Kiedy jeszcze rok temu straszono nas podwyżkami benzyny EU95 do wartości powyżej 5 złotych za każdy litr, nikt nie chciał w to uwierzyć, wkładając te informacje do działu "benzyna-fiction". Psychologiczna bariera 5 złotych została jednak przełamana na początku tego roku. Wtedy stopniowo zaczęliśmy ograniczać poruszanie się samochodem.

Według danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN) konsumpcja benzyn w Polsce spadła w pierwszym półroczu tego roku o 5 punktów procentowych w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego.

Teraz, gdy nad stacjami krąży widmo przekroczenia kolejnej granicy, tym razem sześciu złotych, może być znacznie gorzej. Choć nikt nie odważy się spekulować, kiedy ta bariera zostanie pokonana, to my już teraz zastanawiamy się kiedy i czy przestaniemy jeździć samochodami.

- Stałe podwyżki cen paliw wymuszają na firmach montaż systemów GPS i monitorowania, a później redukcji tras, w celu zmniejszania kosztów. Oprócz tego firmy częściej zmieniają samochody na bardziej oszczędne. Także rezygnują z diesli na rzecz "benzynówek", ponieważ przy eksploatacji 3-4-letniej, nie ma już ekonomicznego pokrycia inwestycja w pojazdy napędzane olejem napędowym - mówi Artur Sudenis, commercial manager Athlon Car Lease.

W przypadku firmowych delegacji jednoosobowych, gdzie wyjazdy są sporadyczne i nie ma potrzeby utrzymywania kosztownych samochodów, przedsiębiorcy decydują się na wybór, coraz bardziej popularnych, krajowych połączeń lotniczych. Przynajmniej na tych dłuższych trasach: z Krakowa do Gdańska, czy z Rzeszowa do Szczecina.

- Szczególnie podczas upalnych dni, kiedy wszystkie główne drogi są rozkopane, ale także zimą, gdy są trudne warunki do jazdy, Polacy wybierają połączenia lotnicze. Przede wszystkim zwiększa to bezpieczeństwo, a przy okazji skraca czas podróży. Cena pozostaje porównywalna do tej, którą wydalibyśmy na paliwo - podsumował Jacek Balcer, dyrektor ds. marketingu Eurolot SA.

Nie ma jasnej granicy pomiędzy ceną paliw, a rezygnacją z jazdy samochodem, ale ceny powyżej 5 złotych już zmieniły nawyki kierowców.

- Benzyna jest paliwem, którego głównym konsumentem są klienci detaliczni i widać, że rosnące ceny mają wpływ na popyt - kierowcy mający sensowną alternatywę, rezygnują z jazdy samochodem, m.in. po przysłowiowe "bułki" - mówi Grzegorz Maziak, analityk rynku paliw z portalu e-petrol.pl

Tą alternatywą może być dobrze rozwinięta komunikacja miejska.

- W przypadku podróży miejskich, wysoka cena benzyny skłoniła część kierowców do pozostawienia swoich aut przy mieszkaniach i korzystania z komunikacji miejskiej. Przynajmniej w miejscach, gdzie są dobre połączenia naszych linii - mówi Marek Gancarczyk, rzecznik krakowskiego MPK.

Dokąd dojedziemy?

Według specjalistów z High PR, graniczną kwotą, która wpłynie na zmniejszenie częstotliwości korzystania lub całkowitej rezygnacji z wyjazdów krótkodystansowych, to 6 złotych za litr paliwa dla aut prywatnych. W firmach samochód jest narzędziem pracy, tak więc jego wykorzystanie może zostać ograniczone jedynie w sytuacjach, w których nie odbije się to na zmniejszeniu wydajności pracowników lub dochodów przedsiębiorstwa. Oczywiście zwiększone koszty funkcjonowania firm odczujemy wszyscy dopłacając do towarów na sklepowych półkach.

Żeby dodać otuchy naszym czytelnikom, napiszemy, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zasilimy dziurawe miejskie budżety, rozruszamy zasiedziałe przy biurkach kości... i może te podwyżki wyjdą nam na zdrowie? Dla tych, którzy za żadne skarby nie przejdą 100 metrów do sklepu - pozostaje LPG lub CNG - które jeszcze jest w rozsądnej cenie.

Jak płacić o 25 proc. mniej za paliwo: