Kotoru. Czasu niestety mało – niecały tydzień...
Podróżować po Chorwacji można na dwa sposoby – wybierając płatne autostrady, które jednak obciążają budżet, a jednocześnie zamieniają nas w konie wyścigowe z klapkami na oczach, lub zjeżdżając na zwykłe drogi, często kręte, czasem kiepskiej jakości, które wolniejszym tempem poprowadzą nas przez urocze wioski i miasteczka i pokażą prawdziwe oblicze bujnej chorwackiej przyrody.
Dla off-roaderów, którzy przyjechali do Chorwacji na wakacje, atrakcji tu co niemiara. Wiele niewyasfaltowanych dróg prowadzi przez rzadko odwiedzane przez turystów rejony (głównie na północy Chorwacji), dzięki czemu łatwo tu urządzić sobie traperski urlop. Kamieniste drogi, nawet leśne, są z reguły udostępnione do ruchu kołowego – jeśli jest inaczej, powinien nas o tym poinformować znak. Podobnie jak w Polsce czeka nas mandat za zjeżdżanie bez pozwolenia z wytyczonych dróg do lasu. W niektórych rejonach mogłoby to również stanowić zagrożenie dla życia, bo nie zawsze istnieje gwarancja, że dany rejon został w całości rozminowany.
Nasza Skoda Octavia, gdy korzystaliśmy z niej w roli wozu prasowego podczas rajdu, bez kłopotu poradziła sobie na leśnych trasach, samodzielnie dystrybuując napęd na wszystkie koła. Tym samym udowodniła, że może służyć do łatwych wycieczek terenowych po drogach nieasfaltowych. Do pełnego komfortu brakuje tylko ciut większego prześwitu oraz lepszego zabezpieczenia nadwozia.
Po wizycie u rajdowców, pod presją czasu, rezygnujemy z pięknej Via Adriatica, a w zamian korzystamy z „burżujskiej” autostrady A1, która dowozi nas błyskawicznie pod Pałac Dioklecjana w Splicie. Podróż kontynuujemy obezwładnieni widokiem morza, jadąc brzegiem na południe. W Dubrowniku nareszcie dajemy odzipnąć Skodzie Octavii – po jego cudnych uliczkach i tak wolno tylko spacerować.
Niesyci wrażeń, przekupując czekoladą i piwem namolnego celnika, wjeżdżamy do Czarnogóry. Kotor olśniewa z daleka. Stareńkie miasteczko skulone u stóp skalistych gór to widok z fotografii, który nas tu przywiódł. Stąd ruszamy w drogą powrotną. Niekończące się serpentyny zniszczonej, pozbawionej barierek ochronnych drogi, którą wspinamy się w góry i nagle… koniec trasy! Parokilometrowy odcinek pokonujemy po wybojach i kamieniach.
Multireligijna Bośnia jest odkryciem naszej wycieczki. Bogactwo kultury, potęga przyrody, przyjaźni ludzie są niesamowitym kontrastem dla zniszczeń niedawnej wojny. W Mostarze, Sarajewie, nad Neretwą chętnie zatrzymalibyśmy się na dłużej. Czas każe jednak spieszyć ku Polsce. Na Bałkany jeszcze wrócimy – to pewne.