Lamborghini Miura - dzieło sztuki
Pojeździmy później. Najpierw nacieszmy oczy. Wzrok biega po niezwykłych krzywiznach karoserii Lamborghini Miury i najpewniej zatrzyma się dopiero na reflektorach. Owszem, są obrotowe i mają rzęsy. Felgi przymocowano dużymi, trójramiennymi, centralnymi nakrętkami. 370-konną, poprzecznie umieszczoną „V-dwunastkę” zakrywa żaluzja, odprowadzająca ciepło na zewnątrz.
Lamborghini Miura - trochę ciasno we wnętrzu
Można się nasycić samym patrzeniem, ale po co, skoro w rękach trzymamy kluczyki? Do wnętrza Miury nie jest łatwo się dostać. Gdy po małej gimnastyce udaje się już zająć miejsce na fotelu, siedzi się na nim z nieprzyzwoicie rozkraczonymi nogami. Głowa zawadza o podsufitkę. Żeby wygodnie usiąść za kierownicą Miury, trzeba mieć nie więcej niż 1,70 m wzrostu i bardzo długie ręce – oparcie fotela wymusza bowiem pozycję leżącą, jednak kierownica nie jest dość daleko wysunięta. Lamborghini Miura gnębi tego, kto ją prowadzi, jeszcze zanim uruchomi się silnik!
Lamborghini Miura - tylko dla najtwardszych
Gdy dwunastocylindrowe zwierzę budzi się do życia, zaczynają boleć uszy i szacunek dla maszyny rośnie. A może to już strach? 3,9-litrowa jednostka pracuje tuż za plecami kierowcy, grzejąc, wibrując i zagłuszając wszystko. Lamborghini Miura wymaga wyrzeczeń. Komfortu nie ma co szukać, tak samo jak bagażnika.
To Lamborghini jest w każdym calu... dalekie od perfekcji. Gdy gaźniki są źle wyregulowane, silnik ma szansę dokonać samospalenia. Przy kończącym się paliwie w baku przednia oś staje się tak lekka, że Lamborghini Miura ignoruje reakcje na ruchy kierownicą. W tym aucie tylko nieliczni potrafią być szybcy. Żeby poznać maksimum możliwości Miury, trzeba mieć bardzo gruby portfel, nerwy ze stali i „te rzeczy”... – najlepiej też solidne.
Lamborghini Miura - samochód ze snów
Mimo tych wszystkich niedociągnięć ludzie z benzyną we krwi śnią o Miurze. Wygląda bowiem po prostu niesamowicie. Jej bardzo nowoczesne jak na tamte czasy nadwozie typu monocoque pozwala dzięki dobremu zbalansowaniu mas (przy pełnym baku) dość łatwo opanować auto na zakrętach. To Lambo długo pozostaje neutralne, nim przewidywalnie zarzuci tyłem. Układ kierowniczy i hamulce pracują bardzo precyzyjnie, jedynie mechanizm zmiany biegów haczy. Ktoś tak wymyślił, że drążki przebiegają przez sam środek skrzyni korbowej.
Frank Sinatra kazał kiedyś w swojej Miurze obić fotele skórą z dzika, a wykładzinę wymienić na pomarańczową – tak, by całość pasowała do wystroju jego odrzutowca. Jeżeli chcesz się kimś stać, kupujesz sobie Ferrari. Gdy już kimś jesteś, możesz sobie pozwolić na Lamborghini – miał kiedyś powiedzieć.
Naszym zdaniem Lamborghini Miura to auto dla kogoś, kto nie potrzebuje samochodu do przemieszczania się z punktu A do punktu B.
Miura ze swoim centralnie i poprzecznie umieszczonym V12 uchodzi za prototyp nowoczesnych superaut – z naciskiem na „prototyp”. Ta konstrukcja wydaje się bowiem zbyt niedopracowana.
Pojeździmy później. Najpierw nacieszmy oczy. Wzrok biega po niezwykłych krzywiznach karoserii i najpewniej zatrzyma się dopiero na reflektorach. Owszem, są obrotowe i mają rzęsy. Felgi przymocowano dużymi, trójramiennymi, centralnymi nakrętkami. 370-konną, poprzecznie umieszczoną „V-dwunastkę” zakrywa żaluzja, odprowadzająca ciepło na zewnątrz.
