Nawet w obecnych czasach trudno wyobrazić sobie podobne zlecenie. 80 lat temu nie byle jaki klient złożył szczególne zamówienie. Rząd brytyjski zlecił opracowanie i zbudowanie nowego 38-tonowego czołgu do wsparcia piechoty. Wydawać by się mogło, że to zasadniczo nic nadzwyczajnego. Sęk w tym, że na realizację było niewiele czasu – zaledwie 12 miesięcy (pilna potrzeba, gdyż mnóstwo ciężkiego brytyjskiego sprzętu zostało bowiem po drugiej stronie kanału po klęsce Francji w 1940 roku). Zadanie powierzono producentowi samochodów, czyli dobrze znanej na wyspach marce Vauxhall (w tym czasie w Niemczech Daimler-Benz AG był już na półmetku produkcji popularnego czołgu Panzerkampfwagen III z silnikiem Maybacha).
Zlecenie nieprzypadkowo trafiło do zakładów Vauxhall w Luton. Firma miała już bowiem doświadczenia z projektem silnika do zarzuconego projektu czołgu Harland & Wolf (model A20). Nietrudno zatem zgadnąć, że nowy 12-cylindrowy motor Bedforda o pojemności 21 litrów (i mocy 350 KM) był gotowy już po 89 dniach. Vauxhall chwali się, że to efekt całodobowej pracy (budowy nie przerywano nawet na okres weekendów i świąt). Można tylko się domyślać pod jaką presją była wówczas cała firma.
W ciągu 12 miesięcy nie próżnowano. W tak krótkim czasie udało się stworzyć pierwszy działający prototyp ciężkiego czołgu piechoty, który otrzymał oznaczenie A22. W historii zapisał się jednak pod nazwą "Churchill". Łatwo ją skojarzyć z wówczas urzędującym premierem Winstonem Churchillem. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak teoria o uhonorowaniu wybitnego angielskiego dowódcy Johna Churchilla, który brał udział w wojnie o sukcesję hiszpańską na początku XVIII wieku.
Nietrudno zgadnąć, że pośpiech nie sprzyjał jakości. Pierwsze partie czołgów zmagały się bowiem z licznymi usterkami o czym Vauxhall już nie wspomina w swoich materiałach prasowych. W czasie wojny rozważano nawet przerwanie produkcji (czołg powstawał w różnych brytyjskich zakładach), ale ostatecznie po wprowadzeniu licznych poprawek i sukcesie kampanii w Tunezji "Churchill" przetrwał.
Konstrukcja doczekała się wielu różnych wersji. Różniły się nie tylko uzbrojeniem, ale także szczególnym wyposażeniem. Powstała m.in. wersja w postaci samobieżnego mostu czołgowego (dla ciężkich pojazdów o masie do 60 ton) czy miotacz ognia. Żadna z nich nie grzeszyła wyjątkowymi osiągami. Ze względu na przeznaczenie (wsparcie piechoty wymaga wolniejszego pojazdu) czołgi osiągały maksymalną prędkość ok. 25 km/h (dla porównania znacznie mocniejszy radziecki T-34 osiągał ponad 50 km/h a amerykański M4 Sherman 39 km/h).
W historii "Churchill"a jest też polski wątek. Brytyjskie czołgi wykorzystywane były (przez krótki okres czas) także przez polskie jednostki w ramach 1 Dywizji Pancernej dowodzonej przez generała Stanisława Maczka.