Volkswagen T1 w typowym wyposażeniu został w 1962 r. zakupiony przez austriackiego inżyniera Kurta Kretznera. Właściciel nie był jednak zadowolony z zakupu, ponieważ potrzebował pojazdu do poruszania się w dość trudnym górskim terenie. Ponieważ nie znalazł satysfakcjonującej oferty, postanowił sam zbudować taki pojazd, a za bazę posłużył mu nowo zakupiony T1.
Kurt zmienił w zasadniczy sposób układ napędowy – zamontował cztery osie, dwie skrętne z przodu i dwie z tyłu połączone gąsienicami. Mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu rozdziela równomiernie moment obrotowy na każde koło. Koła przednie mają 14 cali, a opony gruby bieżnik zimowy.
Pod maską pozostał silnik z seryjnego T1 – jednostka 4-cylindrowa o pojemności 1,5 litra i mocy zaledwie 44 KM. Wnętrze przystosowano do trudnych górskich warunków – nie ma w nim wygodnych siedzeń, czy tapicerowanych wykładzin, są za to drewniane ławki, skrzynki na sprzęt, uchwyty na łopaty i kanistry.
Bardzo skromny jest kokpit – na desce rozdzielczej umieszczono tylko dwa zegary: prędkościomierz oraz wskaźnik paliwa. Do środka można dostać się dwuskrzydłowymi drzwiami z prawej strony lub od tyłu po podniesieniu klapy bagażnika. Prace nad górskim pojazdem zajęły sześć lat, gotowe auto zaprezentowano w 1968 r.
Pomimo słabego silnika o mocy 44 KM pojazd Kurta Kretznera nazwany dobrze radził sobie w górskich warunkach i to zarówno latem, jak i w zimie. Szerokie opony z przodu i gąsienice z tyłu pozwalały mu na sprawne poruszanie się nawet w głębokim śniegu. Jedyne ograniczenie to niewielka prędkość maksymalna – gąsienicowy T1 rozwijał prędkość do 35 km/h, ale w warunkach górskich było to wystarczające.
Konstruktor pojazdu po udanych próbach w terenie postanowił uruchomić jego produkcję, oferować go właścicielom schronisk, wyciągów narciarskich, myśliwym, strażnikom leśnym. Niestety, udało mu się zbudować tylko dwa egzemplarze, z których do dziś zachował się tylko jeden. I właśnie ten egzemplarz odrestaurowany w 2022 r. przez Volkswagena pokazano na targach w Essen.