Pechowcy w stawce
Jeszcze w sobotę odpadł główny konkurent Hołowczyca – Nasser Al-Attiyah, w niedzielę zaś z czołówki ubył Vladimir Vasiliev (uderzenie w drzewo). Również Łukasz Komornicki nie miał szczęścia – zawiódł Chevrolet S10: “Bardzo ciężki rajd, wycieńczajacy dla samochodów. Trudny był już odcinek w Drawsku, gdzie startowaliśmy jako 10. ekipa. Wyprzedziliśmy kilka aut. Później mieliśmy awarię i wszyscy z powrotem znaleźli się przed nami. Samochód stał w piasku, nie mogliśmy go podnieść i straciliśmy około 4 min na wymianę koła. Niedługo potem rozluźniłem się nieco i na lewym zakręcie w twardej koleinie wywróciliśmy się na bok. Pomógł nam Paweł Molgo, ale straciliśmy tam około 20 minut. Ze względu na niski stan oleju dojechaliśmy delikatnie do mety. Niestety, okazało się, że mamy pęknięcie w moście. W związku z tym wzięliśmy karę i wystartowaliśmy dopiero w niedzielę. Na tym odcinku jechało nam się fajnie i szybko, bez przygód, choć był trudny – bardzo śliski. Niestety, niedaleko mety pojawił się problem z instalacją elektryczną” – tłumaczył. Również drugi Chevrolet ekipy G1 Racing nie dotarł do mety. Ale to efekt przyjętej przez zespół taktyki, którą wyjaśnia Maciej Stańco: “Poszczególne podzespoły wymieniane są dopiero wtedy, gdy się urwą – to weryfikacja ich rzeczywistej trwałości. Jeśli zdarzy się to na testach – to dobrze, tym razem niestety przydarzyło się podczas rajdu. Na 70. kilometrze pierwszego przejazdu na Drawsku urwał się wałek sprzęgłowy skrzyni biegów. O naprawie nie mogło być mowy.”
Świetny występ teamu NAC
Rewelacyjnie rajd potoczył się za to dla Pawła Molgo (team NAC) – zajął 5. miejsce w klasyfikacji generalnej i 2. wśród zawodników walczących o mistrzostwo Polski. Paweł chwalił przygotowanie prób i roadbooków oraz swoją Navarę grupy T1. Tak opowiada o szczegółach trasy: “Maratońskie odcinki w Drawsku były wyczerpujące, ale dobrze opisane i przewidywalne. Do bazy wracaliśmy już nocą. Lubimy jeździć w trudnych warunkach, np. gdy jest ślisko, więc niedzielny oes również nam pasował, choć był swoistą weryfikacją umiejętności. Decyzja organizatorów o odwołaniu odcinka była trudna, ale chyba właściwa. Końcowy wynik był dokładnie taki, o jakim marzyliśmy.”
Produkcyjne Nissany Navara
W grupie seryjnych aut T2 mogliśmy oglądać na trasie kilka bardzo podobnych Nissanów Navara. Na najwyższym miejscu (5. lokata w T2) rajd ukończyła rodzinna załoga – Katarzyna i Grzegorz Jankowscy. Nie obyło się jednak bez przygód – sporą część trasy ekipa pokonała jadąc tylko tylnonapędowym samochodem. Oto co opowiedziała Katarzyna Jankowska: “Rajd okazał się trudny, ciężki technicznie. Sobota była chyba najcięższym dniem w mojej sportowej karierze. Dużą część trasy jechaliśmy tylko z tylnym napędem, a przy tak śliskiej nawierzchni trzymanie się drogi graniczyło z cudem. Było w zwiazku z tym dużo driftu po lesie. Jesteśmy dumni z ukończenia tego rajdu, bo było naprawdę cieżko.”
Kolejną Navarę prowadził Łukasz Lechowicz. Choć jechał ze sprawnym napędem 4x4, walczył z innymi usterkami: “Sobotnia jazda zapowiadała się bardzo dobrze – jechaliśmy szybko, nawet wyprzedzaliśmy inne załogi. Niestety, zakończyło się awarią, której nie mogliśmy przewidzieć – wyłamały się cele w akumulatorze. Udało nam się dojechać do mety w limicie czasu, ale awaria przeniosła się dalej – na drugim odcinku auto nie miało mocy. Na śliskiej próbie niedzielnej nie było większych szans na walkę i odrabianie strat. Nawet nie dało się potraktować przejazdu jako testowego – to była walka o przetrwanie.” Kłopoty techniczne nie ominęły również kolejnej Navary teamu 4xDrive – Tomasza Pieca i Gabriela Prochackiego.
Tylko RMPST
Piotr Cierzniewski to jeden z zawodników, którzy zgłosili się tylko do klasyfikacji mistrzostw Polski. Niestety, zakończył jazdę już w sobotę. Przyczyna porażki? Awaria, która wydaje się dość prosta, ale skutcznie unieruchomiła auto. Jak tłumaczy kierowca: “Na pierwszym sobotnim odcinku mieliśmy pecha, bo po raz kolejny zapchał nam się układ paliwowy i zjechaliśmy po 40. kilometrze trasy. Do drugiego odcinka wystartowaliśmy naprawionym autem, niestety na 100. kilometrze złapaliśmy kapcia i nie mogliśmy… odkręcić szpilki – mocowaliśmy się dwie godziny i zrezygnowaliśmy! W niedzielę nie byliśmy już dopuszczeni do startu.”
Kierowcy bez licencji
W sobotę wieczorem ruszyła też rywalizacja w ramach Pucharu Polski – to “rajdowe przedszkole” dla kierowców bez licencji. O opinię na temat trasy poprosiliśmy Mariusza Szałkowskiego, dla którego był to dopiero trzeci występ: “Do Szczecina przyjechaliśmy po nowe doświadczenia. Odcinki były co prawda tylko dwa, ale szalenie wymagające. W sobotę trzeba było znaleźć odpowiednie tempo – żeby uzyskać dobry czas, ale nie uszkodzić auta. Ważne było też gospodarowanie paliwem – nasz Patrol zużywa… 100 l benzyny na 100 km, a w zbiorniku mamy tylko 180 l. W niedzielę było ślisko, a trasa mocno rozkopana. Nie uniknęliśmy przygód – raz na śliskiej trawie obróciło się auto, później uderzyliśmy w drzewo i złapaliśmy kapcia. Ostatecznie auto wpadło do rowu, który wcześniej poznało chyba wielu uczestników. Około kilometra przed metą pojawił się problem z elektryką – silnik zgasł i nie dał się uruchomić. Na szczęście pomogli inni zawodnicy, którzy doholowali auto do mety.”