Można się nasycić samym patrzeniem, ale po co, skoro w rękach trzymamy kluczyki? Do wnętrza Miury nie jest łatwo się dostać. Gdy po małej gimnastyce udaje się już zająć miejsce na fotelu, siedzi się na nim z nieprzyzwoicie rozkraczonymi nogami. Głowa zawadza o podsufitkę.
Żeby wygodnie usiąść za kierownicą Miury, trzeba mieć nie więcej niż 1,70 m wzrostu i bardzo długie ręce – oparcie fotela wymusza bowiem pozycję leżącą, jednak kierownica nie jest dość daleko wysunięta. Miura gnębi tego, kto ją prowadzi, jeszcze zanim uruchomi się silnik!
W filmie „Włoska robota” Miurą jeździł Rossano Brazzi. Zanim rozbił auto w wyniku zderzenia z ratrakiem, prowadził je z gracją i finezją. Zupełnie nie było widać po nim wysiłku, który trzeba włożyć w prowadzenie Miury. Kabina jest przeraźliwie ciasna. Lewarek skrzyni biegów porusza się z absurdalnym oporem. Dach jest nisko, hałas – po prostu niemiłosierny. Prowadzenie auta marzeń nie należy do przyjemnych zajęć w typowym rozumieniu tego słowa. To uzależniająca walka
Przed Miurą centralnie umieszczony silnik napędzał m.in. Forda GT40 i Matrę Djet. Poprzecznie umieszczone V12 było tylko w Miurze. Lamborghini chwaliło się tym rozwiązaniem, prezentując na salonie w Turynie w 1965 r. samo podwozie z silnikiem i ramą, bez karoserii. Publiczność była zachwycona, jednak eksperci nie podejrzewali, że Lamborghini wprowadzi to rozwiązanie do produkcji seryjnej. Silnik ledwo się mieścił, w jednym bloku z nim znalazły się też skrzynia biegów i dyferencjał.
Gdy dwunastocylindrowe zwierzę budzi się do życia, zaczynają boleć uszy i szacunek dla maszyny rośnie. A może to już strach? 3,9-litrowa jednostka pracuje tuż za plecami kierowcy, grzejąc, wibrując i zagłuszając wszystko.
Miura wymaga wyrzeczeń. Komfortu nie ma co szukać, tak samo jak bagażnika. To Lamborghini jest w każdym calu... dalekie od perfekcji. Gdy gaźniki są źle wyregulowane, silnik ma szansę dokonać samospalenia. Przy kończącym się paliwie w baku przednia oś staje się tak lekka, że Miura ignoruje reakcje na ruchy kierownicą.
W tym aucie tylko nieliczni potrafią być szybcy. Żeby poznać maksimum możliwości Miury, trzeba mieć bardzo gruby portfel, nerwy ze stali i „te rzeczy”... – najlepiej też solidne.
Mimo tych wszystkich niedociągnięć ludzie z benzyną we krwi śnią o Miurze. Wygląda bowiem po prostu niesamowicie. Jej bardzo nowoczesne jak na tamte czasy nadwozie typu monocoque pozwala dzięki dobremu zbalansowaniu mas (przy pełnym baku) dość łatwo opanować auto na zakrętach. To Lambo długo pozostaje neutralne, nim przewidywalnie zarzuci tyłem. Układ kierowniczy i hamulce pracują bardzo precyzyjnie, jedynie mechanizm zmiany biegów haczy. Ktoś tak wymyślił, że drążki przebiegają przez sam środek skrzyni korbowej.
Frank Sinatra kazał kiedyś w swojej Miurze obić fotele skórą z dzika, a wykładzinę wymienić na pomarańczową – tak, by całość pasowała do wystroju jego odrzutowca. Jeżeli chcesz się kimś stać, kupujesz sobie Ferrari. Gdy już kimś jesteś, możesz sobie pozwolić na Lamborghini – miał kiedyś powiedzieć. Naszym zdaniem Miura to auto dla kogoś, kto nie potrzebuje samochodu do przemieszczania się z punktu A do punktu B.